Kuchnie wypełnił aromat czarnej herbaty z pomarańczą, pomieszany z zapachem tostów z serem. Wgryzłam się w chleb przymykając oczy z zadowolenia. Bardzo lubiłam tosty, ale tylko z żółtym serem, i tylko ciepłe. Innych nie tolerowałam. Herbata też była moja ulubiona. Pomarańcza dodawała niezwykłego posmaku napojowi.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Była już dziewiętnasta. Od Fuksa wróciłam zaledwie czterdzieści minut temu. Byłam zadowolona z tego spaceru (treningiem nie można było tego nazwać). Wałach przez cały czas był rozluźniony, i wesoły, a właśnie o to chodziło. Chciałam dać mu nowe wspomnienia, które nie będą sprawiały że będzie się bał, ale będą miłe, i dodające otuchę. Dzisiejszy wieczór miałam tylko dla siebie. Rodzice mieli wrócić dopiero jutro, więc miałam dużo czasu dla siebie. Rozciągnęłam się na kanapie z talerzem i kubkiem w dłoni. Gdyby rodzice tu byli nie mogłabym czegoś takiego zrobić, byli bardzo przeciwni jedzenia gdziekolwiek indziej, niż przy stole.
Talerz i kubek postawiłam na stoliku kawowym, i sięgnęłam po leżący obok laptop. Miałam na dzisiaj ważne plany. Stwierdziłam, że jeśli mój koń jest w stanie przełamać siłę swoich wspomnień, to ja też powinnam to umieć. Zamierzałam pokonać swój strach, i obejrzeć nagrania z zawodów moich, a potem moich i Fuksji. Na samą myśl o klaczy miałam ochotę cisnąć laptopem o ścianę, i zaszyć się pod kołdrą ze słoikiem nutelli w ręku, jednak wzięłam się w garść i postanowiłam nie dać się rozkleić przez jakieś zwykłe nagrania.
Miałam je w pliku, na laptopie, bo moi rodzice nagrywali mnie, oczywiście nie po to żeby żeby mi potem pokazać jakie robiłam błędy. Odetchnęłam głęboko zbierając się w sobie, i włączyłam pierwsze nagranie. Było to pięć lat temu. Nie miałam wtedy jeszcze Fuksji, i jeździłam na koniach klubowych.
Bezwiednie wzięłam kubek do rąk, i ścisnęłam go w dłoniach, gdy na ekranie pojawiła się moja postać. Jechałam na małym, skarogniadym kucyku o imieniu Dystans. Aż się uśmiechnęłam na jego wspomnienie, był strasznym leniem, i uparciuchem, ale i tak kochałam go całym sercem dziesięcioletniej dziewczynki. To były fajne zawody, nie licząc tego że kucyk odmówił raz skoku, tym samym zaprzepaszczając moją szansę na podium. Jedyne czego nie można mu było odjąć to szybkość. Czasami w pełnym galopie wyprzedzał wyższe o kilkadziesiąt centymetrów od siebie konie.
Zaczęło się następne nagranie. Temu przyjrzałam się już uważniej. Teraz nie jechałam na Dystansie, ale na Kado - pięknej małopolskiej klaczy. Pamiętałam ją doskonale. Była siwa, z ciemniejszym pyskiem i nogami. Bardzo przypominała z wyglądu araba, ale na szczęście nie miała jego charakteru. Była odważna, i dystyngowana.
Łzy napłynęły mi do oczu, gdy dalej myślałam o klaczy. Kochałam ją bardzo, a ona też się do mnie przywiązała. Okazywałyśmy to sobie na każdym kroku. Ona tylko przy mnie była idealna, a ja przy niej prostowałam się, byłam pewna siebie, i zapominałam o zmartwieniach.
Kiedyś mało zabrakło, do tego żeby się stała moim koniem. Kiedy namówiłam na nią już rodziców, pojechaliśmy do stajni, żeby odkupić ją od klubu, ale okazało się że została sprzedana dzień wcześniej. To był dla mnie duży cios, ale starałam się pocieszać myślą o Kado w nowym, szczęśliwym domu. Teraz przez łzy patrzyłam jak Kado razem ze mną na grzbiecie pokonuję przeszkodę za przeszkodą. To były moje pierwsze wygrane zawody. Ale to nie ja je wygrałam, tylko silna na duchu, i ciele klacz. Nadal miałam nadzieję, że trafiła na godnych zaufania opiekunów, a nie tak jak Fuks...
Następny film. Dobrze pamiętałam te zawody. Tuż przed zawodami zmieniono mi konia, bo Kado na której miałam jechać nabawiła się kontuzji na padoku. Dostałam wtedy konia którego nikt w całym klubie nie lubił. Był to wałach nieokreślonej rasy o imieniu Kaszmir. Imię miał ładne, ale na tym jeśli chodzi o piękno się kończyło. Miał długie, patykowate i chude nogi. Żyrafią szyję, i wiecznie zły wyraz pyska. Do tego był srokaty. Nigdy zbytnio nie lubiłam koni srokatych. Jakoś źle po tych zawodach mi się kojarzyły. Były to pierwsze zawody, gdy zrobiło mi się wstyd od razu gdy wjechałam na plac. Kaszmir ani myślał ruszyć galopem do pierwszej przeszkody, nie on stał i robił kupę. Potem gdy już zrobił to co chciał ruszył z powrotem do wyjścia. Ja piekliłam się na jego grzbiecie próbując go zawrócić, albo zatrzymać, ale on nie wzruszenie parł na przód. I dobił swojego. Na tych zawodach nie skoczyłam ani jednej przeszkody. Teraz śmiałam się z tego w duchu, ale wtedy to była dla mnie porażka życia.
Chichocząc cicho włączyłam kolejne nagranie. Natychmiast przestałam się śmiać. To były zawody które zawsze, gdy je oglądałam wprawiały mnie w straszne napięcie. Akurat tutaj rodzice filmowali nie mnie, ale syna ich znajomych. Nigdy go nie spotkałam, ale to nagranie wystarczyło żebym go znienawidziła. Jechał na własnym kucu. Zwierze było śliczne. Drobne, gniade z małą białą gwiazdką na czole. A na nim mocno kontrastując siedział wysoki nastolatek z płowymi włosami, i wredną twarzą. Już dawno wyrósł z tego konika, ale nadal na nim jeździł. Pewnie z powodu na jego charakteru. Trafił mu się niesłychanie uległy, i delikatny kucyk. Takie zwierzęta powinny jeździć pod doświadczonymi jeźdźcami którzy mają dostatecznie pewną , ale i delikatną rękę, a nie pod takimi ludźmi. Ten nastolatek najwyraźniej kochał prędkość, bo popędzał kuca tak długo że aż ten ledwo dawał radę tak szybko przebierać nogami.
Chociaż chłopak lubił prędkość, to z tego co było tam widać nie umiał w ten sposób jeździć. Obijał się o grzbiet biednego zwierzęcia jak worek kartofli. Ciężki worek kartofli. Traktował też wodze jak skrzyżowanie poręczy przy schodach, i barierki w tramwaju ciągnąc, i uwieszając się na nich. Nie lubiłam takich ludzi. Nie cierpiałam gdy traktowali zwierzęta jak maszyny którym wystarczy wcisnąć guzik, żeby te wykonały polecenie. Szczerze nienawidziłam takich osób. Zwłaszcza dawnego właściciela Fuksa. On zasługiwał na prawdziwe piekło.
Spod mojej powieki wypłynęła łza. Jedna, pojedyncza, samotna łza. łza za nie. Za nieme stworzenia nie mogące powiedzieć NIE. Nie mogące powiedzieć STOP...
CZYTASZ
Zawsze Nigdy
AventureNiewiele osób wie jak to jest stracić wszystko w jeden dzień, wszystko co się kochało, i wszystko na czym zależało. Ona wie. Jedna chwila, jedne zawody zmieniły wszystko, całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach, w tym jednym straszliwym momenci...