Rozdział 12

371 17 1
                                        

– Tak, z pewnością mi to coś mówi – warknął.

– Och, na pewno go pan pamięta! Jeden ze stażystów z mojej grupy. Nie przyjaźniłam się z nim za bardzo. Taka ciota, trochę...

– Czekaj. Mówisz, że stażysta. Mógł mieć dostęp do Czarnej Księgi?

– Nie mam pojęcia. Musiałby pan porozmawiać z Abate. Zresztą...

Dziewczynie cicho przerwała skrzatka, która nagle pojawiła się w pokoju.

– Przepraszam panienko. – Skłoniła się im. – Mam dla ciebie wieści, sir! – zwróciła się do Snape'a.

– Jakie? – zapytał lodowato.

Skrzatka przestąpiła zdenerwowana z nogi na nogę.

– Pan kazał mi to przekazywać na osobności – wyszeptała.

– Nie miałem na myśli Granger – machnął lekceważąco ręką. Usiadł z powrotem wygodnie w fotelu. – O co chodzi?

– Pan kazał mi wyszukać, gdzie znajduje się zła pani Lestrange...

Hermiona posłała mu zdziwione spojrzenie, lecz je zignorował.

– I co?

– Spotkałam swojego dawnego kolegę Branda, sir. Mówił mi, że pracował u złej pani.

– Kiedy? – przerwał.

– Mówił, że zaczął z pół roku temu, lecz przed miesiącem go wyrzuciła. Ona i jakiś inny mężczyzna. – Jej wzrok stanął na podobiźnie Chrisa leżącej na stoliku. – To ten zły chłopiec, sir! Ja go widziałam, sir! Brand mi go pokazał na wszelki wypadek, sir! – zawołała rozradowana. – Czy ten zły chłopiec zrobił mojej pani krzywdę? – zapytała nieco rozdrażniona.

– Tak – westchnął. Skrzaty bywają strasznie gadatliwie.

– Mogę odnaleźć tego złego chłopca! Zapłaci za to co zrobił panience... – ukłoniła się nisko przed Granger.

– Świetny pomysł Tippi. Idź i znajdź go. Tylko mała rada. Ma być żywy. Niekoniecznie przytomny i ty też masz być żywa. Może być niebezpieczny.

– Pan się nie martwi, sir! Tippi sobie poradzi ze złym chłopcem, sir!

– Czekaj! – zawołał.

– Tak, sir?

– Gdzie oni byli?

– W Skandynawii, sir.

– Dobrze. Możesz iść.

Po chwili zniknęła.

– I co o tym sądzisz, Granger? – zapytał znudzony. – To może być on.

– Może – powiedziała z namysłem. – Mówił, że przyjeżdża ze Skandynawii. Pewnie niedługo się pan z nim rozmówi.

Skinął głową, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że sam miałby mało pytań.

– Razem się z nim rozmówimy. Tak myślę. Do tego czasu musimy poczekać. Coś cię boli, Granger?

– Trochę mi słabo – westchnęła.

– Hm... no tak... pewnie znowu rana krwawi. Jeszcze trochę i zabraknie mi odpowiednich eliksirów. Co wiesz o tym Chrisie? – zapytał, szukając eliksirów.

– Nie dużo. Tak jak mówiłam nie przyjaźniłam się z nim. Zawsze wyglądał jakby się czegoś bał. Ta Katie... była bardzo na niego cięta. Nie miał przyjaciół. Ale z tego co słyszałam, Abate kiedyś go chwalił za zaklęcia.

– Cóż z pewnością zaklęcia to jego mocna strona. W końcu macza palce w czarnej magii. Myślisz, że Abate by mu pozwolił czytać najniebezpieczniejszą księgę na świecie?

– Możliwe. Taka czarna owca. Nieakceptowany przez rówieśników. Takim pozwala się na więcej z samego współczucia, prawda?

To była prawda. Weźmy takiego Longbottoma. Totalna ciota, a inni nauczyciele mu pomagali. Sprout zawsze go chwaliła i wprowadzała w tajniki zielarstwa przed jego czasem. Inni, ale nie Severus Snape. Chyba dlatego tak bardzo się go bał... Może ten cały Chris też się kogoś bał? Idąc tą drogą myślenia.

– Czy ten cały Chris się kogoś bał w Mungu?

Zauważył, że policzki Gryfonki przybierają nieco czerwonych kolorów.

– No... ja tego... no... Kiedyś z Draco go nastraszyliśmy dla samej frajdy. Wiem, że zrobiliśmy źle. Bardzo źle. Ale to był pomysł Malfoy'a!

– Co zrobiliście? – zapytał zaciekawiony.

– Pamięta pan ten incydent Mac'a i Draco. Wtedy, co musiał ich pan rozdzielać.

– Wtedy co Janith miał tę gębę całą opuchniętą?

– Tak. On nie niósł eliksirów dla pacjenta. Chris je podmienił. Draco go bardzo nastraszył, że jeżeli tego nie zrobi to zamieni go w ropuchę i wpuści do morza. A Chris kiedyś coś mówił, że panicznie boi się wody i nie umie pływać... – zakończyła już cała czerwona na twarzy.

Nie wytrzymał. To go przerosło. Wybuchł śmiechem. To niedorzeczne jak też młody Malfoy zastraszył go. Widać było, że jest podatny na innych. Więc i Severus wyciągnie od niego sporo informacji. Śmiał się chwilę, lecz widząc przerażone spojrzenie Gryfonki natychmiast przestał.

– Pan. Się. Śmiał! – zawołała przerażona.

– Odkrycie równe Wszystko – Wiedzącej – Panny – Granger! – zakpił.

– Zawsze byliśmy wszyscy pewni, że pan nie zna funkcji śmiania się.

– Jak widać myliliście się – burknął.

– Tak... niesamowite. Gdyby Harry i Ron wiedzie... – przerwała. Po raz pierwszy od kilkunastu dni wymówiła głośno ich imiona. Jej oczy natychmiast zrobiły się mgliste. Uśmiech znikł z twarzy. Teraz krzywiła się z bólu, a z oczu leciały łzy. Odwróciła się zażenowana swoim wybuchem, którego nie mogła zatamować. Jak małe dziecko zakopała się w kołdrze. Słychać było przytłumiony, przerywający szloch.

W pierwszej chwili zamarł. To stało się tak nagle, lecz potem nie miał pojęcia co zrobić. Siedzieć dalej? Wyjść? Czy co? Nigdy nie miał takiej sytuacji. Raz jeszcze siarczyście przeklął Albusa i te wszystkie obietnice mu złożone. Wstał i usiadł na brzegu łóżka Gryfonki. Niepewnie odsłonił kołdrę. Leżała tyłem do niego. Włosy były w nieładzie. Odgarnął kilka zbłąkanych kosmyków za ucho.

– Już dobrze – szepnął jej do ucha. Zdziwiona usiadła. Oczy miała opuchnięte od płaczu. Usta nieco rozwarte ze zdziwienia. Policzki były nadal zaróżowione. Wyglądała uroczo. STOP. Tego ostatniego nie było. Nie wygląda wcale uroczo, wygląda lepiej. Nie... Snape. Powstrzymaj się od tych myśli. I te usta... Nie! Tak nie może być! W rozdarciu z samym sobą objął ją ramieniem.

– Musisz o tym zapomnieć – szepnął.

– Nie potrafię – powiedziała zachrypniętym głosem od szlochu, wtulając się w jego ramię i dalej plącząc.

Nie myśląc głaskał ją po włosach, szepcząc słowa otuchy, uspokojenia. Jednocześnie własne nerwy mając jak najbardziej rozluźnione. Zadziwiające, jak na człowieka wpływa druga osoba. Gdy poczuł, że jego koszula przemokła do reszty ona podniosła głowę. Dzieliły ich nikłe milimetry. Wcześniejsze myśli znów powróciły. Ona obejmowała go w pasie, on ją ramieniem.

– Dziękuję – szepnęła czule.

Zaschło mu w ustach od tej bliskości. Od tego głosu. Poczuł jej zapach, słodkich róż ekwadorskich.

– Nie ma za co – wychrypiał.

Ona położyła mu rękę na policzku. Wtedy coś w nim pękło. Pewna bariera, którą usilnie starał się nie przekraczać od kilku dni. Położył swoją dłoń na jej. Drugą wplótł we włosy, nachylając się ku niej. Gdy jego usta dotknęły jej warg, słodkich, zmysłowych nie mógł się opanować. Całował ją zachłannie. O dziwo dziewczyna oddawała pocałunki. W końcu jego ręka wylądowała na jej plecach, masując je równomiernie. Jej dłonie były zaplątane w jego włosach. Wtedy przerwał. Raptownie oderwał swoje zimne usta od jej zmysłowych, ciepłych warg.

– Ojej... – szepnęła Gryfonka.

Wciągnął głośno powietrze, lecz nie odsunął się.

– Merlinie... – szepnął. – Znowu to zrobiłem! – krzyknął na siebie w akcie desperacji. – Bardzo ciebie przepra...

– Nie przepraszaj – przerwała mu.– Nie masz za co. Tak przy okazji, jeśli to się znowu powtórzyło, to może przejdziemy na ty? – zapytała zadziornie. – Hermiona. – Wyciągnęła rękę.

Nie miał wyjścia. Głupio byłoby mówić do niej dalej Granger, albo Panno Granger po czymś takim. Z niechęcią malującą się na twarzy, a głosikiem skaczącym z radości w jego głowie wyciągnął także rękę.

– Severus.

– Ach, tak... trzeba przyznać, że całować to potrafisz... – rozmarzyła się dziewczyna.

Uniósł zdziwiony lewą brew.

– Lepiej byłoby zapomnieć o tym... hmm... incydencie – powiedział lodowato.

Spojrzała na niego zawiedziona.

– Jak tam chcesz to sobie zapominaj. Ja tego chyba do końca życia nie zapomnę.

– Tylko wara o tym komuś mówić! – warknął.

Twarz dziewczyny niedawno jeszcze zapłakana i smutna, teraz roześmiana, a w oczach błyskały iskierki radości.

– Ach! Czyli potajemny romansik? – zapytała, ledwo nie wybuchając śmiechem.

Ale on tego nie zauważył. Był wściekły na siebie. Na Granger. Na Albusa i z niewiadomych przyczyn na Lucjusza.

– Żaden romansik ty durna...

– Żartowałam! Żartowałam! Nie znasz się na żartach? – zapytała, wybuchając śmiechem.

Jemu nie było do śmiechu, mimo to lekko się uśmiechnął. Dał się nabrać w przypływie zażenowania i złości na siebie samego.

– Kobiety... – westchnął, wstając by rozprostować nogi. Automatycznie chciał przejechać palcami po włosach, lecz te były całe potargane. Z udawanym żalem i złością warknął:

– Zobacz co zrobiłaś? Jak ja teraz wyglądam?

– Szczerze? Bardzo sexy – powiedziała, dalej śmiejąc się do rozpuku. Chcąc nie chcąc i jego to rozbawiło, więc idąc do łazienki mruczał pod nosem jej odpowiedź z uśmiechem. 

ObietnicaWhere stories live. Discover now