Rozdział 16

172 19 18
                                    


Wysiadłyśmy z autobusu nadal nie wypowiadając ani słowa. Byłam w szoku. Fuks. Po tym co usłyszałam stał się naraz jeszcze bardziej skomplikowany i zrozumiały.

Chyba jedyną dobrą stroną tego filmiku było to że wiedziałam już jaka jest przyczyna takiego zachowania mojego konia, wiedziałam już dlaczego boi się przeszkód, i dlaczego tak się zachowuję przed jeźdźcem.

Tosia szła obok mnie milcząc, i patrząc na mnie z niepokojem. Czułam że się boi mojej reakcji. Boi się że ją odtrącę z powodu tego filmiku. Ja jednak nie zamierzałam tak robić. Wiedziałam że to nie była jej wina. Chciała pokazać mi prawdę. Właściwie to była moja własna decyzja. To ja powiedziałam że tego chcę, więc mogłabym winić tylko siebie. Ale rozumiałam jej strach. Dużo razy czułam to samo mówiąc prawdę, i oczekując na odtrącenie, z tego powodu że ta prawda się komuś nie spodobała.

Kiedy doszłyśmy do stajni łzy zdążyły już zaschnąć mi na twarzy. Czułam się jakbym wykończyła wszystkie które miałam do dyspozycji. Tylko moja dusza płakała, na myśl o nagraniu. Nagraniu pokazującym jak wielkim potworem może być człowiek, i jak może ignorować słowa zwierząt. Słowa których nie słychać, ale widać i czuć. A ten człowiek to widział, czuł i słyszał. Ale nie chciał żeby to do niego dotarło, i nadal wolał pozostać gruboskórnym agresorem. Kolejny dowód na to że ludzie słyszą tylko to co chcą.

Tosia otworzyła drzwi i przepuściła mnie przodem. Spróbowałam odegnać czarne myśli i przestąpiłam nad progiem. Natychmiast skierowałam się do boksu wałacha. Wałacha którego historia była gorsza od mojej.

Ucieszył się na mój widok. Aż chciało mi się znowu płakać. Czy na widok swojego wcześniejszego pana też się cieszył...? Odsunęłam drzwi boksu, i weszłam do środka szukając wzrokiem Tosi, ale ta nie pojawiała się na horyzoncie. Miałam dziwne wrażenie, że zrobiła to specjalnie, żeby dać mi czas sam na sam, z koniem. Odwróciłam się do Fuksa chcąc się czegoś jeszcze dowiedzieć.
Dobrze wiedziałam co pozostaje po takim traktowaniu, i zwierząt, i ludzi na ich ciałach. Wiedziałam, bo sama coś takiego miałam, coś co za każdym razem przypominało mi jaka jestem bezbronna wobec świata.

Najpierw sprawdziłam nogi, ale nie widząc tego czego szukałam przeniosłam się na grzbiet i zad. Kiedy rozchyliłam sierść na wreszcie to zobaczyłam. Podłużne, białe blizny ciągnęły się po całym grzbiecie, i zadzie. Spodziewałam się tego, ale i tak oczy mnie zapiekły gdy pomyślałam o człowieku który musiał to zrobić. Zacisnęłam na chwile powieki próbując się uspokoić, i zaczęłam oglądać pysk wałacha zachwyconego tym że jestem tak blisko niego, i że moja uwaga jest skupiona tylko na nim. 

Tak jak się spodziewałam na pysku też je znalazłam. Ślady ludzkiego okrucieństwa. Ludzkiej ignorancji, i świadectwa wierności zwierząt. Chociaż Fuks był bity, nadal starał się wykonywać polecenia, i zachcianki swojego oprawcy. Łzy napłynęły mi do oczu gdy delikatnie gładziłam blizny wokół warg wałacha. Opłakiwałam w ten sposób nie tylko mojego konia, ale zwierzęta które musiały podzielić jego los. Opłakiwałam też ludzi którzy sprawiali tym zwierzętom cierpienie. Wodziłam palcami po cienkich bliznach, będąc w szoku że tego wcześniej nie zauważyłam. Jak mogłam! Przecież do było takie widoczne, oczywiste...

- Przepraszam - Wydusiłam z siebie między spazmami szlochu. Nie obchodził mnie że mówię do konia. Chciałam to z siebie wyrzucić, chciałam sprawić, żeby moje sumienie się uspokoiło - Bardzo... Ja... Ja nie wiedziałam. Przepraszam cię za moje zachowanie - głos mi się załamał - Przepraszam że pozwoliłam na to żeby twoje wspomnienia powróciły... - Nie byłam już w stanie wydusić ani jednego słowa.

Popatrzyłam w oczy wałachowi, który pocieszająco trącił mnie pyskiem. Miał śliczne, brązowe tęczówki z jaśniejszymi plamkami. Bardzo podobne do moich.W tym momencie zobaczyłam jak wiele mamy ze sobą wspólnego. Chociaż ja byłam człowiekiem, a on koniem obydwoje straciliśmy kogoś ważnego dla siebie. Ja konia, on człowieka. I obydwoje mamy blizny. Ja na dumie, i psychice, on na ciele. Tak jak on miałam wroga wobec którego byłam prawie bezsilna. Ja Paule. On jeźdźca który zepsuł jego młodość. 

Pomyślałam o jego pierwszym panu. O opanowanym Henryku Radzimile który zginął tragiczną śmiercią. Pomyślałam, jaki to musiał być szok dla młodego konia, gdy od czasu jednych zawodów wszystko się pozmieniało. Od czasu jednych zawodów... Tak samo jak u mnie. Tylko że ja miałam wpływ na to co się działo. Mogłam powiedzieć "nie". On nie mógł. Nie mógł bo był zwierzęciem w rękach ludzi, ludzi którzy go zdradzili, rujnując jego dotychczasowe życie.

- Kochałeś go, prawda? - Wyszeptałam trzymając dłoń na jego pysku - A potem go straciłeś. Straciłeś go tak nagle jak ja Fuksje. I tak jak ja nadal się nie pozbierałeś. - Wzięłam głęboki oddech - Wiesz ja ją kochałam, a gdy ją straciłam miałam takie uczucie, jakby umierała cząstka mnie. Jakbym to ja leżała, a nie ona sztyw... - Zająknęłam się, czując wielką gulę w gardle, ale dokończyłam - Sztywna na piasku, tam pod tymi przeszkodami... - Nagle gdy to powiedziałam zdałam sobie z czegoś sprawę, stanęłam na przeciwko wałacha, i trzymając dłoń na jego chrapach ciągnęłam dalej - Fuks, ja się boję. - Wzięłam głęboki, przerywany oddech - Boję się ze cię stracę. Że będziesz kolejną Fuksją. Tego bym nie wytrzymała... - Popatrzyłam na niego w skupieniu - Obiecuję. Obiecuję ci że nie pozwolę, żeby twoja przyszłość wróciła. Obiecuje ci że nie pozwolę cię zniszczyć. Obiecuję, że JA cię nie zniszczę.

Skończyłam. Teraz już łzy ciekły mi po twarzy ciurkiem mocząc twarz, włosy, i kurtkę. Czułam jednak że to pomogło, Pomogło że to powiedziałam, to czego się bałam, i to co myślałam. Pierwszy raz od dawna poczułam że jest mi lekko na sercu.

-Wszystko dobrze? - Głos Tosi wyrwał mnie z zamyślenia.

- Tak - Wzięłam głęboki, ale pewny oddech - Tak, wszystko dobrze.

I naprawdę się tak czułam. Pierwszy raz od dawna czułam się naprawdę dobrze. Fuks trącił mnie pyskiem w ramię. Uśmiechnęłam się do mnie. Znał teraz moje uczucie, a ja miałam wrażenie że z każdą chwilą więź między nami się zacieśniała dając nowe możliwości. Może nie skokowe, ale przyjaźni na pewno.

- Dzisiaj pojedziemy w teren - Mrugnęłam do wałacha - I żadnych przeszkód.

Tosia wodziła spojrzeniem między mną a Fuksem najwyraźniej zastanawiając się co tu zaszło gdy jej z nami nie było. Ala ja wiedziałam że moje słowa, tajemnice i emocje są całkowicie bezpieczne u najlepszego powiernika jakiego znam. U Fuksa.

Zawsze NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz