Rozdział 26

23 4 7
                                    

     W miarę stawiania kolejnych kroków, odgłosy dobiegające z kuchni stają się coraz głośniejsze. Łapię za klamkę i od razu dostrzegam, że drzwi są otwarte. Niestety w tym momencie skutki braku jakiejkolwiek konserwacji naszego długowiecznego domu dają o sobie znać w najgorszy możliwy sposób. Zawiasy wydają przeraźliwy dźwięk, a głośne rozmowy momentalnie cichną. Do głowy nie przychodzi mi żaden pomysł, jak wyplątać się z tej sytuacji, więc otwieram szeroko drzwi, starając się przybrać najbardziej niewinny wyraz twarzy, jaki potrafię.

     Widok, który zastaję wewnątrz, nie napawa mnie szczególnym szczęściem. Lara siedzi Blake'owi na kolanach, a Yvonne wisi na jego plecach jak tobołek. Tuż obok babcia prezentuje właśnie chłopakowi jeden z najbardziej zawstydzających albumów rodzinnych, natomiast Amelia zerka do nich co jakiś czas, starając się przywołać do porządku swoje dzieci. A wszystko to dopełnia Aileen wgapiająca się w czarnowłosego z bezkresnym rozmarzeniem.

     — Theresa! — Babcia uśmiecha się do mnie, jednocześnie przewracając stronę rozlatującego się już, wielkiego albumu w różowe grochy. — Chodź, właśnie oglądamy stare zdjęcia.

     Zalewa mnie bezsprzeczna panika, która paraliżuje wszystkie mięśnie na mojej twarzy. Rzucam intensywne spojrzenie w stronę albumu i po ilości przełożonych stron staram się wydedukować, jak daleko babcia zabrnęła we wspominki.

     — To świetnie — zaczynam, przybierając spokojny ton. — Doszliście już może do zdjęć...

     — Do zdjęć z konkursu kostiumowego w trzeciej klasie? — Kończy za mnie Blake z lisim uśmiechem. — Zdecydowanie tak.

     Grymas pełen boleści rozświetla całą moją twarz.

     — Wyśmienicie...

     — Terry, kochanie, dlaczego przedstawiasz nam swojego kolegę dopiero teraz? — odzywa się Amelia i jedną ręką ściąga Yvonne z pleców Blake'a.

     — Właśnie. — Aileen włącza się do rozmowy z odrobinę gorzkim wyrazem twarzy. — Zapraszasz go do domu, tylko jak nas nie ma.

     Nastolatka siedzi przy stole naprzeciwko Blake'a i bezwiednie bawi się srebrnym łańcuszkiem zawieszonym na jej bladej szyi. Przyglądam się mu bliżej i bez cienia zaskoczenia stwierdzam, że należy do mnie.

     — Ktoś tu w ciągu kilku minut zdołał obrócić całą moją rodzinę przeciwko mnie — mamroczę.

     Oczy Blake'a rozświetlają się, kiedy kieruję swoje słowa bezpośrednio do niego. Wygląda, jakby świetnie się bawił, a moja udręka dostarczała mu sporej ilości rozrywki.

     — A przynajmniej jej damską część.

     Głos dziadka roznosi się po kuchni, kiedy odzywa się z drugiego pokoju. Babcia i Amelia prychają równocześnie, a ja nie mam innego wyjścia i wywracam oczami.

     — Dziękuję, że mogę liczyć choć na ciebie, Julian.

     — Hej! Co ci mówiłam o nazywaniu dziadka po imieniu?

     Babcia ostrzegawczo wyciąga w moim kierunku palec wskazujący, a przez korytarz przetacza się zdławiony chichot jej męża. Zrezygnowanie obejmuje całe jej oblicze i rzuca spojrzenie w stronę drzwi, jakby naprawdę wierzyła, że dziadek w jakiś magiczny sposób wyczuje jego karcący ton.

     — Ja też chcę na kolana! — krzyczy Yvonne, próbując wdrapać się na Blake'a.

     — Teraz moja kolej na przytulaski. — Lara zarzuca drobne dłonie na szyję chłopaka i perfidnie spogląda w stronę siostry. Złotowłosa dziewczynka z pozoru wygląda na nieśmiałą, ale już dawno przekonałam się, że to zło wcielone.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz