Rozdział 9

105 13 11
                                        

     Stoję jak słup soli, a moją głowę zaprząta tylko jedna myśl: wszechświat ma poczucie humoru. Chłopak przede mną chowa ręce do kieszeni i czeka na moją reakcję.

     — Nie uważasz, że to lekka hipokryzja?

     Marszczy brwi i opiera dłonie o blat, pochylając się w moją stronę. Zauważam, że jego nos jest lekko zakrzywiony, jakby był kiedyś złamany.

     — Co masz na myśli?

     — Jednego dnia wykradasz cukierki niewinnej osobie, a następnego sprzedajesz słodkości małym dzieciom.

     Dostrzegam iskierki rozbawienia w jego spojrzeniu pomimo poważnego wyrazu twarzy. Uśmiecham się delikatnie i opieram o ladę przede mną.

     — W mojej głowie pojawiła się ta sama myśl, Thereso, dlatego wspaniałomyślnie je zwróciłem.

     Słyszę ciche parsknięcie, które przyciąga naszą uwagę. Myron stoi obok z miną pełną niedowierzania, trzymając w ręku lody w wafelku, które zażyczył sobie sześcioletni blondwłosy chłopiec.

     — Czy wy właśnie flirtowaliście? Nie, czekajcie! Nie chcę wiedzieć.

     Peter wywraca oczami i odsuwa się od blatu.

     — Rozumiem, że znaliście się wcześniej.

     — Można tak powiedzieć — odpowiadam i wyciągam telefon z kieszeni kurtki.

     Zostało mi półtora godziny chodzenia po sklepach, zanim Teddy skończy grać na automatach. Piszę mu krótką wiadomość, że ma czekać przed wejściem o ustalonej godzinie, a potem chowam urządzenie.

     — Muszę lecieć. Wrócę tu za dwie godziny po brata.

     — Do zobaczenia, Panikaro.

     Chłopak macha mi na pożegnanie, a czarnowłosy salutuje. Wyglądają razem komicznie w firmowych pomarańczowych strojach i absurdalnych czapkach z daszkiem. Odwracam się i wychodzę.

***

     Po godzinie chodzenie po sklepach staje się nużące, dlatego wstępuję do mojego ulubionego komisu. W lokalach takich jak ten można znaleźć wiele rozmaitych i oryginalnych przedmiotów. Odkąd pamiętam, to miejsce przyciągało mnie do siebie swoją aurą orientalności i egzotyki. To smutne, że ludzie wyrzucają tyle niesamowitych rzeczy, które mogłyby trafić do zupełnie innej osoby, tym samym dając im możliwość, by tchnąć w nie nowe życie.

     Kiedy przekraczam próg sklepu, nad moją głową słyszę dzwoneczki umiejscowione na drzwiach. Pomieszczenie jest dość ciemne i dominują kolory złota, brązów i pomarańczy. W powietrzu wyczuwam ostrą woń kadzidła. Zza ogromnego, starego zegara wychodzi kobieta w średnim wieku o długich, czarnych jak heban włosach. Ma na sobie jeansowe ogrodniczki i koszulę w kratę, co nadaje jej młodzieńczy wygląd.

     — Terry, jak miło, że wpadłaś.

     Podchodzi do mnie z brudną szmatką w ręku. 

     — Co słychać, słońce?

     Siadam na wiktoriańskim krześle i na sekundę przymykam oczy. Co słychać? Matka przyprawia mnie o załamanie nerwowe, jedyna przyjaciółka, przy której mogłam się otworzyć, nie odzywa się do mnie od tygodnia, a projekt filmowy nie ma nawet ogólnego zarysu. Ot, zwykle problemy nastolatki.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz