Rozdział 37

51 9 5
                                    

Zayn

- Nie mogłam się do niego dodzwonić – powiedziała znajoma Edwarda. – Pije od kilku dni, jak tylko wyznałeś mu, że nie potrafisz się wyleczyć ze swojej miłości i możesz jedynie zaoferować mu przyjaźń. Żal na niego patrzeć, dlatego proszę wejdź tam i potrząśnij nim, aby wziął się w garść. Życie nie kończy się na tobie.

- Porozmawiam – rzekłem wchodząc do mieszkania.

Przewędrowałem po wszystkich pomieszczeniach. Nie znalazłem dawnej sympatii. W końcu poszedłem na dach. Czasem tam przesiadywaliśmy.

- Tutaj jesteś – wydusiłem.

- Nie zbliżaj się. Odejdź! – podniósł głos, a ja zatrzymałem się i rozejrzałem po otaczającym nas krajobrazie. – Żałuje, że nie zostałeś w tym więzieniu. Nie zasłużyłem sobie na tyle...

- Masz rację – wtrąciłem. – Nie zasłużyłeś sobie na ból, który ci zadałem. Przepraszam, że cię skrzywdziłem, ale chciałem uciec od swojego bólu i wykorzystałem cię...

- Chciałeś wzbudzić w nim zazdrość – burknął Ed.

- Nie wiem, co chciałem w nim wzbudzić – oznajmiłem. – Po prostu przez chwilę wierzyłem, że go porzucę i będę szczęśliwy. Jednak nie mogę być połowicznie szczęśliwy. Tylko z nim tak naprawdę żyję i jestem tak bardzo szczęśliwy, że oddycham pełną piersią, a nie na raty i przypadkowo. To, co mówię boli, ale w końcu mogę to powiedzieć głośno i wyraźnie kocham Liama, a on kocha mnie i dla mnie...

- Dla ciebie zapomni o krzywdach doznanych przez twoich najbliższych? – spytał wtrącając się w moją wypowiedź. – Nie łudź się! Thomas wrócił i jeszcze bardziej pogłębi się jego nienawiść i poczucie niesprawiedliwości. Jeśli zostanie w tej firmie będą wiecznie ze sobą walczyć, a ty będziesz bezczynnie patrzył, bo nie będziesz wstanie zareagować. Oni dopadną do siebie jak wygłodniałe wilki.


               Usiadłem na skoszonej trawie obok odpoczywającego Liama.

- Nie ma polnych kwiatów – oznajmiłem.

- Nie ma.

- Postanowiłem doprowadzić to miejsce do porządku – rzekł Liam.

- Będzie różany ogród? – spytałem uśmiechając się widząc jego poważny wyraz twarzy i bez jakichkolwiek emocji spojrzenie. – Odejdź z firmy – wydusiłem trochę nie pewnie. – Odejdź i nie oglądaj się za siebie – powiedziałem wyraźnie.

Liam milczał, a kiedy ponownie położył się na wysuszonej trawie, która pokrywała brunatną ziemię zrozumiałem, że podjął decyzję. Wstałem, a następnie popatrzyłem na otwartą przestrzeń.

- Thomas odebrał nam przetarg, w którym poszedłem na ugodę z ekologami. Od razu jak się pojawił przegrała moja firma dwu krotnie w przeciągu kilku dni. Postanowił zakwestionować oddanie mi udziałów przez Kaana....

- Oddaj mu wszystko – wtrąciłem.

- Tak jak ty oddałeś Jaredowi? – spytał, a ja zacisnąłem szczęki i szczelnie zamknąłem oczy, aby nie pozwolić sobie na ogarniający mnie smutek. – Już zastrasza dwóch moich sprzymierzeńców, odwiedził ojca Belli, a następnie wyrzucił synalka – powiedział ze złością w głosie. - Zerrin zaproponował stanowisko, na którym może się jej bardzo szybko podwinąć noga. Inteligentny oraz sprytny, niebezpieczny i podły, a ja jestem w tym momencie osłabiony, bo zagubiłem się zachowując pieprzony balans. Chciałem być twoim bohaterem, a zarazem katem dla wszystkich, którzy mnie skrzywdzili. Nie udało mi się – burknął podnosząc się. Patrzył na mnie. – Nie płacz – wydusił.

- Liam.

- Nie płacz – rzekł. – Możesz na mnie zaczekać, a jeśli nie chcesz możesz odejść.

- Liam, proszę – szepnąłem. Po moim policzku płynęła łza za łzą. – Proszę.


                Obudziłem się w łóżku, a obok leżał przy mnie jeszcze śpiący spokojnym snem Liam. Patrzyłem na jego piękną buzię. Miał idealne rysy twarzy, długie ciemne rzęsy, grube brwi, kilka zmarszczek na czole, niesforne włosy, a kiedy spojrzałem niżej mogłem wpatrywać się w duże czerwone usta, które dotknąłem opuszkami palców, wargi były jeszcze ciepłe od ostatniego pocałunku, który pozwolił nam zakończyć przyjemny wieczór.

Liam otworzył oczy.

- Nigdy ci się nie znudzi ten widok? – spytał zachrypłym głosem.

- Nigdy.

- Jesteś niesamowity.

- Dlaczego?

- Bo nie masz mnie nigdy dość – odpowiedział? – Wydaje mi się, że jesteś za bardzo przesiąknięty mną. Za bardzo uparty, aby próbować mnie zapomnieć. Wlepiłeś te swoje piękne oczy w moje usta tylko po to by cierpliwie czekać na maleńki oddech.

- Jestem przesiąknięty, uparty i cierpliwy – powiedziałem. – Zapomniałeś dodać, że jestem za bardzo wrażliwy i spokojny, dlatego tylko przy mnie odchodzą twoje zmartwienia oraz leczę każde twoje rany te na ciele jak i te na duszy – szepnąłem składając pocałunek na jego nagiej klatce piersiowej. – A w sercu wryłem ci tylko potrzebę kochania mnie – rzekłem tym razem subtelnie składając pocałunek na jego ustach. Odwzajemnił pieszczotę. – Chce z tobą zostać – powiedziałem.

- Jesteś tego pewny? – spytał, a ja skinąłem głową.

- Postaram się zaczekać na ciebie w naszym domu, bo mogę się tu wprowadzić, prawda?

- Tak – odpowiedział Liam. – Budowałem ten dom tylko dla siebie. Kiedy już cię miałem w swoim sercu i po raz pierwszy tu wszedłem pomyślałem, że ten dom jest taki pusty bez twojej obecności. I tylko z myślą o tobie postanowiłem stworzyć nam mały raj na ziemi, dlatego kiedy wyjdziemy za jakiś czas na balkon zobaczymy czerwone róże, które będą symbolem twojej miłości do mnie.

- Róża jest naszym symbolem? – spytałem, a on skinął głową.

- Przez ciebie staje się coraz większym romantykiem – odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Jednak po chwili spoważniał.

- Co się stało?

- Jutro wszystko będzie inne.

- Tak bardzo chcesz wyjawić wszystkim prawdę, tak bardzo chcesz, aby od niej, oślepnęli, że za bardzo się w tym zatracasz i zaczynam się bać o ciebie – powiedziałem czując jak bardzo mocno przygarnia mnie do swojego drżącego ciała. – Nie odejdź od prawdy. Nie odejdź od sprawiedliwości. Nie odejdź od tego, o co walczyłeś, bo walczysz o siebie. Pamiętaj o tym.

- Mam prawo walczyć o lepszą przyszłość z pamięcią, że potrzebuje wymazania tej złej przeszłości, w której są same kłamstwa, które zniszczyły wszystko i wszystkich, których kochałem.

Pocałowałem go.

- Bardzo się boje o ciebie – szepnąłem, a Liam westchnął i ucałował mnie w skroń.

- Dobrze wiedziałeś, w kim się zakochałeś – wymamrotał.

Westchnąłem.

Pomyślałem: Nie wiem, dlaczego stanąłeś na mojej drodze, wiem jednak coraz bardziej, że ta miłość będzie kosztować i cholernie boleć, ale nie mogę już od ciebie odejść, bo jestem za bardzo przywiązany do twoich uczuć.

Balans  #ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz