Leniwie przeciągnęłam się na łóżku, przecierając oczy i prostując ręce.
Przez chwilę zapomniałam o tym, że nie jestem sama co poskutkowało głośnym jękiem blondyna, kiedy przez przypadek uderzyłam go w twarz dłonią.- Liczyłem na cieplejsze powitanie po całej nocy kucia z tobą francuskiego - sarknął nieprzyjemnie.
- To się przeliczyłeś, pajacu - powiedziałam przesłodzonym głosem.
- No nie, teraz już przegięłaś - warczy chłopak, patrząc na mnie morderczym wzrokiem, po czym chwyta jedną z ozdobnych poduszek i celuje nią prosto w moją głowę.
- Już po tobie - posyłam mu sztuczny uśmiech i uderzam go w twarz, co powoduje chwilową dezorientację chłopaka, który chwilę później ponownie przyjmuje uderzenie.
Bijemy się poduszkami i kotłujemy w pościeli, dopóki do pokoju nie wpada moja zdezorientowana mama. Na moment zastygamy w miejscu, ale ona tylko uśmiecha się pod nosem, macha dłonią i wychodzi z pokoju. Razem z Leo wybuchamy gromkim śmiechem, czując się jak dzieci w przedszkolu.
Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Leo i jego głupoty, która chociaż na chwilę odciągała moje myśli od dzisiejszego dnia.
Dwa lata.
Kawał czasu.
Właśnie tego dnia oficjalnie zostaliśmy parą. Dzień dwudziesty siódmy września pamiętam do tej pory, jakby to było wczoraj. Widzę jego piękny, szeroki uśmiech i zamieram widząc kwiaty w jego dłoniach. Piękny bukiet różnokolorowych goździków. Zapamiętał, gdy mówiłam, że to właśnie te kwiaty są moimi ulubionymi.
Nie potrzebujemy słów, bo dokładnie rozumiemy się bez nich. Rzucam się mu w ramiona, mając gdzieś fakt, że stoimy w korytarzu mojego domu, a drzwi są otwarte na oścież.
W tamtej chwili myślę tylko o nim. O jego włosach, oczach, a szczególnie o ustach. Chłopak jakby czytał mi w myślach, namiętnie wpija się w moje usta i delikatnie kładzie kwiaty na komodzie, po czym chwyta moje uda i przechodzi w głąb domu, by chwilę później posadzić mnie na kuchennym blacie.Nie mogłabym zliczyć pocałunków które oboje inicjowaliśmy tamtego dnia. Zwyczajnie cieszyliśmy się sobą i swoją obecnością, nie zwracając uwagi na nic dookoła.
Właśnie dzisiaj minęło dwa lata od tego wydarzenia. Dwa lata od najpiękniejszego a zarazem najgorszego dnia w moim życiu.
To właśnie wtedy po raz pierwszy poznałam pojęcie prawdziwej miłości, ale również wpadłam w niebezpieczne sidła piekła. Piekła które dopiero miało się zacząć.- Skyler, młoda - z transu wyrywa mnie zblazowany głos Leo, który szarpie moje ramię. - Mogłabyś chociaż udawać, że mnie słuchasz? - mówi chłopak, przewracając oczami i poprawiając swoje platynowe włosy. Ma na ich punkcie obsesję i robi to dosłownie co chwilę.
- Widzę, że nadal pilnujesz, aby żaden z twoich baby hair nie przechylił się w złą stronę o milimetr - kładę mu rękę na ramieniu, chichocząc.
- Kiedy następnym razem mnie o coś poprosisz, to nawet nie myśl że się zgodzę - zakłada ręce na piersiach, po czym gwałtownie obraca się do tyłu, próbując jeszcze bardziej podkreślić swojego pół minutowego focha.
Prawdziwa królowa dramatu.
- Wiesz, że nie mogę się na ciebie długo gniewać - słyszę głos blondyna po dosłownie dziesięciu sekundach ciszy. Chłopak uśmiecha się od ucha do ucha, po czym wyciąga a moją stronę obie ręce. - Chodź do wujka Leo, przytul się - mówi przesłodzonym głosem i nie czekając na moją reakcję, rzuca mi się w ramiona, sprawiając, że oboje lądujemy na podłodze.

CZYTASZ
rewrite the stars | sm
FanfictionWiesz, że Cię chcę. To nie jest tajemnica, którą próbuję ukryć. Więc zmieńmy nasze gwiazdy, bo to ty jesteś moim przeznaczeniem.