Stacja trzecia

121 8 25
                                    


Westchnęłaś głęboko, przysiadając pośladkiem na krawędzi zrobionego z ciemnego drewna biurka. Omiotłaś przelotnym wzrokiem wnętrze swojego skromnego, ale jakże przytulnego biura i przewróciłaś oczami na ton twojego ojca wydobywający się ze słuchawki, który zarzucał ci wybranie nieodpowiedniej ścieżki życiowej. Zawsze marzył o tym, abyś została lekarzem, gdyż w jego rodzinie ten zawód przechodził z pokolenia na pokolenie, ale ty wolałaś wybrać inne tory. Źrebić własną drogę, która będzie powodować, że będziesz opuszczać miękkie łóżko z chęcią do życia oraz serdecznym uśmiechem. Łaknęłaś pomagać ludziom w ich zagmatwanych sytuacjach życiowych, bronić kobiet przed wykorzystującymi ich kruchość mężczyznami, wspomagać ludzi, którym było pod górkę. Po prostu czynić dobro tam gdzie tylko się da. Twój rodziciel nie potrafił tego zrozumieć i non stop narzucał ci wybranie innej alternatywy na przyszłość. Powoli zaczynałaś mieć tego serdecznie dość. Tym bardziej, że wspólny biznes prowadzony z Klaudią naprawdę dobrze preparował i rozkwitał, zachwycając swoją siłą działania niczym rozwijający się z każdym dniem coraz bardziej pęk róży zapierający dech w piersiach. Podirytowana odciągnęłaś od ucha telefon i najechałaś opuszkiem palca na czerwoną słuchawkę, nie mając zamiaru słuchać narzekań starszego mężczyzny ani minuty dłużej. Zerknęłaś przelotnie na akta ostatnich spraw i usatysfakcjonowana z ich uporządkowania poderwałaś się z miejsca, sięgając po czarną, skórzaną torbę. Narzuciłaś na siebie puchatą, czerwoną kurtkę i ruszyłaś do gabinetu blondynki, która użerała się ze sprawą przemocy rodzinnej jednej z gdańszczanek. Po uprzednim zapukaniu wparowałaś do pomieszczenia i gdy rozwarłaś już usta, aby zapytać wspólniczkę o to czy zakończyła zakres obowiązków na dzisiejszy wieczór, który obydwie spędzałyście w centrum Gdańska, twoje ciemne tęczówki natrafiły na dwa, niewielkie kartoniki. Lustrowałaś je uważnym wzrokiem, upewniając się czy to aby na pewno to co przewinęło ci się przez myśli, ale nie miałaś żadnych wątpliwości. Rozchyliłaś bardziej usta lekko oniemiała, bowiem nie spodziewałaś się biletów na mecz miejscowej drużyny na biurku Olszewskiej. Od dawien dawna stawiała się na meczach bez twojego towarzystwa, dlatego też dziwiła cię liczba mnoga wejściówek na spotkanie z drużyną z Podkarpacia.

-Po co ci dwie wejściówki na mecz?-mruknęłaś, marszcząc brwi i przyglądając się badawczo twarzy blondynki.

-Bo idziesz ze mną?-odpowiedziała ci pytaniem na pytanie, wzruszając obojętnie ramionami.

-Zwariowałaś?! Zwariowałaś! Naprawdę ci coś do łba strzeliło!-uniosłaś się, żywo gestykulując dłońmi.

-Kochasz go, więc o niego walcz. Nie mów, że teraz kiedy jest do brania odpuścisz.-wywróciła oczami twoja towarzyszka.

-Zaczynasz paplać jak Halabka.- prychnęłaś pod nosem.- Owszem, bo jest świeżo po rozwodzie i nie wiem potrzebuje czasu?-spojrzałaś na nią z niezrozumieniem.

-Tego kurwa miał wystarczająco.-mruknęła pod nosem.- Czy ty naprawdę tego nie widzisz?! –poderwała się z krzesła.-On go wziął dla ciebie, idiotko! Nie kochał jej, kochał ciebie i nadal kocha!-tłumaczyła ci dobitnie.

-Wiesz co? Pierdolnij te papiery w chuj i wyjdź z tego biura, bo ci odbija.

***

Roześmiany kręciłeś biodrami do wesołej, świątecznej melodii, której otworzeniem na hali pomysłodawcą był nie kto inny jak Paweł Halaba. Brunet z butelki wody imitował mikrofon i wymachując brwiami ku górze spoglądał na ciebie z udawanym pragnieniem oraz dzikością, naśladując wokalistę Jingle Bells. Kozub pokręcił z niedowierzaniem głową, parskając niepohamowanym śmiechem, kiedy twój przyjaciel nagle nałożył na głowę poroże renifera i zaczął cię nim napastować po torsie. Czasami zastanawiałeś się czy tylko ty jesteś zrównoważony psychicznie w tej drużynie. Nawet Winiarski podskakiwał teraz do piosenki wraz ze swoim asystentem, naśladując kankana. Z otwartej dłoni uderzyłeś się w czoło i chichocząc pod nosem dorzuciłeś piłką do kosza. Jako, że trening oficjalnie zakończył się dobre piętnaście minut temu, bowiem tyle trwały wygłupy twoich kolegów oraz szkoleniowców postanowiłeś do nich dołączyć. Wraz z Łukaszem Kozubem płynąłeś po parkiecie, przemieszczając się po nim w układzie tanecznym na dwa kroki i zanosząc się przy tym głośnym śmiechem. Nie żałowałeś, że po mimo pochodzenia z nad morza twojej byłej już żony zdecydowałeś się tutaj powrócić. Tęskniłeś za tą ekipą i cieszyłeś się, że po mimo mijającego czasu nie wykruszyła się. Pomiędzy porannym rozruchem a początkiem rozgrzewki przed meczem zawitałeś do centrum handlowego i doprowadziłeś prezenty dla bliskich do finiszu, mając czystą głowę. W pełni skupiłeś się na odpowiednim przygotowaniu do bardzo ważnego spotkania z Asseco Resovią Rzeszów, nie przywiązując większej uwagi do publiczności. Nie byłeś jeszcze wówczas tego świadom, że jedna z osób, która na niej spoczywała podziała na ciebie jak płachta na byka. Dopiero pod koniec rozgrzewki zauważyłeś, że Halaba wymienia się czułym pocałunkiem z blondynką, a obok niej widniała ona. Kobieta, która potrafiła roztrzaskać twoje drobne serce na kawałeczki i która jednym swoim pojawieniem potrafiła je jednocześnie także poskładać. Serce mocniej obiło się o mostek, przypominając o swoim istnieniu, a tętnice zaczęły szybciej pompować krew, która błyskawicznie przemieszczała się po twoim ciele, powodując falę gorąca jaka oblała cię po jej wypatrzeniu. Zwróciłeś się do niej plecami i pośpiesznie powachlowałeś koszulką, aby nieco ostudzić twoje płonące na jej widok ciało. Zakłopotany tą sytuacją wplotłeś smukłe pace w swoje włosy i wypuściłeś powietrze ze świstem, podchodząc do przyjmującego.

-Co ona tu robi?-warknąłeś podirytowany.

-Jak widać siedzi.-odparł brunet, udając niewzruszonego twoim stanem emocjonalnym.

-Paweł, nie jestem w nastroju do żartów.

-W takim razie skończ tą całą szopkę i powiedz jej co czujesz, bo to naprawdę świetna komedia jak się zachowujesz.-poklepał cię po ramieniu, posyłając blady uśmiech.

-Pojebało cię.

-Nie. To ciebie Bartuś pojebało, bo jesteś po rozwodzie, wiec nie wiem na co ty kurwa czekasz. Choćbym bardzo chciał to za ciebie jej prawdy nie powiem, bo to najzwyczajniej w świecie byłoby słabe.

Machnąłeś na niego zrezygnowany dłonią i zatopiłeś się w wirze przedmeczowym jak i później meczowym, aby zepchnąć mętlik myśli do zakamarków twojego umysłu. Choć dokładałeś wszelkich starań to wciąż twoje błękitne tęczówki prześwietlały wnikliwym wzrokiem drobną sylwetkę młodej prawniczki pomiędzy akcjami meczu, a z twarzy ciężko było zetrzeć nikły uśmiech jaki impulsywnie wpływał na twoje usta, gdy zirytowana uderzała dłonią o kolano czy odruchowo z powodu euforii pisnęła lub uderzyła dłońmi o siebie, nagradzając ciebie czy innego zawodnika brawami. Prawda była taka, że uczucie do Malwiny Pawłowskiej ciężko było zatrzeć lub wyprzeć. Ono w tobie było. Żyło swoim rytmem i nie miałeś na to najmniejszego wpływu. Gorącą miłość jaką ją darzyłeś starałeś się przerodzić w złość, która kipiała w twoim dwumetrowym ciele i przelewała się na znakomite akcje. Kochałeś w siatkówce to, że bez zbędnych tłumaczeń mogłeś uderzyć w piłkę najmocniej jak się da, aby się wyładować i przy okazji zanotować przy tym punkt. Nic, więc dziwnego, że statuetka najbardziej wartościowego zawodnika spotkania trafiła w twoje ręce. Lepszego prezentu przedświątecznego, a właściwie już świątecznego nie mogłeś sobie wymarzyć, choć nie. Mogłeś. Ją przy swoim boku. Powlokłeś wzrokiem do jej terenu na widowni i poczułeś dreszcz przebiegający przez twoją skórę. Tak znajomy, gwałtowny i cudowny zarazem, a za wszystko to odpowiadał jej przenikliwy wzrok, który sunął po tobie. Opamiętałeś się i odwróciłeś głowę z bólem serca, ale to zrobiłeś. Podreptałeś wraz z Pawłem za bandy reklamowe i przystanąłeś naprzeciw znajomych ci dziewczyn.

-Cześć Klaudia.- wymruczałeś.

Słyszałeś głośne fuknięcie pod nosem brunetki. Poczułeś satysfakcje z powodu skutecznego zdenerwowania jej. Kochałeś ją. Nie chciałeś by cierpiała, ale jednocześnie chciałeś zadać jej ból. Łaknąłeś by poczuła smak cierpienia równie dobitnie jak ty i na razie twoja gra Bartoszu chyba wychodziła ci perfekcyjnie.

-Serio?! Powiedz mi co ja ci takiego zrobiłam?! Dlaczego mnie tak chłodno traktujesz?! Przecież pomogłam ci się rozwieść!- warczała na ciebie, mierząc cię pełnym zawiści i wściekłości wzrokiem.

Przecież nie mogłeś z siebie wydusić, że tak naprawdę nie zrobiła ci zupełnie nic. Tylko żałośnie cię w sobie rozkochała, Bartku.

~*~

Hejka! ^^

Przepraszam, że w ubiegłym tygodniu nie pojawił się rozdział, ale miałam naprawdę zwariowany tydzień, a na weekendzie miałam okazję podziwiać mecz Resovii z Jastrzębiem, a jak wiecie Tomka oglądania odpuścić sobie nie mogłam :D Mam nawet foteczkę z nowego klubu haha ^^ W ten weekend będę miała okazję podziwiać naszych śmieszków, czyli Halabkę i Bartka :3 Trzymajcie kciuki by udało się złapać na pamiątkową fotkę! <3 A co do rozdziału... Bartek nadal nienawidzi Malwiny, a ona próbuje się jakoś przedostać przez lód jakim ma otoczone swoje serce :/ Przyjaciel chcą pomóc, ale na razie marnie im to wychodzi ;( Postaram się dodawać teraz rozdział jeden raz w tygodniu, ale czy dam radę regularnie to zobaczymy, ale na pewno się postaram :3 Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;*

PS: Rzadko to u mnie widzicie, więc muszę o tym wspomnieć :D A mianowicie bardzo mi się podoba ten rozdział i jestem z niego bardzo zadowolona, ale zostawiam Wam jego jakość do oceny :3 

Pociąg się wykoleił, a ja wpadłam do Twojego serca II Bartek FilipiakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz