Rozdział 30

108 13 17
                                    

- Rozluźnij się, to nie ma sensu gdy jesteś taka spięta! Fuks czuje twój stres i on sam też nie będzie reagował tak jak powinien. - Głos mojej mamy przeciął powietrze i sprawił że zrezygnowana odchyliłam głowę do tyłu z głośnym jękiem.

Piąty dzień. Najbardziej frustrujący ze wszystkich. Był to ten moment w którym  miałam wsiąść na Fuksa. Wcześniej pracowaliśmy z ziemi przyzwyczajając konia do obecności przeszkód oraz siodła i ogłowia. Wreszcie doszliśmy do takiego poziomu gdzie wałach był w stanie przebywać w pomieszczeniu z przeszkodami, być tam lonżowany albo prowadzony na uwiązie, oraz w pełni osiodłany.

Nie można powiedzieć że ten proces był łatwy. Wręcz przeciwnie. Nie umiałam zliczyć, ile razy zostałam przygnieciona przez własnego konia do ściany, lub wywrócona na ziemię, gdy ten w ataku paniki próbował uciec jak najdalej tylko się dało. 

Był uparty i trudny. Czasami miałam wrażenie, że nigdy nie dojdziemy do jakiegokolwiek porozumienia. Kiedy wspomnienia i trauma brały górę Fuks zamykał się w sobie i przestawał reagować na jakiekolwiek bodźce z zewnątrz. Dopiero gdy mama zaczęła mi pomagać, powoli zaczęliśmy robić postępy. Byłam jej za to wdzięczna i dobrze wiedziałam, że bez niej w życiu byśmy sobie nie dały rady tylko z Rudą.

Tosia też pomagała. Mama odpowiadała za część bardziej techniczną, ćwiczenia ruchowe i tym podobne, a treningi z Tosią polegały na budowaniu więzi. Uczyła mnie i wałacha jak zaufać sobie nawzajem i nawiązać między sobą porozumienie. To też nie było łatwe. Obydwoje się czegoś uczyliśmy. Ja na nowo odkrywałam zawiłą logikę i psychikę koni, a Fuks starał się zobaczyć w człowieku coś więcej niż tylko zagrożenie.

Starałam się nie myśleć o tym, że zostało tylko pięć dni do zawodów. Za dwa dni rozpoczynała się przerwa świąteczna co tylko przypominało mi o upływającym czasie.

Dzisiaj moim zadaniem było "tylko"dosiądnięcie Fuksa. Tylko i aż. Nie było to wcale takie łatwe jak mogło się wydawać. Jabłkowity wałach wyczuwał mój strach i sam się bał, uskakując w bok za każdym razem, gdy próbowałam włożyć nogę w strzemię, by wspiąć się na siodło.

Stosując się do rady mamy postarałam się odepchnąć od siebie wszystkie myśli które mnie stresowały. A było ich bardzo dużo. Jedną z najgorszych był ojciec, który nic nie wiedział o tym, że jego żona pomaga mi w przygotowaniu do zawodów, do udziału w których mnie zmusił. Drugą był czas. Bałam się, że nie zdążę...

Wyprostowałam się, oddychając głęboko i uspokajająco pogłaskałam Fuksa po szyi. Jeszcze przez dłuższą chwilą gładziłam jego aksamitną sierści, czując jak jego serce powoli zwalnia i przestaje pędzić szalonym rytmem. Chwyciłam wodze w jedną rękę, drugą złapałam się tylnego łęku siodła i wręcz wstrzymując oddech, czekając na reakcje wałacha podciągnęłam się i usiadłam okrakiem na jego grzbiecie.

Fuks nie zrobił nic oprócz lekkiego wzdrygnięcia na mój ciężar na swoich plecach. Rozluźniłam się i zebrałam wodze, łapiąc kontakt na pysku konia. starałam się być delikatna. Nie chciałam go przestraszyć i zrazić do siebie. Odwróciłam głowę w kierunku mamy, czekając na dalsze polecenia.

- Rusz stępem. Jeśli pobiegnie szybciej postaraj się nie spinać i powoli wrócić do niższego chodu. Chcemy osiągnąć efekt spokojnego i fajnie rozciągniętego konia.

Pokiwałam głową i bardzo delikatnie dotknęłam boków konia łydkami. Fuks natychmiast ruszył do przodu lekko zarzucając łbem. Był bardzo spięty. Czułam to w każdym jego ruchu gdy powoli szedł do przodu z położonymi uszami.

Znowu odetchnęłam głęboko i usiadłam głębiej w siodle starając się maksymalnie skupić na tym, żeby nie popełnić żadnego błędu.

Powoli z każdym krokiem Fuks odzyskiwał pewność siebie, aż w końcu szedł już prawie normalnie. Prawie, bo nadal był nienaturalnie wyczulony na wszelkie pomoce z mojej strony. Udało mi się przejechać względnie spokojnie kilka kółek wokół ujeżdżalni i musiałam się powstrzymywać, przed wrzaśnięciem z radości gdy poczułam jak wałach zaczyna prawidłowo pracować zarówno zadem jak i potylicą. Nie czekając na polecenie matki ruszyłam kłusem, nadal starając się utrzymać spokojne tempo.

I wtedy stało się coś czego nie przewidziałam, Fuks jak oparzony wyrwał się do przodu zadzierając do góry głowę, jakby starając się uciec od działania wędzidła.

Oczywiście moja pierwsza reakcja była błędna. Automatycznie ściągnęłam wodze, panicznie starając się zatrzymać pędzące zwierze. Jednak po chwili zrozumiałam co robię. Tu nie mogła pomóc siła. Musiałam załatwić to spokojem i opanowaniem. Zimną krwią.

Oddychając równo i głęboko odchyliłam się lekko do tyłu i starałam się uspokoić wałacha serią delikatnych pół parad. Po zaledwie okrążeniu koń zaczął się uspokajać i wyrównywać tępo. Natychmiast poprawiłam swój błąd i przeszłam do stępu. Poklepałam mokrą od potu szyję Fuksa.

Wiedziałam co zrobiłam źle. Było za wcześnie. Czas nie był moim sprzymierzeńcem, ale aktualnie ważniejszy był wałach. Zbyt szybkim postępowaniem wcale bym mu nie pomogła, a nawet mogłabym pogłębić traumę.

Wjechałam do środka koła i stanęłam tuż przy mamie która blada jak papier odczytywała wiadomość na telefonie. Natychmiast przez moją głowę przewinęło się mnóstwo najczarniejszych scenariuszy.

- Co się stało? - Zapytałam lekko drżącym tonem jednocześnie zsuwając się z siodła. Chwyciłam wodze przy pysku konia, starając się utrzymać go w jednym miejscu.

Spojrzała na mnie rozszerzonymi niebieskimi oczami. Mało brakowało a upuściła by telefon z drżących dłoni. Ze świstem wciągnęła powietrze i wydukała cichym z przerażenia głosem.

- Napisał, że przyjedzie wcześniej... Ojciec... - Zamarłam a Fuks nerwowo przestąpił z nogi na nogę, czując mój strach. Mama wsunęła telefon do tylnej kieszeni i spanikowana zaczęła rozglądać się w okół, jakby szukając drogi ucieczki.

- Mamo - Powiedziałam starając się zwrócić jej uwagę na siebie. Ale mama spojrzała się na mnie dopiero gdy powtórzyłam zawołanie - Mamo, nie martw się. - położyłam jej delikatnie rękę na ramieniu - Od teraz jesteśmy drużyną. I damy radę. Nawet jemu.

Zawsze NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz