Bal charytatywny

2.6K 119 7
                                    

Budzę się i patrzę na zegarek, jest 9.30. Oczy mam zapuchnięte. Rozglądam się i przypominam sobie co wczoraj robiłam. Wstaję i podchodzę do obrazu. Jest intrygujący. Podoba mi się. Jestem z siebie zadowolona. Idę do łazienki, biorę prysznic. Po czym nakładam na twarz krem, ciało balsamuję. Nakładam szybki makijaż na twarzy. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, przyglądam się swojemu brzuchowi, niestety nic jeszcze nie widać. Niedługo powinnam mieć wizytę .. Cholera jak to zorganizować i utrzymać w tajemnicy? Idę do szafy, ubieram dopasowaną, śliwkową bluzkę, uwydatniającą dość mocno mój biust na obfity. Do tego czarne, jeansowe rurki. Włosy jak zawsze proste. Wychodzę z sypialni i czuję zapach świeżego pieczywa. Wchodzę do kuchni i widzę w niej Dimę, bez koszulki w tych samych spodniach dresowych. Chcę się cofnąć tak, żeby mnie nie zauważył, ale na akurat w tym momencie obraca się i łapie mnie białych czarnych oczu. Widzę jego umięśnione ciało, i tatuaże na piersi, plecach i rękach. Muszę powiedzieć, że mu pasują dodają mu uroku, łobuzerstwa i nadają charakter niegrzecznego chłopca.
- Jesteś głodna? Pyta ucieszony.
- Troszeczkę. Mówię zażenowana, czuję jak moje policzki płoną.
- Malowałaś? Pyta zaciekawiony. - Tak.
- Będę mógł zobaczyć? Jestem strasznie ciekawy. Pyta z nadzieją w głosie.
- Pewnie .. Mówię zawstydzona.
- A teraz siadaj będziemy jeść owsiankę ze świeżymi owocami. Wcinam śniadanie, aż uszy mi się trzęsą.
- Jesteś naprawdę dobrym kucharzem, minąłeś się ze swoim powołaniem. Mówię z pełną buzią, ciesząc się do niego.
- Cieszę się, że jesz i że ci smakuje. Patrzy na mnie swoimi czarnymi oczami szczerze ucieszony.
- Chciałbym żebyś jutro poszła ze mną na bal. Owsianka staje mi w gardle, patrzę na niego przestraszonym wzrokiem.
- Tylko mi nie mów, że nie masz się w co ubrać, bo twoja szafa pęka w szwach! Zanosi się głośnym śmiechem.
- To prawda, coś tam się znajdzie.. ale ja na bal z tobą? Mówię zaskoczona i czerwona jak cegła.
- A co jest ze mną coś nie tak? Śmierdzę czy co? Pyta ucieszony udając zmartwionego. Wybucham głośny śmiechem, do tego stopnia, że ​​cała się popłakałam, a mój makijaż spłynął. Dima nie jest obojętny na mój atak śmiechu i wtóruje mi. Trzymam się za brzuch i nie mogę przestać się śmiać.
- Dawno się tak nie uśmiałam. Mówię przez łzy pochlipując ze śmiechu i łapiąc oddech.
- Oj ja też. Masz taki zaraźliwy śmiech, że nie można się nie śmiać. To jak pójdziesz ze mną? Pyta wyczekująco.
- A co to za bal?
- Charytatywny na rzecz zaginionych dzieci. Zastygam od razu przypomina mi się historia brata Aleksandra, tyle tylko, że on nie był dzieckiem kiedy zaginął. Dima uważnie mi się przygląda.
- Dario coś się stało?
- Nie, nie. Oczywiście pójdę z tobą Dima.
- Daj ja dzisiaj pozmywam.
- Nie ma takiej opcji, jesteś moim gościem, Zostaw to.
- Raczej zakładnikiem. Ripostuję.
- Zwał jak zwał, jesteś u mnie i ja się tobą zajmuje. Mówi ostro.
- Po co te nerwy spokojnie. Klepię go po ramieniu. A on jakby wypuszcza z siebie powietrze.
- Czemu się tak denerwujesz? Pytam ciekawa. Dima zmywa i sprząta po śniadaniu. Milczy. Po chwili kończy. - Chcę zobaczyć twój obraz. Mówi zmieniając temat. A ja odpuszczam i nie pytam dalej. Wchodzimy do mojego pokoju, na sztaludze stoi obraz. Dmitrij przygląda mu się się uważnie. Nic nie mówi. Widzę jak jego mina robi się smutna.
- Powiedz coś w końcu. Szepczę cichutko do niego. Odwraca się w moją stronę przeszywając mnie swoim wzrokiem.
- Chcę ten obraz. Mówi poważnie. Stoję zaskoczona.
- Dobrze. Odpowiadam mimochodem. Zatrzymaj go, to będzie pamiątka żebyś o mnie nie zapomniał, jak już wrócę do domu. Uśmiecham się delikatnie do niego, a on patrzy na mnie jakby gniewnie i wychodzi bez słowa. Co to było? Czyżby się wściekł? Nie zastanawiając się nad tym dłużej zabieram się za malowanie kolejnego obrazu. Czynność ta pochłania mnie do tego stopnia, że ​​nie patrzę na zegar. Po paru godzinach czuję dopiero głód, który sprowadza mnie na ziemię. Dziwne, że Dima nie woła mnie na obiad. Wychodzę z pokoju i idę do kuchni po coś do jedzenia, rozglądam się, ale Dimy nigdzie nie widać, chyba nie ma go w domu. Patrzę na zegar dochodzi 17.00 otwieram lodówkę i wyjmuję jakieś parówki i coś co nadaje się na chleb. Robię ciepłą herbatę i wracam z prowiantem do pokoju. Zjadam wszystko w mgnieniu oka i maluję dalej. Pochłania mnie do tego stopnia, że nie wiem, która jest godzina Orientuję się, gdy jest już bardzo późno i kończę obraz. Na zegarze dochodzi północ. Wychodzę ostrożnie z pokoju wszędzie panuje ciemność. Dmitrij jeszcze nie wrócił. Zjadam jabłko i idę pod prysznic. Oczy szczypią mnie już ze zmęczenia, może trochę od farb.

Rosyjski planOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz