Rozdział 15

161 17 9
                                    

- Jeszcze raz, jak się nazywa twój koń? - Tosia zapytała mnie kręcąc się przy tym na twardym siedzeniu w autobusie.

Jechałyśmy do stajni, na trening. A Tosia, ku mojej uciesze zgodziła się mi towarzyszyć. 

- Fuks.

-Fuks, Fuks, Fuks.... Skąd ja to znam... Jakiej jest maści?

- Jabłkowity - Odpowiedziałam zdziwiona tym pytaniem.

- Hmmm... - Wymruczała z zamyśloną miną - Wiem! - Wrzasnęła tak gwałtownie i głośno, że jakaś biedna staruszka siedząca przed nami podskoczyła ze strachu - Koń Henryka Radziwiła!

- Co? Skąd wiesz,że to jego koń? Przecież jest mnóstwo jabłkowitych wałachów!

- Masz jego zdjęcie?

- Tak, mam, zrobiłam mu w dniu zakupu - kiedy Fuks już do mnie należał pstryknęłam mu zdjęcie na pamiątkę. Wyjęłam telefon, i nie zwracając uwagi na zbitą szybkę włączyłam galerię.

- To on! Widzisz tą charakterystyczną, białą plamkę między uszami? To właśnie taką miał jego koń! - Wykrzyknęła Tosia widząc zdjęcie.

- Jesteś pewna? - Zapytałam z niedowierzaniem.

- Tak! Widziałam go na zawodach.

- Tak właściwie, kim jest ten Henryk Radziwił? I dlaczego sprzedał Fuksa? Nie sprawdzał się na zawodach? - Zapytałam nadal z lekko sceptycznym podejściem.

- Był.

- Co?

- On BYŁ. Nie żyje od roku. - Spoważniała.

- Och - Wyjąkałam - To kim on był?

- Nie wierzę że nigdy o nim nie słyszałaś! Był światowej sławy jeźdźcem. Jego śmierć była tragedią. Zginął podczas zawodów. Jechał wtedy na Fuksie.

Wytrzeszczyłam oczy. To Fuks był tym koniem? Słyszałam o tym wypadku, młody koń spłoszył się, i zrzucił jeźdźca, który zginął na miejscu ze skręconym karkiem. Współczułam ludziom, którzy zabrali swoje dzieci na te zawody. Trauma będzie im towarzyszyła do końca życia. To był  dla mnie szok. Ale coś mi się nie zgadzało. Przez ostatni rok Fuks musiał mieć jakiegoś właściciela...

- Ale kto był jego właścicielem przez ten rok? Masz jakieś informacje? - Szczerze zastanawiałam się skąd ona to wszystko wie.

-Taki jeden - Zmarkotniała i ściszyła głos - Widziałam jego zawody.

Zmartwił mnie jej ton. Nie brzmiała zbyt dobrze.

-Tak? Jak było? - Zapytałam bojąc się odpowiedzi.

- Tego się nie da opisać. Pokażę ci nagranie. - Była ewidentnie zmartwiona, i bała mi się to pokazać, ale wyjęła telefon i włączyła internet.

- Najpierw pokażę ci coś weselszego, nagranie z zawodów Radziwiła. Oczywiście nie z tych ostatnich...

Na telefonie pokazał się wysypany piaskiem plac z przeszkodami. Przez bramę wjechał wysoki, mężczyzna na młodym jabłkowitym koniu. Na Fuksie. Na moim koniu. Radziwił jeździł wręcz idealnie, trzymał wodze na delikatnym kontakcie, był wyprostowany, i pewny siebie. 

Widać było że poświęcił niezliczoną ilość czasu na doskonalenie dosiadu, bo był on wręcz książkowy. Z podziwem patrzyłam jak idealnie radzi sobie, z bądź co bądź młodym koniem. Najbardziej jednak zdziwiło mnie zachowanie wałacha, był spokojny i wyluzowany, a do każdej przeszkody podchodził z nową radością. 

Zupełnie nie przypominał mojego Fuksa. Kiedy pokonali ostatnią przeszkodę, jaką była czerwono-biała stacjonata

- A teraz drugie. To ja nagrywałam. - Powiedziała Ruda - Na pewno chcesz to zobaczyć?

Zawahałam się, ale w końcu odpowiedziałam:

- Tak. Jestem pewna.

Zaczął się drugi filmik. Już sam początek mnie zszokował. Zbliżenie pokazywało tłustego mężczyznę wdrapującego się na MOJEGO konia. Teraz Fuks bardziej zachowywał się tak, jakim go znałam. Kręcił się w miejscu widocznie się czegoś bojąc. Właściciel konia nie mogąc go przez to dosiąść poczerwieniał ze złości. I zrobił coś, co sprawiło, że syknęłam z zaskoczenia i współczucia. Uderzył wałacha otwartą dłonią w pysk, a potem mocno szarpnął wodzami w dół. Wiedziałam, że w tej chwili wędzidło musiało mocno uszkodzić czułe wargi konia. Ja nigdy czegoś takiego bym nie zrobiła.

W końcu mężczyzna wdrapał się na siodło i ruszył do przodu jednocześnie mocno ściągając wodze. Był obleśny. Tłuszcz wylewał mu się z pod kamizelki, a małe, złe oczka błądziły wokół spojrzeniem. Czułam straszną złość, gdy patrzyłam, jak za każdym razem gdy Fuks próbował ruszyć swoim tempem tamten smagał go batem, lub kopał w brzuch. Wałach miał założony wytok, który używany przez nieprofesjonalnego jeźdźca ranił mu pysk.

Najechali na pierwszą przeszkodę, a ja kibicowałam w duchu Fuksowi, mając nadzieję,że zrzuci faceta na ziemię. Tuż przed przeszkodą, nadal było widać że koń bardzo stara się wypełniać polecenia, ale mężczyzna jakby na wszelki wypadek walnął go kilka razy batem, tak, że na jego zadzie zostało kilka ciemniejszych pręg. Koń zebrał się w sobie, i niezgrabnym susem przetoczył się nad drążkami. Po wylądowaniu znowu dostał, chociaż złe wybicie było wyłącznie winą jeźdźca.

Chciałam oderwać od tego wzrok, ale nie mogłam. Spojrzenie jakby przykleiło mi się do ekranu. Tosia wyłączyła telefon nie odzywając się ani słowem. Poklepała mnie pocieszająco po ramieniu. Czułam jak gorące łzy spływają mi po policzkach. Znalazłam przyczynę takiego zachowania mojego konia. To było okropna, teraz już wiedziałam co maja na myśli ludzie mówiąc że wiedza jest straszna. Wolałabym nadal tkwić w niewiedzy, niż mieć przed oczami żywy dowód na to jakimi potworami są ludzie.

Zawsze NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz