Rozdział 2

290 31 6
                                    

Chciałam podbiec do Tosi i siłą zmusić ją żeby to wyłączyła. Chciałam stąd uciec, zwiać jak pospolity tchórz. Zwiać i nigdy nie wrócić. Jednak zamiast zareagować i przerwać odtwarzanie tego zgubnego dla mnie filmu tylko zacisnęłam kurczowo ręce na blacie ławki. Spróbowałam zbudować mentalny mur przeciw napływającym emocjom ale one i tak docierały do mojego umysłu siejąc zamęt i popłoch.

Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na moją sylwetkę spokojnie galopującą na kasztanowatej klaczy w kierunku pierwszej przeszkody na ekranie. Chciałam ostrzec tamtą ja, o tym co się zaraz stanie, ale nie mogłam.

Nagranie zaczynało się wesoło i miło nie ukazując w żaden sposób co się zaraz stanie. Patrząc na to jak Fuksja pokonuje każdą przeszkodę z idealnym wyczuciem i precyzją przypominałam sobie jej ciało leżące przede mną, tak zimne i sztywne. W gardle rosła mi gula strach i cierpienia. Bólu.

Na ekranie nagle coś zaczęło się dziać. Kamery zarejestrowały szczekanie psa. Klacz zareagowała natychmiast. Patrząc na to z boku wyraźnie widziałam emocje wymalowane na mojej twarzy. Najpierw strach i zaskoczenie potem już czysty strach. Widziałam też każdą reakcje Fuksji i moją, każde ściągnięcie wodzy, każde spowodowane paniką stawanie dęba. Syknęłam gdy przeleciałam przez szyje kasztanki i walnęłam się w przeszkodę. Wyglądało to o wiele gorzej na nagraniu. W pełni rozumiałam troskę ratownika o mój kręgosłup.

Dalej nie mogłam patrzeć. Zbyt dobrze wiedziałam co się zaraz stanie. Nie chciałam bardziej cierpieć. Nie chciałam przeżywać tego na nowo.

Zakryłam twarz dłońmi próbując odegnać płacz. Co jakiś czas większość klasy wydawała z siebie pomruki mające udawać współczucie. Ktoś wyciszył nagranie. A może je wyłączył? Oderwałam ręce od twarzy nadal patrząc na blat ławki. Bałam się ich reakcji. Czułam wbijające się we mnie spojrzenia klasy.

Nagle ktoś się zaśmiał. Natychmiast uniosłam głowę przeczesując wzrokiem uczniów. Paula przyciskała dłoń do ust dusząc chichot.

Spiorunowałam ją wzrokiem. Jak można być aż tak okrutnym? Naprawdę ją to śmieszyło? Śmieszyłą ją śmierć bliskeigo dla mnie stworzenia?

Nie obchodziło mnie jak się potem na mnie odegra ale chwyciłam pierwsze co miałam pod ręką w tym wypadku podręcznik od biologi i cisnęłam nim przez całą salę. Prosto w twarz blondynki. Z tryumfem oglądałam zaskoczenie i ból na jej wypielęgnowanej buźce.Emocje we mnie buzowały, niekontrolowane już przez nic. Chwyciłam tornister i nie zwracając uwagi na naszego wychowawcę wybiegłam z sali.

Dopiero na korytarzu pozwoliłam sobie płakać. Łzy leciały ciurkiem po mojej twarzy, a ja nawet nie próbowałam ich powstrzymać. To nagranie zepsuło wszystko. Zepsuło moją starannie przygotowaną maskę pewnej siebie dziewczyny. Dziewczyny z marzeniami i ambicją. Tak naprawdę miałam tylko jedno marzenie. Cofnąć czas.

Nie próbując się tłumaczyć portierowi wybiegłam ze szkoły trzaskając drzwiami. Cały świat wydawał mi się rozmazany i nie wyraźny. Nie wiedziałam gdzie iść. Wiedziałam tylko że nie mogę wrócić do domu. Rozmowa z rodzicami tylko pogorszyła by sytuacje.

W takich sytuacjach chciałam tylko wsiąść na Fuksje i pogalopować w dal, chciałam trenować tak że potem nogi będą mi płonąć, chciałam znów poczuć szorstką fakturę wodzy pod palcami i usłyszeć pełne radości rżenie. Tylko że Fuksji już nie było. Nie żyła.

Idąc po chodniku kopnęłam ze złością mały kamyk który potoczył się wprost do rynsztoku. Byłam zła na cały świat. Łącznie z własną osobą. Byłam zła o śmierć Fuksji, o istnienie nagrania które ujawniło moje słabości. Do nagrania które zepsuło moje już zepsute życie. Zepsute przez pewną nie pozorną kasztankę.

Nagle w nozdrza uderzył mnie znany zapach końskiego potu. Mimo woli skręciłam w tamtą stronę. Przylegając do mało ruchliwej ulicy znajdowała się malutka ujeżdżalnia, ze stajnią na kilka boksów stojącą obok. Na wysypanym piaskiem placu ćwiczyła nastolatka na wysokim kasztanku. Chciałam stamtąd odbiec, ale moje nogi jakby wrosły w ziemie.

Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na ćwiczącą parę. Kasztanek pięknie się poruszał prezentując nie wymuszoną gracje i wdzięk. Każdy jego ruch boleśnie przypominał mi Fuksje... To w jaki sposób unosił nogi i jak reagował na komendy wydawane przez jeźdźca otwierało moje już prawie zabliźnione rany na sercu. Przypomniałam sobie treningi moje i klaczy, tą niesamowitą, prawie namacalną więź między nami, odgłos setek zrzucanych poprzeczek i radość po pierwszych udanych zawodach.

Próbowałam odepchnąć od siebie te myśli ale te tylko napływały ze zdwojoną siłą.

Usłyszałam kroki. Wiedziałam kto to jest. Spodziewałam się tego, od razu kiedy rzuciłam podręcznikiem. Zdawałam sobie sprawę, że czeka mnie kara za moje zachowanie.

Powoli się odwróciłam starając się, nieukazywać strachu.

Tuż przedemną, z fioletowym sińcem na policzku i części oka stała Paula. Ale nie była sama. Obok niej stała jej wierna świta, zapatrzonych w nią dziewczyn. Tak zwany Klub Gwiazd. Zdecydowanie zasługiwały na to przezwisko.

Zawsze NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz