— Co myślisz o tej?
Annie pokazuje mi już szóstą z kolei sukienkę. W pięciu wcześniejszych albo w jej mniemaniu wyglądała za grubo albo nie nadawała się na tak ważną imprezę, jaką jest ta u Sama Owena. Tym razem wybrała srebrną, całą w cekinach, na ramiączkach.
— No nie wiem... Nie będzie ci zimno? Jest kwiecień.
Przyjaciółka patrzy na mnie, jakbym właśnie oznajmiła, że ogolę głowę na łyso.
— Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzasz ze swoją rodziną, Terry. Koniec z cotygodniowym jeżdżeniem z Julianem na ryby. — Prycham głośno i wracam do grzebania między wieszakami idiotycznych ciuchów.
Jesteśmy z Ann w galerii od dwóch godzin i wciąż nie znalazłam nic, co by mi się podobało. Większość sukienek to mini odsłaniające większość ciała, a ja prędzej dałabym się pokroić niż pójść w czymś takim gdziekolwiek.
— Kiedy przyjeżdża twoja mama?
— W następny weekend. — Mimowolnie cała sztywnieję na tę myśl. Kiedy dziadek oznajmił mi to wczoraj, zachowałam spokój. Nie czułam nic prócz obojętności.
Odkąd mama po śmierci taty wyjechała na drugi koniec kraju w pogoni za pracą, minęło jakieś sześć lat. Przeżywałam w tym czasie różne fazy prowadzące do pogodzenia się z tą sytuacją. Zaczynając od smutku, poprzez gniew do stanu dzisiejszego. Myślę o chwilach, kiedy razem z czteroletnim Teddym nie mieliśmy co jeść, bo mama przez cały dzień nie robiła nic innego oprócz leżenia w łóżku. Bywały dni, kiedy chciałam przeżyć własną żałobę po zmarłym ojcu, ale nie mogłam. Choć jedna osoba w tej rodzinie musiała trzymać wszystko w garści. Myślę o każdym jednym momencie, w którym jedyne czego pragnęłam to rzucić wszystko i po prostu wykrzyczeć mamie w twarz to, co nigdy nie było wypowiedziane. Że to ona powinna się troszczyć o swoje dzieci, nie na odwrót. Że pomimo iż straciła męża, miała jeszcze nas. Dzieci, które wciąż żyły i potrzebowały jej miłości.
Ale nie zrobiłam tego. W zamian starałam się, jak mogłam, żeby przeżyć ten ciężki dla nas wszystkich okres. Na szczęście niedługo potem przyjechała babcia i wzięła nas do siebie. Mama dała się wciągnąć w wir pracy, by zagłuszyć ból po stracie jedynej osoby w swoim życiu, którą naprawdę kochała, a nas zostawiła w rodzinnym domu jej zmarłego męża. Wszystko się ułożyło w miarę upływu czasu. Mimo to kiedy myślę o tym wszystkim, nie potrafię wyplenić z mojego serca głęboko zakorzenionego żalu do matki.
Zawaliła. I nie wiem, czy zdołam jej kiedyś wybaczyć.
Spoglądam w oczy Annie i widzę w jej spojrzeniu współczucie, które stara się ukryć. Zna moją historię i nie toleruje Jane Martin w równym stopniu co ja.
— Przykro mi, Terry. Jak długo planuje zostać w mieście?
— Oby jak najkrócej. Nie wytrzymam z nią tygodnia. Na samą myśl, że będzie nas dzielić mniej niż trzysta kilometrów, robi mi się niedobrze.
Wychodzimy ze sklepu z kartonowymi torbami. Annie zdecydowała się na koronkową sukienkę w morskim odcieniu z rękawami do połowy przedramienia, natomiast ja kupiłam ciemnozieloną, rozkloszowaną spódnicę i musztardowy sweter.
— Terry, skoro zdecydowałaś się na stylizację siostry klasztornej, przynajmniej pozwolisz mi zrobić sobie mocniejszy makijaż.
Wiem, że w tym temacie nie mam już nic do gadania, dlatego w milczeniu udajemy się na piętro z restauracjami. Obie jednomyślnie zgodziłyśmy się, że to pora by coś zjeść po tym, gdy przy kasie jak na komendę zaczęło nam burczeć w brzuchu. Razem z kasjerką zaczęłyśmy się śmiać, a Ann zarumieniła się po samą szyję.

CZYTASZ
Pozornie
Teen FictionTheresa nienawidzi, kiedy się ją do czegoś zmusza. Zwłaszcza gdy jest to przebywanie w gronie osób, które nieszczególnie darzy sympatią. Dlatego kiedy niespodziewanie przypada jej w udziale zrobienie projektu na temat szkolnego klubu sportowego, lek...