Rozdział 3

282 27 20
                                    


- I co, boisz się mnie? - Wysyczała Paula - Bo powinnaś, chyba wiesz, co cię teraz czeka?

Kiwnęłam tylko głową, przełykając ślinę. Czułam, że ręce mi dygoczą, więc szybko schowałam je do kieszeni znoszonej bluzy, którą miałam na sobie.

Bardzo dobrze wiedziałam co mnie czeka. Aż za dobrze. Zbyt dużo razy doświadczyłam tego na własnej skórze. Mimowolnie cofnełam się pod płot. Niechciałam zostać otoczona, bo to by oznaczało zagrożenie ze wszystkich stron. Chociaż i tak to właśnie Paula najczęściej wymierzała ciosy. Bo to ona tutaj dyktowała zasady. Zarówno tutaj jak i w szkole.

Gdy poczułam, że jestem już blisko siatki, zdjęłam plecak, żeby i chwyciłam go ramionami z przodu, tak, żeby ochronić brzuch. Tam siniaki bolały najbardziej. Przycisnęłam się plecami do płotu, jakby starając się wtopić w tło, zniknąć.

Ale moje oprawczynie zbliżały się do mnie coraz bardziej. Ich, opancerzone długimi szponami dłonie były zaciśnięte w pięści, a twarze wykrzywione w parodiach uśmiechów.

Paula już nie była wymuskaną uczennicą drugiej klasy liceum, a dręczycielką skupiającą się na swojej ofiarze. Na mnie.Była wściekła. Widać to było w jej wodnistych oczach, wypalających wzrokiem dziury w mojej twarzy.

Nawet nie zauważyłam, kiedy blondynka dała znak swoim koleżankom, a może podwładnym? Dwie z nich gwałtownymi ruchami chwyciły mnie za ramiona i przytrzymały je przy siatce. Plecak spadł w błoto z głuchym plaskiem. Teraz byłam bezbronna i idealnie odsłonięta. Próbowałam się wyrwać, ale nie dałąm rady. Były nieproporcjonalnie silne. To było aż dziwne.

- I co, tęsknisz za swoim konisiem? - Zapytała szyderczo dziewczyna po prawej stronie Pauli. Niepamiętałam jej imienia. Wszystkie były takie same. Tak samo wredne, i nieczułe.

Zadrżałam, czując  jak rośnie we mnie wściekłość. Jak buzuje i miesza się z krwią w moich żyłach. Pozwalałam im na wszystko. Mogły mnie bić, mogły mnie wyzywać, ale od Fuksji miały się trzymać z daleka.

- Ona miała imię! - Wyrzuciłam z siebie.

Szarpnęłam się jeszcze raz i tym razem zdołałam uwolnić jeden nadgarstek. Zamachnęłam się w stronę dzieczyny która wypowiedziała te słowa, ale ta tylko odskoczyła z pogardliwym chichotem. Moja ręka natychmiast ponownie została przygwożdżona do siatki tym razem przez dwie dziewczyny.

Przedemną stała już tylko Paula i dziewczyna którą próbowałam uderzyć.

- Porażka, a może Żałosna? - Zapytała Paula z pogardą w głosie.

- Zamknij się! - Wrzasnęłam już niezwarzając na konsekwencje. Trafiła w czuły punkt.

Mur przeciw emocjom runął wzbijając pył wspomnień w mojej głowie. Zawody. Kasztanowata sierść, ciało konia leżące tuż przede mną...

Twarz Pauli wykrzywiła się w grymasie. Nie byłą przyzwyczajona, żeby ktoś się tak do niej zwracał. A zwłaszcza ja.

Zamknęłam oczy tuż przed tym, jak jej dłoń spotkała się z moim policzkiem. Lewym. Moja głowa uderzyła o siatkę, kiedy odskoczyła w bok pod wpływem uderzenia.

Czułam jak piecze mnie twarz w miejscu uderzenia. W myślach już widziałam tego siniaka na moim policzku.

Myślałam, że to już koniec, ale się myliłam. Dziewczyna stojąca obok Pauli jednym, szybkim ruchem uderzyłą mnie zaciśniętą w pięść dłonią prosto w brzuch. Moje ręce zostały puszczone, a ja osunęłam się na ziemię krztusząc się i prychając.

Uniosłam twarz chcąc popatrzeć Pauli w oczy. Jej twarz rozciągała się w paskudnym uśmiechu.

- To chyba twoje - Powiedziała do mnie wyciągając w moją stronę MÓJ telefon.

- Skąd go masz? - Wydukałam. Każde słowo sprawiało, że moja twarz boleśnie się rozciągała.

- Gdybyś tak szybko nie wybiegła z sali to może byś go nie zostawiła na ławce...

Łudziłam się, że nastolatka poprostu mi go da, ale ponownie się przeliczyłam. Zamiast mi go podać, blondynka, wydając z siebie przeciągłe "Uuuuups" upuściła go prosto w błoto. Gdyby wzrok mógłby uśmiercać, Paula dawno już by leżała martwa. Wiedziałam jak zareaguje mój ojciec, jeśli zepsuje telefon. Zły to zbyt łagodne określenie.

Chichocząc dziewczyny odwróciły się do mnie plecami i powoli, trącając się łokciami odchodziły.

Nagle jedna z nich, niespodziewanie odwróciła się, wyjęła z torby mój podręcznik do biologi i cisnęła nim we mnie. Ledwo zdążyłam się uchylić i książka trafiła w błoto. Książka wypożyczona od szkoły.

Powoli wstałam próbując ignorować ból brzucha. Otrzepałam się i podniosłam z ziemi telefon. Szybka była zbita a miedzy etui a telefonem zebrało się mnóstwo brudu i błota. Wytarłam go o nogawkę spodni i palcem wygrzebałam błoto. Miałam nadzieje, że uda mi się go uruchomić. Wcisnęłam go do tylnej kieszeni spodni i wzięłam do ręki podręcznik. Był cały mokry i brudny. Nienadawał się już do niczego. Trudno. Życie mi nie odpuszcza. Miałam szczęście że Paula tak szybko mnie porzuciła.

Mimowolnie dotknęłam policzka. Niechciałam, zeby rodzice to zauważyli. Nie mieli pojęcia o mojej sytuacji w szkole i chciałam, żeby tak pozostało. Tak było lepiej. Niechciałam dodatkowych pytań i spojrzeń. Ani kłótni, które napewni by się pojawiły, gdyby się dowiedzieli.

Podniosłam plecak z ziemi i poprawiłąm go na ramieniu.  Powoli ruszyłam przed siebie starając się nie patrzeć do tyłu na szczęśliwą dziewczynę i jej równie szczęśliwego kasztanka. Od samego patrzenia na nich robiło mi się nie dobrze. Przypominałam sobie Fuksje, a wtedy od płaczu dzieliły już mnie tylko centymetry. Albo i milimetry.

Jednak to wszystko nie było jedynym powodem dzięki któremu nie chciałam wrócić do domu. Zawsze gdy się tam pojawiała ojciec zaczynał temat jeździectwa. Zależało im na moich sukcesach. Wygrywałam, więc miałam jeżdzić i nadal wygrywać. Nieobchodziło ich, czy tego chce czy nie. Ani nawet na jakim koniu będę jechać. Tylko żebym wygrała. Żebym przyniosła im chlubę. Nie ważne za jaką cenę.

Nie rozumieli, że jeździectwo przestało dla mnie istnieć razem z Fuksją. Albo nie chcieli rozumieć. Jednak ja byłam uparta. Nie chciałam innego konia i trzymałam się przy tej decyzji

Zawsze NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz