8.

1.5K 41 11
                                    

Weszliśmy do białego pomieszczenia, gdzie Pani Pomfrey od razu do nas podeszła.

- O bidulko! - krzyknęła zdziwiona na mój widok. - Co jej się stało w rękę?

- Sami nie wiemy. Nie chcę mi powiedzieć. Wiem tyle, że to sprawka... Ałć! - nie dałam mu dokończyć. Nie chciałam by Slytherin dostał punkty. Wtedy bym oberwała jeszcze ja, a wątpię, że Malfoy dostanie karę. - Co ty robisz?

- Dobrze nie kłóćcie się już. Przełóż ją na to łóżko. Tylko powoli. - powiedziała zirytowana pokazując na wolne łóżko.

Po chwili leżałam na białej pościeli. Pani Poppy poprosiła abym podała jej obolałą rękę, ale nie dałam rady. Cała mnie bolała.

- Możecie już iść. Jest pod dobrą opieką. A ty się rozluźnij. Może trochę poboleć, ale muszę zobaczyć czy kości się nie przemieściły. - wszyscy wyszli, a ja pozostałam sama z uzdrowicielką i innymi pacjentami.

- Ss... - syknęłam z bólu jednak to nie robiło na Pani Pomfrey wrażeń.
- Masz pogruchotane kości skarbie. - westchnęła i pokręciła głową.

- Czy to bardzo źle? - zapytałam przestraszona.

- Nie najgorzej, ale dobrze też nie jest. Poczekaj chwilę. - Pani Poppy podeszła do szafki wyjęła eliksir, bandaż, watę i gips. To znaczyło tylko jedno.

- Co to za eliksir?

- Nie będzie cię tak boleć i zwalczy opuchliznę. Spokojnie nic ci nie będzie.

- Okej... - westchnęłam po czym wypiłam eliksir. Ból od razu się zmniejszył, a uzdrowicielka za pomocą różdżki nastawiłam mi kości.

- Ała!!! - wrzasnęłam, a do sali wpadł Harry i Cedrik.

- Co się z nią dzieje?!- krzyknęli na raz.

- Chłopcy proszę was o wyjście. Nic jej nie jest.

- Ale... - powiedział Harry patrząc na mnie lecz nie dokończył.

- Nie ma żadnego "ale" . Proszę wyjść. - Pani Pomfrey pokazała na drzwi, a chłopcy szybko za nimi zniknęli.
Muszę przyznać, że bolało jak diabli i zalała się zimnym potem co na pewno było widać. - Ci chłopcy się o ciebie bardzo martwią skoro siedzieli pod drzwiami... - parsknęła śmiechem na co się uśmiechnęłam.

- Długo będę tu leżeć?

- Nie skarbie założę ci gips i po godzinie będziesz mogła opuścić szpital. - na te słowa niemal podskoczyłam z radości.

- A ile będę nosić ten gips? - z gipsu nie byłam uradowana. A kto by był? To taka męczarnia..

Po półtorej godzinie znalazłam się powrotem w lochach Slytherinu. Była sobota, więc na pewno większość ślizgonów siedziała w pokoju wspólnym. Nie byłam z tego zadowolona. Nie chciałam pokazywać wszystkim mojego gipsu. Od razu były by szepty. I tylko pomyśleć, że zaczęło się od zwykłego zejścia na śniadanie. Zbliżała się do pokoju wspólnego ślizgonów z którego dobiegły głośne krzyki i śmiechy. Moja nadzieja na to, że nikogo nie będzie w salonie momentalnie zgasła.
Chciałam przejść niezauważona, ale kilku ślizgonów mnie zauważyło i zaczęło szeptać. Rozejrzałam się po salonie i dostrzegła tak kilka bardzo dobrze znane mi twarzy w tym Zabiniego, Parkinson, Crabbe'a i na moje nie szczęście Malfoy czułam się przez niego prześladowania, gdzie byłam ja, tam był on. Zaczęły się szepty o dziwo słyszałam wszystko jakby mówili do mnie. Czułam jakby wiatr za okna mi to wszystko szeptał do ucha. Między innym słyszałam komentarz Pansy.

- Ale z niej ofiara losu. Myśli że teraz każdy będzie jej współczuć? - szeptała tak cicho, że Malfoy siedzący obok niej poprosił o powtórzenie.

Gleys Potter ( Zawieszone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz