Nieszczęsna Karta kredytowa

2.7K 124 5
                                    

Jest wczesny ranek Aleksander jeszcze smacznie śpi. Daję mu buziaka. Lecę do łazienki myję szybko zęby i robię naturalny make-up. Ubieram dres i schodzę do kuchni zrobić sobie kawę. W kuchni krząta się Swietłana.
- Dzień dobry Swietłano..
- „ Dobroe utro" odpowiada mi Swietłana. Pyta mnie o coś. Nie rozumiem jej. Pokazuję jej na migi, że chcę kawę. Zrozumiała mnie podchodzi do ekspresu żeby mi ją przygotować. Po chwili mam gotowy i upragniony kubek kawy. Idę na taras z ciepłą kawą, jak na październik jest dość ciepło, nie można narzekać. Wkładam na siebie ciepły sweter i zajmuję miejsce na drewnianej huśtawce. Bujam się na niej delikatnie i sączę gorącą kawę rozglądając się wokół, podziwiając rośliny i wschód słońca.
- W końcu możemy sobie spokojnie porozmawiać. Odwracam głowę i widzę jak zbliża się do mnie babcia Valeria. Ma na sobie czarne spodnie i czerwoną bluzkę, na którą włożyła ciepły wełniany, czarny sweter. Siada tuż obok mnie. Klepie mnie po udzie.
- Mamy ten przywilej, że mówimy po polsku, a oni nas nie rozumieją. Śmieje się.
- To prawda. Odpowiadam.
- Tak dawno nie rozmawiałam w tym języku. Cieszę się, że jesteś Polką. Od razu jak cię tylko zobaczyłam, wiedziałam, że to dobry wybór. Jesteś inna. Mój wnuk ma gust. Nigdy wcześniej nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny. Dlatego tym bardziej byłam ciekawa jak wyglądasz i jaka jesteś. Musiałam tu przyjechać. Widać, że on cię kocha, że za tobą szaleje. Nigdy wcześniej go takiego nie widziałam. Zmienił się. Widać, że wydoroślał. Jeszcze do niedawna był zagubiony, ale to już przeszłość. Piję kawę słuchając jej uważnie.
- Cieszę się, że pani tak myśli.
- Mówi mi babciu. Uśmiecha się do mnie i łapie mnie za ramiona.
- Z chęcią. Nigdy nie miałam babci, to dla mnie ogromny zaszczyt. Dziękuję. Zaskakuje mnie ta kobieta jest dla mnie taka miła i serdeczna.
- Przypominasz mi babciu Zofię. Kobietę, która mnie wychowała.
- Muszę ją poznać. Patrzy na mnie wyczekująco.
- Niestety już nie żyje. Spuszczam wzrok, przypominając sobie moją kochaną Zofię.
- Przykro mi. Głaszcze mnie po policzku.
- Moi rodzice też nie żyją. Jestem sama, mam tylko przyjaciółkę i teraz Aleksandra.
- Kochanie wszystko, co spotyka nas w życiu ma jakiś sens. Dzieje się po coś. Każdy z nas ma jakieś przeznaczenie i musi znaleźć się w konkretnym miejscu o konkretnej godzinie.
- Może tak..
- Uwierz mi jestem stara i wiele przeżyłam, wiem co mówię. A teraz opowiedz mi szybko jak Sasza cię znalazł? Jak się poznaliście? Przełykam gorączkowo ślinę. Nie chce jej okłamywać, ale nie mogę powiedzieć jej wszystkiego. Valeria nie spuszcza ze mnie ciekawskiego wzroku.
- Jak chyba większość ludzi poznaliśmy się po prostu w pubie. Uśmiecham się delikatnie. - I to wszystko?!
- Miałam złamane serce. Zdradził mnie mój ówczesny partner. Moja przyjaciółka zabrała mnie do pubu żeby się odstresować i zapomnieć. Tam spotkałam Aleksandra. W sumie to on mnie sobie upatrzył. Patrzę jej w oczy.
- Dziadek Aleksandra mnie porwał. Patrzy na mnie poważnie babcia.
- Jak to porwał?! Czuję jak gula stoi mi w gardle. Czy ona jest jasnowidzem?!
- Po prostu porwał. Pewnego razu szłam ulicą, a on przejeżdżał motorem. Minął mnie, jednak po chwili cofnął się i zaproponował, że mnie podwiezie. Zgodziłam się. Zabrał mnie do jakiejś chatki nad jeziorem, spędziliśmy tam razem miesiąc. Robił wszystko żebym tylko się w nim zakochała. Między innymi zaszłam tam w ciążę. Śmieje się w głos babcia. Udało mu się rozkochać mnie w sobie. Do końca życia szalał za mną, a ja za nim. Był zazdrosny jak nie wiem co. Wyobraź sobie, że na balach mogłam zatańczyć tylko raz z innym mężczyzną, jak do tańca prosił mnie po raz kolejny ten sam facet, mój mąż dawał mu jasno do zrozumienia, że to już przegięcie. Urzekł mnie całym sobą, mimo, że mnie porwał. Kochał dzieci. Mieliśmy czterech synów! A za wnukami jak przepadał szczególnie za Aleksandrem. Aleksander jest do niego bardzo podobny. Zamyśla się babcia. Faktycznie, szczególnie po tym co usłyszałam, to jak dwie krople wody, myślę cicho oszołomiona.
- Jak ci się tutaj podoba u nas w domu?
- Bardzo. Jest tutaj przepięknie, szczególnie ogród, sad. Kocham rośliny, owoce, warzywa. Relaksuje mnie praca w ogródku przy roślinach.
- To wszystko tutaj to sprawka mojej synowej. Ona tak kocha rośliny.
- Wiem, wiem. Efekt jest oszałamiający, ma do tego smykałkę. - To prawda.
- A teraz powiedz mi ten pośpiech co do ślubu, to czym jest spowodowany? Valeria patrzy na mnie podejrzliwym wzrokiem i lekko się uśmiecha. Zatyka mnie. Co ona ma na myśli?
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem! Aleksander zbliża się do nas ma na sobie czarną skórzaną kurtkę i skórzane spodnie. Wygląda oszałamiająco w tym wydaniu. Na sam jego widok pali mnie wszystko w środku. Podchodzi do mnie i intensywnie mnie całuje. Po czym wita się z babcią, składając pocałunek na jej policzku. Mówią do siebie coś po rosyjsku.
- Malutka zabieram cię na przejażdżkę. Uśmiecha się tajemniczo. Musisz tylko zmienić strój, masz wszystko przygotowane na łóżku. Patrzę na Valerię przepraszająco.
- Nie martw się kochanie dokończymy rozmowę innym razem. Teraz jedzcie i cieszcie się sobą, póki jest was dwoje. Mówi radośnie Valeria.
Idę do naszego pokoju na łóżku leży taki sam zestaw skórzany jaki ma na sobie Aleksander. Co on znowu wymyślił? Wkładam go na siebie, związuję włosy w kucyk i idę na dół. Kurtka jest bardzo dopasowana opina mi biust, postanawiam ją trochę rozpiąć żeby było widać dekolt. W holu czeka na mnie Aleksander w dłoniach trzyma dwa kaski. O cholera.
- Będziemy jechać motorem?
- Zgadza się. Aleksander szeroko się uśmiecha.
- Nigdy nie jeździłam na motorze. Mówię podekscytowana.
- Cieszy mnie to. Przeszywa mnie swoimi niebieskimi oczami. - A ja jeszcze nigdy nikogo na nim nie wiozłem. Mówi poważnie. Następnie mierzy mnie o stóp do głów.
- Nie mogę się doczekać, aż wieczorem ściągnę to z ciebie. Szepcze mi do ucha, a ja przełykam gorączkowo ślinę. Wychodzimy. Na podjeździe stoi zaparkowany czarno-biały ścigacz.
- Wow, ale maszyna! Jest piękny!
- Też tak sądzę, obok wędkarstwa, motocykle to moja kolejna pasja.
- Masz, włóż go. Podaje mi kask. A ja robię to, co mi każe i ubieram go. Po chwili Aleksander wsiada na motor.
- Wskakuj Malutka. Woła. Siadam pospiesznie tuż za nim, chwytam go mocno za brzuch i tule się do niego. Aleksander włącza silnik. Dodaje energicznie gazu tak, jakby chciał palić gumę, a ja coraz mocniej ściskam go za brzuch. Czuję strach i adrenalinę jednocześnie. W końcu ruszamy. Jedziemy głównie przez miasto, wzdłuż jakiejś rzeki. Mijamy mnóstwo pięknych budynków, cierkwi i dzielnic tych biedniejszych i bogatszych. Czuję się cudownie. Mam w ramionach swojego ukochanego, a przed sobą cały świat. Wiatr smaga nasze ciała. Zamykam oczy i upajam się tą chwilą. Dojeżdżamy nad brzeg jakiejś rzeki. Schodzimy z motocyklu. Ściągam kask i poprawiam sobie włosy. Wdycham świeże powietrze podziwiając widok.
- Aleksandrze tu jest cudownie! Co to za rzeka? - Moskwa. Zamykam oczy i wdycham powolutku powietrze. Aleksander podchodzi i łapie mnie w pasie.
- Powiedz mi jaki marzy ci się dom? Pyta wciąż mnie trzymając.
- Ciepły, pełen miłości i śmiechów dzieci. Mówię rozmarzona. - A jak miałby wyglądać?
- Duża kuchnia i spiżarnia, uwielbiam gotować i robić przetwory. Oprócz tego duży salon z wielkim stołem, przy którym na każde święta i inne okoliczności zbierałaby się cała rodzina. Chciałabym mieć dużą rodzinę, bo wiem jak to jest być samemu na świecie. Dlatego dla dzieci musiałyby być też pokoje, no i sypialnia i najlepiej żeby wszystko było na jednym poziomie.
- A dlaczego pytasz? Pytam zaciekawiona.
- Bo chcę wiedzieć co ci się podoba, jakie masz wyobrażenia. - Najważniejsze mój drogi, to jest zdrowie. Odwracam się i patrzę mu w oczy. A tak się składa, że jestem bardzo głodna.
- Ostatnimi czasy aż za bardzo. Krzywi się. A ja go trącam w ramię.
- Oluś nic dzisiaj nie jadłam, trochę słabo już mi się robi z głodu. Mam mroczki przed oczami. Piorunuje mnie wzrokiem. Jest zły.
- Jak to nic nie jadłaś?! Mówiłem Swietłanie, że ma ci gotować i cię pilnować! Syczy wściekły.
- Nie złość się to nie jej wina. Mówię cichutko.
- Odebrałaś już wyniki z krwi?
- Nie.. Stoję zawstydzona. Widzę jak Aleksander wyjmuje telefon i dzwoni. Rozmawia po rosyjsku.
- Wsiadaj, wracamy. Bez słowa wykonuję jego polecenie. Po czym ruszamy w drogę powrotną. Podjeżdżamy pod jakiś ogromny budynek. To nie jest dom Aleksandra.
- Aleksandrze, co to za miejsce?
- Szpital. Odpowiada sucho.
- Idziemy. Ciągnie mnie za rękę. Recepcjonistka czerwieni się na jego widok. Widać jakby go znała. Witają się, a mnie wciąż irytuje ten język bo nic nie mogę zrozumieć. Kierujemy się do windy i jedziemy na drugie piętro. Po czym bez pukania wchodzimy do pokoju numer 233. Oluś wita się z tym samym doktorem, który kilka dni temu mnie badał.
- Witam panią ponownie. Zwraca się do mnie brodaty lekarz z ochrypniętym głosem zapewne od nadmiaru spalonych papierosów. - Dzień dobry panu..
- Proszę sobie usiąść. Aleksander odsuwa krzesło i pomaga mi usiąść, a sam staje za mną opierając się o nie.
- Chciałem powiedzieć, że wyniki jednoznacznie wskazują na silną anemię. W związku z tym, może pani czuć zawroty głowy, mdleć. I być po prostu osłabiona. Dlatego nie zalecam wysiłku fizycznego na razie. Proszę zmienić dietę, przede wszystko dużo roślin liściastych, bogatych w żelazo. Na początek myślę, że i tak pani wypiszę żelazo, żeby szybko panią wzmocnić. Po zjedzeniu tych tabletek, myślę, że nie będzie już potrzebny uzupełniania diety suplementami. Proszę o siebie dbać, a wszystko wróci do normy. Uśmiecha się kończąc swoją wypowiedź.
- Dziękuję panu bardzo. Podaje mi receptę i wychodzimy.
- Do widzenia państwu i polecam się na przyszłość.
- Do widzenia. Mówię zadowolona. Wracamy długim korytarzem. Idę patrząc na swoje dziwne buty, specjalne na motor. Podnoszę głowę i nie chcący wpadam na młodego lekarza. Wypadają mu jakieś dokumenty. Schylam się szybko, żeby pomóc mu je pozbierać.
- O rany przepraszam! Wstaję czerwona jak burak. Aleksander mówi coś do niego po rosyjsku. Facetowi rzednie mina, po czym ciągnie mnie za rękę i wyprowadza. Odwracam się za siebie i uśmiecham przepraszająco do niego.
- Nie ciągnij mnie ciągle za rękę, to boli! Oluś nie słucha co do niego mówię.
- Puść mnie! Krzyczę na cały korytarz i wyrywam mu się w końcu. Patrzy na mnie gniewnie.
- Co ci jest?! Pytam wkurzona na maksa. W tym momencie mój żołądek wywraca się do góry nogami, niedobrze mi.
- Gdzie jest toaleta?! Mów szybko! Mówię do niego blada jak ściana.
Widzę zaskoczenie i przerażenie w jego oczach. Prowadzi mnie szybko do łazienki, a ja próbuję wymiotować. Nie mam czym i jest ciężko. Aleksander pilnuje mnie. Stoi pod drzwiami. W końcu umęczona wychodzę i moczę twarz w zimnej wodzie. Aleksander oparty o drzwi, aż kipi z wściekłości. Płuczę zęby i bez słowa wychodzę. Idziemy do windy, po czym wychodzimy ze szpitala. Na zewnątrz biorę głęboki wdech. I próbuję uspokoić mój żołądek.
- Ostatni raz wyszłaś z domu bez jedzenia! Jak trzeba będzie to sam będę cię karmił! A Swietłana oberwie za to, że nie dała ci śniadania! Aleksander krzyczy z wściekłością i macha rękami nad głową.
- Zostaw ją w spokoju, mówiła coś dzisiaj do mnie, ale jej nie rozumiałam. Na pewno chciała mnie nakarmić. To moja wina, nie jej. Jedźmy już do domu. Proszę. Mówię zrezygnowana. Aleksander łapie mnie za twarz i patrzy mi w oczy.
- Martwię się o ciebie. Masz jeść! Masz być silna i zdrowa. Rozumiesz?! Kiwam głową zgadzając się z nim.
- A teraz możemy wracać. Wsiadaj. Rozkazuje mi, a ja nie mam siły dzisiaj się z nim kłócić.
Podjeżdżamy pod dom i pierwsze co Aleksander ciągnie mnie do kuchni. Krzyczy na Swietłanę. Kobieta stoi ze łzami w oczach. Wkraczam do akcji. Zakrywam ją własnym ciałem.
- Powiedziałam ci, że masz się na niej nie wyżywać! To nie jej wina! Patrzę mu gniewnie w oczy. A on chodzi w tę i z powrotem przeczesując włosy z nerwów. Po chwili otwierają się drzwi kuchni i wchodzi babcia Valeria.
- Co to za krzyki, co się tutaj dzieje?! Patrzy uważnie na każdego z nas.
- Dario, jakaś ty blada! Podchodzi do mnie mierzy mnie wzrokiem, łapie za twarz, potem ramiona, musisz coś zjeść! Aleksander patrzy nic nie rozumiejąc. Valeria pyta go o coś. Rozmawiają. Oluś gestykuluje jak wariat pokazuje raz na mnie, raz na Swietłanę. W końcu Valeria się do mnie zwraca.
- Sasza ma rację. Musisz jeść. Jesteś strasznie osłabiona.
- Byliśmy u lekarza mam wyniki to tylko anemia. Nie trzeba z tego robić jakiejś większej afery bo raz nie zjadłam śniadania. Nie musi się od razu zachowywać jak obrażone dziecko na cały świat. Mówię poirytowana.
- On się o ciebie martwi, bo cię kocha. Patrzy na mnie współczująco Valeria. Widzę Aleksandra jak siedzi przy stole, łokcie ma oparte o stół, a dłońmi podtrzymuje głowę. Nerw na policzku mu skacze. Podchodzę do niego i go przytulam.
- Nie denerwuj się tak. Szepczę.
- A ty zjedz coś w końcu, bo za chwilę coś, albo kogoś rozwalę! Mówi przez zaciśnięte zęby. W tym momencie podbiega do mnie Swietłana z gotowym śniadaniem na talerzu. Siadam i bez słowa jem. Mina Aleksandra z każdym moim kęsem łagodnieje. O rany teraz dopiero czuję jaka byłam głodna. Nie mogę się nasycić.
- Swietłano bardzo dobrze gotujesz. Mówię z pełną buzią. Przygotujesz mi pielmieni na obiad? Aleksander jej tłumaczy. - Oluś i chciałabym tę sałatkę co wtedy jedliśmy w restauracji. Patrzy na mnie uważnie po czym zwraca się do Swietłany
dając jej wskazówki.
- Miałeś rację wnuczku, ona je za dwóch! Śmieje się babcia.
- To prawda. Aleksander ledwie zauważalnie się uśmiecha.
- Przygotowałam już menu na wasz ślub. Opowiem ci Dario później co wymyśliłam.
- Dobrze babciu, ja chcę tylko żeby były pielmieni. Cieszę się do niej pochłaniając kolejne kęsy jedzenia.
- No wiesz kochana same pielmieni to trochę mało. Śmieje się z dowcipu.
- Kurczę..
- Co się stało? Pyta zatroskanym głosem Aleksander.
- Muszę zadzwonić do Marty, nie mam świadka na ślub, no i sukni ślubnej.. Czerwienię się.
- Niech przyjadą na weekend, sam się dawno nie widziałem z Viktorem. A Marta pomogłaby ci wybrać suknię, nie ma to jak zakupy z przyjaciółką.
- To prawda.
- A właśnie, Dario to jest karta kredytowa zrobiona specjalnie dla ciebie, pin to twój rok urodzenia. Jest zasilona także bez problemu możesz sobie kupić co ci się podoba. Przysuwa mi ją do moich rąk. Patrzę na niego zdezorientowana i zażenowana, szczególnie, że obserwuje mnie babcia i Swietłana. Sunę ją po stole w kierunku Aleksandra dłoni.
- Ale ja nie mogę jej przyjąć. Patrzę mu w jego niebieskie oczy i widzę zaskoczenie. A po chwili chyba gniew. Widzę jak w ułamku sekundy marszczy brwi, jak jego policzek skacze, a dłonie mocno ściśnięte z braku krążenia robią się sine.
- Mam oszczędności Aleksandrze i suknię kupię za swoje pieniądze. Mówię dumnie nie odrywając od niego wzroku.
- Bierzemy niedługo ślub. Jesteś moją narzeczoną, wszystko to, co należy do mnie będzie również twoje. Dlatego weźmiesz te kartę i kupisz to, co będziesz potrzebowała. Aleksander mimo mega nerwu stara się to wymówić spokojnie, ale mnie nie oszuka. Znam go. Widzę jak się wewnętrznie gotuje.
- Nie. Mówię stanowczo. Albo kupię suknię za swoje pieniądze, albo wcale! Aleksander uderza dłońmi o stół, tak, że aż podskakuję ze strachu.
- Dlaczego jesteś taka uparta?! Krzyczy poirytowany. Chcę dla ciebie jak najlepiej, chcę żebyś wyglądała tak, jak sobie wymarzyłaś, chcę ci to dać, bo mogę. Patrzy na mnie nie rozumiejąc mojej decyzji jednocześnie próbując przekonać mnie do swoich pieniędzy.
- Nie chcę twoich pieniędzy. Wychodzę za ciebie, a nie dla pieniędzy. Mówię to najspokojniej jak umiem. Aleksander otwiera szeroko oczy, widzę, że go zaskoczyłam. Spuszczam wzrok, nie patrzę już na niego, tylko na swoje buty. Aleksander podchodzi do mnie, łapie mnie za podbródek i zmusza żebym popatrzyła na niego.
- Znów udało ci się mnie zaskoczyć. Pozwól, że i ja ciebie zaskoczę. Zbliża się do mojego ucha by powiedzieć mi coś w tajemnicy.
- Wraz ze mną po ślubie, dostaniesz kupę forsy i będziesz obrzydliwie bogata, dlatego musisz nauczyć się z nią obchodzić już teraz. Powoli rozpina mi skórzaną kurtkę którą mam na sobie. Ukazuje mu się mój dekolt, widzę jak nerwowo nabiera powietrze w usta, po czym wsuwa mi kartę kredytową między moje piersi. Delikatnie muskając przy tym ich cienką skórę. Czuję, jaka jest zimna, drgam lekko i przełykam nerwowo ślinę z podniecenia. Ne jestem obojętna na jego zaloty, dlatego sama łapię go za kurtkę, przysuwam do siebie i zbliżam usta do jego ust. Są w odległości jednego milimetra od siebie. Czuję na sobie jego i swój oddech.
- Nie ma mowy. Szepczę mu po czym wyciągam kartę i łamię ją w pół. Patrzę na Aleksandra i widzę w jego oczach płonący ogień wściekłości. Po chwili czuję jak jednym zwinnym ruchem mnie łapie i przerzuca sobie przez ramię. Słyszę jak babcia Valeria krzyczy coś do niego po rosyjsku, a on na nią warczy. Uderzam go pięściami w plecy. Macham nogami jak pajacyk, żeby tylko się uwolnić. Niestety nic z tego, Aleksander pewnie mnie trzyma. Niesie mnie przez korytarz, kierując się na taras, wychodzimy na zewnątrz. Aleksander nadal mnie nie puszcza. Niesie mnie w kierunku domku nad jeziorem.
- Postaw mnie! Nie chcę nigdzie iść! Puść mnie! Wołam wściekła. Aleksander nie zwraca uwagi na to, co do niego mówię. Otwiera drzwi od domku. Słyszę jak je przeklucza.
- Dlaczego nas zamykasz?! Powiedz coś do cholery jasnej! Czuję jak w końcu stawia mnie na podłodze. Otrzepuję się jakbym była cała w piórach i poprawiam swój strój i rozmierzwione włosy. Patrzę na Aleksandra nerwowo krążącego po pokoju. Dyszy z wściekłości. W końcu zatrzymuje się i patrzy na mnie. Jego policzek skacze ze zdenerwowania.
- Czy ty chcesz ze mną być Dario? Patrzy na mnie poważnie wbijając we mnie swój lazurowy wzrok.
- Odpowiedz mi! Macha nerwowo rękami nie spuszczając ze mnie wzroku. A ja stoję jak słup soli i łapię nerwowo powietrze.
- Jeżeli nie chcesz mnie to powiedz to teraz, masz szansę, a wypuszczę cię, wrócisz do domu. Przysięgam ci to. Stoi naprzeciwko mnie taki zły, przestraszony i mocno wkurwiony. Czuję jak łzy spływają mi po policzkach, jak serce wali jak oszalałe.
- Aleksandrze... ja.... Ja... Łzy nie pozwalają mi się wysłowić. Nie chcę tego, ale muszę to powiedzieć.
- Ja chyba tu nie pasuję... Widzę jak zamyka oczy, trawiąc moje słowa.
- To wszystko, ten dom, te pieniądze, to nie jest chyba dla mnie.. Ja jestem zwykłą prostą dziewczyną, nie umiem tak jak ty korzystać z pieniędzy..
- Dobrze, starczy już. Przerywa mi podnosząc dłoń do góry. Wyśpij się teraz, a jutro wrócisz do domu. Mówi do mnie takim obcym tonem, jakby to nie był mój Aleksander.
- Chcę żebyś wiedziała tylko jedno Dario, zakochałem się w tobie i dziękuję ci za to. Wiedz, że zawsze będę cię kochał. Wymawia to tak dotkliwie, że bardziej już się chyba nie da. Chwyta moją dłoń i mnie w nią całuje, by po chwili odwrócić się i wyjść. W tym momencie czuję ogromny wstyd do siebie. Moje serce właśnie roztrzaskało się na milion kawałeczków. Padam na kolana i chowam twarz w dłoniach, po czym zanoszę się głośnym szlochem. Aleksandrze też się w tobie zakochałam i też cię kocham.. Szepczę sama do siebie. Nie wiem skąd mam tyle łez, ale płaczę stale i nieprzerwalnie. Jest już ciemna noc, a ja czuję się fatalnie. Z jednej strony chcę wracać do domu, ale z drugiej, już tęsknie za Aleksandrem. Za jego dotykiem, czułością. Ciężko mi z tą myślą, że go zraniłam. Leżę na łóżku i przypominam go sobie. Jak się poznaliśmy, jaki był, a jaki jest teraz. Otrząśnij się Dario! Krzyczę sama do siebie. Nie jesteś pieprzonym kopciuszkiem! Tylko zwykłą przybłędą i dziewuchą z domu dziecka! Nie dorastasz im do pięt! Moje wyrzuty sumienia sprowadzają mnie trochę na ziemię, mają rację. Nie jestem warta Aleksandra, stać go na kogoś bardziej wartościowego, kogoś na jego poziomie. Leżę na łóżku zalana łzami i nawet nie wiem kiedy zasypiam.

Rosyjski planOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz