Rozdział 2

152 24 6
                                    

Zayn

Patrzyłem jak młody chłopak subtelnie zbliża się do niego, a następnie układa bardzo ostrożnie usta na jego ramieniu. Liam zerknął na mężczyznę, a ten uśmiechnął się, aby po chwili oddalić się od kochanka.

Zauważyłem, że Liam przygląda się mojej postaci. Zaczął iść w moją stronę, a ja mogłem bez wstydu i skrępowania patrzeć na jego idealnie wyrzeźbione ciało. Kiedy znalazł się blisko zaczął wkładać na siebie do niedawna zaciśniętą w dłoni koszulkę.

- Chciałbyś skorzystać? – spytał.

- Nawet gdybym chciał cię pocałować, dotknąć w inny sposób, a nawet znaleźć się zbyt blisko ciebie mógłbyś odebrać to, jako strach i wykorzystywanie twojej osoby, abym mógł czuć się tu każdego następnego dnia trochę bezpieczniej – powiedziałem, a on uśmiechnął się.

- Mówiłem o prysznicu – rzekł. - Mam przywileje, więc jeśli chcesz skorzystać ze samotności pod prysznicem zapraszam.

- A co w zamian? – spytałem.

- Zaspokoję twoją ciekawość – odpowiedział. – Zainteresowałeś mnie. Nawet mógłbym poczuć w sobie potrzebę adorowania ciebie, ale nigdy nie zbliżę się do ciebie zbyt blisko, a ty powinieneś unikać ryzyka związanego z ewentualnym zranieniem.

- Możesz się mylić – oznajmiłem.

- Jestem zainteresowany twoimi słowami – rzekł Liam z uśmiechem, który wydawał mi się w tamtej chwili bardzo ładnym gestem.

- To ty możesz zostać zraniony. - Roześmiał się, a ja przysunąłem się do niego czując na skórze jego ciepły oddech. – Ja mógłbym cię zranić, jeśli jeszcze jedną minutę, jedną godzinę, jeden dzień dłużej będziesz się przyglądał mojej postaci. Możesz wtedy wylądować na krawędzi dnia i nocy.

- Na krawędzi dnia i nocy? – spytał.

- Tak, mógłbyś wylądować gdzieś na krawędzi mojej skóry i...

- A ty mógłbyś w końcu przycisnąć swoje wargi do moich ust – wtrącił, a ja poczułem przyjemne ciepło rozchodzące się bardzo powolnie po moim wnętrzu.

Po chwili wpatrywania się w moją twarz odszedł. Kiedy zostałem sam na środku szarego, zimnego korytarza uśmiechnąłem się z myślą, że z łatwością oczarowałbyś mnie i każdą inną osobę swoim nienagannym zachowaniem.


        - Jak się czujesz synku? – spytała ciotka Zerrin, która od kilku dni stara się wyciągnąć mnie z tego obskurnego pół świata. – Jak sobie radzisz? Schudłeś – rzekła.

- Jestem tu dopiero kilka dni – powiedziałem z uśmiechem na twarzy.

- Wynajęłam adwokata.

- Po co? Niech Kosta się zajmie moją obroną w końcu jest naszym adwokatem.

- Nie ufam mu – burknęła. – To moja wina. To wszystko moja wina. Chciałam, żebyś w końcu zajął się rodzinną firmą i nie pomyślałam o konsekwencjach.

- Jared nie lubi konkurencji – rzekłem, a ona skinęła głową.

- Mój adwokat wszystkim się zajmie i uważa, że może cię wybronić...

- Może nie mieszaj się do tego – wtrąciłem się w wypowiedź ciotki.

- Szkoda, że twój ojciec nie żyje. On wszystkiemu by zaradził. Utemperowałby Jareda i...

- Mój ojciec nie był wstanie zahamować wielkiego głodu swojego brata, więc nie myśl, że zniszczyłby zło, które drzemie w Jaredzie.

Westchnęła.

Balans  #ziamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz