Rozdział 12

178 20 12
                                    

Doszłyśmy do szkoły. Tosia bez wahania otworzyła drzwi, ale ja stanęłam przed progiem i zamknęłam oczy. Droga z przystanku do szkoły była podobna do bajki. Razem z Rudą wyśmiewałyśmy się z Pauli i z aktorów w filmach o koniach, którzy udają że potrafią jeździć konno. 

Okazało że nie tylko ja oglądam tego rodzaju filmy tylko dla śmiechu i że nie tylko ja co jakiś czas wybucham śmiechem, na widok stylu jazdy głównego bohatera, albo nagle wrzeszczę na jakąś postać żeby trzymała piętę w dół. 

Czułam jakąś nikłą więź rosnącą miedzy mną, a tą wesołą dziewczyną. Dawno czegoś takiego nie czułam i dawno nie otworzyłam się tak na jakąkolwiek osobę. Ta rozmowa i ten śmiech był czymś w rodzaju zadośćuczynienia dla Tosi, za to nigdy jej nie zauważałam, sprawiałam że było jej przykro.

Robiłam coś co inni robili pod moim adresem i coś przez co łzy spływały po moich policzkach. Teraz czekała mnie zwykła, jak dla mnie konfrontacja z Paulą i szkolną codziennością. No i z nauczycielem od biologii. Weź się w garść - warknęłam na siebie w myślach i przekroczyłam próg szkoły poprawiając sobie plecak na ramionach. 

Idąc holem wpatrywałam się w szczupłe plecy Tosi. Ile psychicznego ciężaru musiał dźwigać jej mentalny kręgosłup? Czy maska wesołej, kochającej życie dziewczyny miała ukryć prawdę? Prawdę o niej? Ja bym tak nie potrafiła. Nie jestem dobrą aktorką. Nawet nie potrafię dobrze kłamać. 

Kiedyś przed wypadkiem, miałam koleżanki, o których mówiłam że są moimi przyjaciółkami. Najwyraźniej nie były, bo po tych zawodach, gdy szczególnie potrzebowałam ich pomocy odwróciły się ode mnie, albo udawały że nigdy się nie znałyśmy. I tak było, nigdy nie poznałam ich prawdziwej natury. Nigdy jej nie ujawniły. To była jedna z niewielu spraw wobec których z czystym sumieniem mogłam użyć słowa "nigdy". 

W szatni oprócz nas nie było nikogo. To mnie zdziwiło, raczej o tej porze szatnia była pełna ludzi... Właśnie, o tej porze.... Spojrzałam na zegarek, i zamarłam z przerażenia. Było pięć minut po dzwonku.

- Musimy się pośpieszyć! Jest już po dzwonku! - powiedziałam do Tosi zdejmując kurtkę.

- O nie! Matka mnie zabije, jeśli zobaczy spóźnienie w dzienniku! - Tosia mówiła z dziwnie wesołą miną na kogoś kto przepowiadał zabójstwo. Zabójstwo siebie. Przez własną matkę.

Wybiegłyśmy razem z szatni i popędziłyśmy do sali. Starałam się nie myśleć o tym jak zareaguje nauczyciel na nasze spóźnienie i jeszcze na to że nie mam podręczników. Ale miałam dziwne wrażenie że watro było poświęcić ten stracony czas na te chwile śmiechu z Tosią po drodze. Jak zwykle pierwsza, Ruda otworzyła drzwi i sprężystym krokiem weszła do środka. Nie wyglądała na kogoś kto się spóźnił z powodu obgadywania koleżanki z klasy razem z inną koleżanką oczywiście z tej samej klasy. 

Czułam się tak jakbym na nowo ją poznała. Jakbym zobaczyła ją pierwszy raz w życiu. Sprawiała wrażenie naprawdę fajnej osoby, ale kto wie czy nie okażę się jak inne "przyjaciółki" i nie odwróci się do mnie plecami gdy będę jej potrzebowała. Powoli, ze spuszczonymi oczami weszłam tam za nią. Klasa jak na komendę obróciła się w naszym kierunku.

- No proszę, panny spóźnialskie raczyły się pojawić. - nauczyciel spoglądał na nas nieprzychylnie. Był jednym z tych nauczycieli który nie cierpi jak kto się spóźnia- Macie spóźnienie. Siadajcie.

Tosia poszła na jeden koniec sali, do swojej ławki, a ja na drugi żeby usiąść przy swojej. Powiesiłam plecak na haczyku, i zaczęłam się rozpakowywać. Wyjęłam piórnik i zeszyt starając się nie zwracać na to ze nie mam podręcznika.

- Teraz, proszę żeby każdy wyjął kartę pracy która była zadana do domu. - Powiedział nauczyciel siadając przy biurku i wyjmując dziennik z szuflady.

Zamarłam. Zrobiłam tą prace domową, ale oczywiście zostawiłam ją w domu...

- Proszę pana! - Zawołałam podnosząc rękę.

-Słucham.

- Ja...Ja zapomniałam tej karty, ale mam ją w... - Nagle mój głos przestał być taki pewny.

- A więc nieprzygotowanie! - Przerwał mi otwierając dziennik. Normalnie nie uznałby tego za nieprzygotowanie, ale ja się spóźniłam... To zupełnie zmieniało sytuacje.- Jaki numerek?

- Siedemnasty. - Wyjąkałam modląc się, żeby mieć jednak jeszcze wolne nieprzygotowanie.

- Siedemnaście, siedemnaście - Mruczał nauczyciel wodząc palcem po liście. - Wykorzystałaś wszystkie nieprzygotowania, a więc jedynka.

I wpisał długopisem ocenę do dziennika. Westchnęłam. Rodzice będą wściekli... Spojrzałam na Paule. Panna Idealna uśmiechała się szyderczo.

Reszta lekcji upłynęła dość spokojnie i przyjemnie. Prócz tego że cały czas myślałam o reakcji rodziców na widok mojej nowej oceny która pojawiła się przed chwilą na moim koncie. 

Rozdzwonił się dzwonek obwieszczający przerwę. Klasa wybiegła na korytarz wrzeszcząc radośnie i przepychając się w drzwiach. 

Ja wyszłam powoli za nimi patrząc na plan lekcji. Następna była matematyka. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pani powinna już sprawdzić sprawdziany. Byłam ciekawa co dostanę. Miałam nadzieję że coś dobrego. 

Weszłam do sali i bez słowa, nie patrząc na nikogo zajęłam swoje miejsce. Dzwonek. Nauczycielka wstała, przywitała się z nami i wyjęła z teczki gruby plik sprawdzianów.

- Teraz dostaniecie swoje prace, a potem je omówimy. Najpierw chciałam pogratulować Tosi Zarzyckiej. Jako jedyna z klasy dostała okrągłe sześć! - I zaklaskała kilka razy. Nikt się do niej nie dołączył. Dała uśmiechniętej Tosi jej prace, i znowu stanęła na środku. - Drugą najwyższą ocenę dostała Danka. - Podała mi mój sprawdzian, na którym widniała wielka piątka plus. Ja też się uśmiechnęłam patrząc na ocenę.- Ale reszta... - Nauczycielka spoważniała - Z reszty nie jestem zadowolona. Cała klasa dostała czwórki, lub trójki nie licząc Pauli Mielnik. - Paula uśmiechnęła się tryumfalnie. - Ta dostała dwóję.

Twarz Panny Idealnej zrobiła się czerwona ze wstydu, i złości. Prawie wyrwała pani z ręki swoją prace, i położyła ją pustą stroną do góry, tak żeby nikt nie widziała jej oceny, którą i tak wszyscy już znali. Czułam że zbierało się na burzę.

Zawsze NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz