Rozdział 24

73 11 3
                                    

Liam

Do gabinetu wszedł Jared Malik-Dorman, a tuż za nim moja podenerwowana pracownica.

- Przepraszam szefie, ale ten pan nie chciał czekać, aż...

- Nic się nie stało – wtrąciłem. Sekretarka opuściła pokój, a mężczyzna rozsiadł się wygodnie na kanapie. – Twoja wizyta ma jakiś konkretny cel? – spytałem wracając do przeglądania dokumentów.

- Jak więzień osiągnął, aż tyle? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Jak zdobyłeś przychylność Kaana? I jak zamierzasz utrzymać tę firmę na powierzchni wygrywając jeden przetarg?

- Dużo tych pytań – burknąłem. – Firma powstała dzięki mojej ciężkiej pracy, a zawdzięczam to twojemu ojcu, który dużo mnie nauczył. Myślę, a raczej uważam, że więcej zdołał mi przekazać niż tobie. Kaan po prostu powoli wycofuje się z interesów. Ma dość dużych firm. Te wewnętrzne walki korporacyjne zmęczyły spokojnego człowieka. Nie wygrałem jednego przetargu, a kilka i dla twojej informacji większość wybrała mnie. I tak już pozostanie na długi czas – powiedziałem, a on uśmiechnął się.

- Jak można zaufać więźniowi?

- Powtarzasz się ze słowem więzień – odpowiedziałem odwzajemniając uśmiech.

- Rozumiem, że stworzyłeś małą firmę, bo musisz po wyjściu ze surowego miejsca zarabiać na życie, a po co ci udziały w mojej korporacji?

- Popełniasz dużo błędów – rzekłem. – Ten świat biznesu nie jest twój.

- Niedługo będzie.

- A na razie nie jest, więc nie mamy, o czym rozmawiać – powiedziałem, a on spoważniał.

- Zastanów się dobrze czy chcesz zostać w rodzinnej firmie Malik-Dorman, bo jeśli nie wycofasz się pokaże ci, na co mnie stać – oznajmił podnosząc się z fotela. – Moja rodzina zbyt ciężko pracowała na...

- Twoja rodzina? – spytałem. – James Malik stworzył firmę, a pomagał mu Johny Ehdad. Twój tatuś dołączył do nich, bo poślubił córkę bogatego biznesmena i okradając ją zainwestował w działalność brata. Tak powstał ten biznes, który wszyscy obecnie znają pod szyldem Malik-Dorman. Taka mała lekcja waszej historii – rzekłem dość spokojnie.

- I teraz rozumiem, do czego potrzebny ci jest Zayn – wydusił.

- Naprawdę?

- Chcesz, aby dochodził swoich praw, jako syn jednego z dwóch założycieli, a prawa mojego ojca i oczywiście moje chcesz zepchnąć na dalszy plan.

- Nie pomyślałem o tym – wymamrotałem. – Firma miała dwóch prawowitych właścicieli i rzeczywiście twój ojciec przyjmując nazwisko żony Dorman był tylko doczepką. Inwestorem. Pewnie są dokumenty potwierdzające, że prawowitymi właścicielami jest tamta dwójka, a Thomas jest tylko na zasadzie przyswojenia.

Uśmiechnął się, gdy skończyłem mówić.

- Nie zniszczysz firmy Mailk-Dorman – oznajmił ze złością w głosie. – Poza tym Zayn jest za głupi na tę walkę.

- A ty jesteś głupi, jeśli myślisz, że będę kopał głębiej. Chce tylko wymierzyć sprawiedliwość twojemu ojcu i ludziom, którzy pomagali mu zniszczyć moje dobre imię. Nic więcej, Jared – powiedziałem, a on zbliżył się do biurka popatrzył na mnie. – Masz coś do powiedzenia?

- Dokończę dzieło ojca. Nie popełniając przy tym żadnych błędów.

- Każdy popełnia błędy – burknąłem.

Balans  #ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz