Rozdział 6

91 21 2
                                    

Liam

- Drew został zawieszony – oznajmił dyrektor więzienia. – Musisz do czasu wyjścia na wolność mieć oczy szeroko otwarte.

- Doskonale rozumiem, że mogę znaleźć się w miejscu, w którym zostaną odcięte wszystkie drogi wyjścia, prawda?

- Tak – odpowiedział. – Jeszcze kilka dni i opuścisz więzienie.

- Chce już moją wolność – rzekłem, a następnie westchnąłem patrząc w stronę okien.


Cztery dni później

Bez pośpiechu podążałem szarymi korytarzami, aż dotarłem do świetlicy więziennej. Wchodząc do wnętrza ponurego miejsca spostrzegłem malującą się nostalgie na twarzy kilku więźniów, wtedy usłyszałem charyzmatyczny i skrywający tajemnice głos.

- Poznałem cię, dlatego już się nie ukryjesz, bo gdziekolwiek odpłyniesz odnajdę cię po znamieniu na twej pięknej duszy. Poznałem cię, dlatego mogę oglądać twą nagość i trochę nie wierzę sobie sam, że odnalazłem w tobie niebo.

Więźniowie znajdujący się w przytłaczającym pokoju zaczęli bić mu krótkie, ale głośne brawa, gdy zamilkł.

Miał zmrużone oczy, które otaczały czarne, długie i gęste rzęsy. Wydawało się, że patrzy na gitarę, którą drżącą dłonią dotykał, aby jeszcze ze strun popłynęła bardzo smutna melodia. Usta wykrzywił, jakby w grymasie, zacisnął mocno szczęki. Zmarszczył czoło, na które opadało kilka niesfornych czarnych włosów. Patrzyłem na przygarbioną postać, która wyglądała w tym momencie jak zamykająca się skorupa. Ostatni raz długie palce dotknęły strun i nastało silne uderzenie w ścianę gitary.

Zayn zastygł w bezruchu, gdy spostrzegł mnie w pomieszczeniu.

Po wyjściu więźniów leniwie rozsiadłem się na metalowym krześle.

- Chyba się w tobie zakochałem – powiedział podnosząc się z kanapy, a kiedy odłożył gitarę w kąt spytał: – Czy ty masz jakieś uczucia w stosunku do mojej osoby?  

- Jakieś?

- Może to być potrzeba lub frustracja – wydusił nadal wpatrując się w przedmiot.

- Zbyt szybko oszalałeś w tym miejscu – powiedziałem.

- Może masz rację. Pewnie jestem zbyt niepewny swego, bo wszystkie moje myśli ściągają cię do mnie, wtedy zastanawiam się czy dajesz mi siłę i bezpieczeństwo czy to tylko iluzja przestraszonego chłopaka.

- Iluzja – wydusiłem.

Zayn niespiesznie się odwrócił. Spojrzał na mój beznamiętny, kamienny wyraz twarzy i uśmiechnął się do mnie. Nie odwzajemniłem gestu.

- Potrzebuję w tym miejscu odważnej osoby – rzekł przecierając ręką kark. – Zrobiłem z ciebie bohatera.

- Nie potrzebnie – szepnąłem.

– Nie jestem pozytywną postacią.

- A możesz być moim bohaterem? – spytał.

Nie odpowiedziałem na pytanie.


Zayn

- Twoją sprawą zajęła się adwokat – powiedziała ciotka.

- Czyli nie pozwoliłaś, aby to Kosta nadal prowadził moją sprawę, tak?

- Właśnie nie. Ona sama pojawiła się w firmie w towarzystwie jednego z naszych udziałowców Kaana Sergena.

- Kojarzę mężczyznę. I co z tego wynikło?

- Chyba coś pozytywnego, bo Jared kipi z wściekłości, że możesz wyjść o wiele wcześniej niż zaplanował. Grozi ci dziesięć lat więzienia – wydusiła.

- Domyślałem się. W więzieniu dużo można się dowiedzieć od skazańców.

- Poza tym to nie wszystko. Podsłuchałam rozmowę Kim...

- To chyba paranoja, że podsłuchujesz nawet moją siostrę – wtrąciłem.

- Zayn ona powiedziała Edwardowi, że ci pomoże, jeśli ten zostanie jej mężem – powiedziała z mocnym akcentem na słowo 'mąż'. – Twój ukochany chce się zgodzić, jeśli ta zagwarantuje i pomoże mu, abyś otrzymał zamiast dziesięciu minimum pięć lat. - Milczałem. – Jared już próbuje przeciwstawiać wspólników wmawiając im, że więzień w firmie źle wpłynie na przysłowiową twarz firmy. Nie wiem czy ktoś nie zacznie się wycofywać. Zayn?

Uporczywie milczałem.

- Chciałbym teraz zaczerpnąć... Potrzebuję oddechu – szepnąłem, gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami.

- Co się dzieje chłopcze?

- Słabo mi. To przejdzie.

Jeszcze przez niespełna piętnaście minut siedzieliśmy w ciszy.


        Wracałem z innymi więźniami do cel, gdy nagle poczułem jak dwóch strażników wciąga mnie do pomieszczenia pełnego kabli i unoszącej się pary, powietrze było gęste i mokre. Otrzymałem kilka ciosów w brzuch, a potem poczułem silne uderzenia pały w okolicach kolan, uklęknąłem.

- Nigdy nie przeciwstawiaj się strażnikom – powiedział jeden z nich.

Drugi otworzył drzwi i do dusznej sali weszło kilku dobrze zbudowanych więźniów. Trzymali w dłoniach pręty, a strażnicy z uśmiechami na twarzy wycofali się. Opuścili miejsce. Zostałem sam na sam z mężczyznami, na których twarzy malowało się pragnienie krwi, chcieli wydobyć z siebie złość, którą obleje śmierdzący pot, a ja będę kurczył się pod ciężarem ich pochylających się ciał.

W końcu przystąpili do ataku, ale trwało to bardzo krótko, dlatego bez namysłu odsłoniłem zasłoniętą buzie dłońmi. Zobaczyłem Paula oraz Christophera, którzy z dwoma nieznanymi mi osadzonymi zaczęli okładać pięściami wyrzutków społeczeństwa. W końcu spojrzałem na jednego z napastników, który zamachnął się trzymając w ręku pręt.

- Wystarczy jedno celne uderzenie – wydusił.

Kiedy zamilkł zauważyłem, że na jego krtani zaciska się czarny pasek od spodni, z dziurkami i srebrnymi ozdobnikami. Narzędzie wypadło mu z uścisku. Ktoś stojący za nim poszarpnął, zacisnął mocno pas, aż jego szyja zaczęła nabierać białego, a następnie czerwonego, granatowego odcienia. Z kącików ust wypłynęła mu biała ślina, a następnie pojawiły się odrobinki krwi. Opaska  zacisnęła się  silniej na krtani. Zerknąłem na twarz oprawcy. Jego oczy wypływały z środka, z nosa płynęła czerwona ciecz, a usta zaczęły siniec i jego ruchy stawały się spazmatyczne. Mogłem w końcu w odgłosach walki usłyszeć pęknięcie. Odwróciłem wzrok, gdy ciało więźnia ślamazarnie opadło na posadzkę.

- Zapamiętajcie sobie, kto go dotknie nigdy już nie poczuje w swoim wnętrzu powietrza, ani czystego, ani brudnego – powiedział przeciągle Liam, który stał nad ciałem oprawcy.

Podniosłem się z podłogi. Ruszyłem do wyjścia w otoczeniu Paula i Christophera. Kiedy odwróciłem się zauważyłem idącego za nami Liama, który spoglądał na stojących pod ścianą dwóch strażników.

Idąc do celi Liam zbliżył się do mnie.

- Wmawiaj sobie, że to nie ma znaczenia. To, co się stało nie ma znaczenia. Nie ma sensu się tym zadręczać, prawda Zayn?

Spojrzałem na twarz Paynea. Jedno utkwiło w drugim.

- Nie ma – odpowiedziałem pospiesznie, gdy zauważyłem jak oddala się ode mnie.

Jednak zdążyłem musnąć dłonią powierzchnię jego skóry. Widziałem jak subtelnie uśmiechnął się, napełni swoje wnętrze powietrzem i ja w tym momencie zaczerpnąłem powietrza. Oddychałem.

Balans  #ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz