Stoję jak słup soli, a moją głowę zaprząta tylko jedna myśl: wszechświat ma poczucie humoru. Chłopak przede mną chowa ręce do kieszeni i czeka na moją reakcję.
— Nie uważasz, że to lekka hipokryzja?
Marszczy brwi i opiera dłonie o blat, pochylając się w moją stronę. Zauważam, że jego nos jest lekko zakrzywiony, jakby był kiedyś złamany.
— Co masz na myśli?
— Jednego dnia wykradasz cukierki niewinnej osobie, a następnego sprzedajesz słodkości małym dzieciom.
Dostrzegam iskierki rozbawienia w jego spojrzeniu pomimo poważnego wyrazu twarzy. Uśmiecham się delikatnie i opieram o ladę przede mną.
— W mojej głowie pojawiła się ta sama myśl, Thereso, dlatego wspaniałomyślnie je zwróciłem.
Słyszę ciche parsknięcie, które przyciąga naszą uwagę. Myron stoi obok z miną pełną niedowierzania, trzymając w ręku lody w wafelku, które zażyczył sobie sześcioletni blondwłosy chłopiec.
— Czy wy właśnie flirtowaliście? Nie, czekajcie! Nie chcę wiedzieć.
Peter wywraca oczami i odsuwa się od blatu.
— Rozumiem, że znaliście się wcześniej.
— Można tak powiedzieć — odpowiadam i wyciągam telefon z kieszeni kurtki.
Zostało mi półtora godziny chodzenia po sklepach, zanim Teddy skończy grać na automatach. Piszę mu krótką wiadomość, że ma czekać przed wejściem o ustalonej godzinie, a potem chowam urządzenie.
— Muszę lecieć. Wrócę tu za dwie godziny po brata.
— Do zobaczenia, Panikaro.
Chłopak macha mi na pożegnanie, a czarnowłosy salutuje. Wyglądają razem komicznie w firmowych pomarańczowych strojach i absurdalnych czapkach z daszkiem. Odwracam się i wychodzę.
***
Po godzinie chodzenie po sklepach staje się nużące, dlatego wstępuję do mojego ulubionego komisu. W lokalach takich jak ten można znaleźć wiele rozmaitych i oryginalnych przedmiotów. Odkąd pamiętam, to miejsce przyciągało mnie do siebie swoją aurą orientalności i egzotyki. To smutne, że ludzie wyrzucają tyle niesamowitych rzeczy, które mogłyby trafić do zupełnie innej osoby, tym samym dając im możliwość, by tchnąć w nie nowe życie.
Kiedy przekraczam próg sklepu, nad moją głową słyszę dzwoneczki umiejscowione na drzwiach. Pomieszczenie jest dość ciemne i dominują kolory złota, brązów i pomarańczy. W powietrzu wyczuwam ostrą woń kadzidła. Zza ogromnego, starego zegara wychodzi kobieta w średnim wieku o długich, czarnych jak heban włosach. Ma na sobie jeansowe ogrodniczki i koszulę w kratę, co nadaje jej młodzieńczy wygląd.
— Terry, jak miło, że wpadłaś.
Podchodzi do mnie z brudną szmatką w ręku.
— Co słychać, słońce?
Siadam na wiktoriańskim krześle i na sekundę przymykam oczy. Co słychać? Matka przyprawia mnie o załamanie nerwowe, jedyna przyjaciółka, przy której mogłam się otworzyć, nie odzywa się do mnie od tygodnia, a projekt filmowy nie ma nawet ogólnego zarysu. Ot, zwykle problemy nastolatki.

CZYTASZ
Pozornie
Fiksi RemajaTheresa nienawidzi, kiedy się ją do czegoś zmusza. Zwłaszcza gdy jest to przebywanie w gronie osób, które nieszczególnie darzy sympatią. Dlatego kiedy niespodziewanie przypada jej w udziale zrobienie projektu na temat szkolnego klubu sportowego, lek...