Hermiona, lądując bezpiecznie na ziemi, podała mu z uśmiechem słoik.
- Mamy wszystko.
- Tak jakby. Został jeszcze Agapant.
- Możemy go zebrać gdzieś indziej! – oburzyła się.
- W sumie mam go trochę w magazynie. To się prześpimy i możemy wracać.
Hermiona posłała mu litościwe spojrzenie.
- Co? A to... Granger, nie wiem co ty sobie myślisz, ale to jest...
- Jakie niby jest? I co?
- Sama dobrze wiesz – mruknął.
- Wydaje mi się, że nie wiem o czym pan mówi.
Snape zniecierpliwiony machnął ręką.
- Spać i nie narzekać! – syknął, wskazując na namiot.
- Dobrze, panie niecierpliwy..
- Granger! – zawołał za nią, gdy już z uśmiechem maszerowała do ogniska. Po chwili dodał. – Ale w sumie jestem głodny. Mogłaby zrobić te kanapki z majonezem, a nie się mądrzyć.
- Słyszałam! Sam sobie zrób!
***
Przed wieczorem spakowani stali na polanie. Snape dogasał ognisko zaklęciem i usuwał wszelkie ślady ich użytkowania na polance. Hermiona, korzystając z chwili odpoczynku, usiadła na wysokiej trawie wśród pięknych, złotych kwiatów. Na jej dłoni siedział uroczy motylek. Od małego lubiły ją motyle. A ona nigdy na to nie narzekała. Zbyt piękne, by nienawidzić i skrzywdzić. Ten akurat miał srebrne, niemal przezroczyste obwódki skrzydełek i zielonkawe plamki ułożone symetryczne do siebie. Było to piękno czystej postaci. Motylek strzygł skrzydełkami, lecz nie odlatywał. Wpatrywał się w twarz dziewczyny niemal inteligentnym wzrokiem. Gryfonka lekko dotknęła skrzydła. Było mięciutkie. Zapewne miało jakiś niewidoczny dla jej oczu puszek. Motyl machnął niespokojnie skrzydełkami.
- Spokojnie malutki. Nie chce ci zrobić krzywdy. Taki malutki, piękniutki i bezbronny. W tak niebezpiecznym miejscu. Tak okropnym miejscu jak ta dżungla. Niczym róża w środku szczerego pola.
Uśmiechnęła się pogodnie i odłożyła maleństwo delikatnie na najbliższym kwiatku. Motyl mimo to wzbił się w powietrze i poszybował w dal. Hermiona odprowadzała go wzrokiem wciąż się uśmiechając.
- Co się szczerzysz? – usłyszała ponury głos – Idziemy!
Hermiona westchnęła ciężko i podniosła się na nogi. Snape stał trzy kroki od niej i czekał wyczekująco, aż łaskawie podejdzie.
- Wrócimy tu jeszcze kiedyś?
- Ja osobiście nie zamierzam.
- Szkoda to naprawdę niesamowite miejsce. Niemal jak Hogwart.
Podeszła jeszcze bliżej. Dzieliło ich kilka centymetrów. Wpatrywała mu się głęboko w oczy, widząc w nich tylko ironię i mrok. Nieświadomie spojrzała na jego mocno zaciśnięte usta. A kiedy przyjdzie pora tak chętnie otwarte. Chwyciła go za dłoń. Natychmiast poczuła to nieprzyjemne szarpnięcie w okolicy pępka. Po chwili stali w ciemnym zaułku londyńskiej dzielnicy. Brudne ciuchy leżały przy przepełnionych śmietnikach. Zapach moczu roznosił się w ciasnym zaułku. Snape wyrwał dłoń i ruszył do przodu.
- Ruchy Granger. Mamy mało czasu, jeżeli mimo wszystko masz przeżyć.
Dziewczyna niechętnie poszła za nim. Londyn o zmierzchu był piękny i upiorny. W ciemnych zaułkach czaili się ludzie, których nigdy nie miała ochoty poznać. Za to zwykłe miasteczkowe uliczki były urocze. Latarnie były już włączone, tworząc piękny nastrój.

YOU ARE READING
Obietnica
Fanfictionblog przeniesiony z platformy blox.pl. Historia Severusa i Hermiony po wojnie, gdzie oboje są związani niewyjaśnionymi obietnicami.