Odkąd tylko pamiętam, idealizowałam życie jedynaka. Własny pokój. Skoncentrowana uwaga. Multum prywatności i spokoju. Było to coś, czego nigdy nie zaznałam. Ciche marzenie zalegające gdzieś z tyłu głowy, niemające prawa się spełnić.
Plastikowa zabawka wymierzona prosto w mój nos jest jak nagły policzek rzeczywistości. Moją twarz wykrzywia grymas bólu, kiedy chowam się z powrotem pod kołdrą. W pokoju rozlegają się pierwsze dźwięki jednej z piosenek One Direction, a mój kręgosłup najprawdopodobniej zostaje trwale uszkodzony, kiedy czyjaś postać wskakuje mi na plecy.
— Wstawaj, Terry. Babcia woła na śniadanie. — Słyszę przytłumiony przez poduszkę głos Aileen.
— Będą gofry! — krzyczy Yvonne, która okazuje się osobą odpowiedzialną za brak tchu w mojej piersi.
Próbuję odwrócić się do ściany, ale ciężar dziewczynki skutecznie mi to uniemożliwia. Przyznam, że moja wizja sobotniego poranka odrobinę odbiega od rzeczywistości. Z wielkim trudem unoszę jedną powiekę i wycieram obśliniony policzek. Moja ulga nie zna granic, kiedy znudzona Yvonne schodzi z moich pleców. Niestety błoga satysfakcja nie trwa długo, bo w następnej sekundzie ktoś zrywa ze mnie kołdrę, a moje ciało przeszywa przeraźliwy chłód.
— Dlaczego odbierasz mi radość z życia? — mamroczę cicho, zagłuszona przez śpiewającego w tle Harry'ego Stylesa. Szybkim ruchem próbuję przewrócić się na bok, w konsekwencji czego ląduję na twardej, lodowatej podłodze, a z mojego gardła wydobywa się cichy jęk.
Aileen stoi nade mną z rękami opartymi na biodrach. Zdążyła już się przebrać, a nawet zrobić makijaż, z którym eksperymentuje od jakiegoś czasu. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że złoty cień na jej powiekach pochodzi z mojej paletki. Przymrużam oczy, wciąż nieprzyzwyczajona do światła słonecznego, a wtedy dziewczyna rzuca mi w twarz koszulką przesiąkniętą zapachem jej tanich perfum.
— Pamiętasz, jak szukałaś tej koszulki? — mówi irytująco słodkim tonem — Cóż, przez przypadek schowałam ją do swojej szafy. Wybacz.
Splątane pasma włosów wpadają mi do buzi, ale nie mam najmniejszej ochoty, by coś z tym robić. Wzdycham głośno z T-shirtem, wciąż spoczywającym na mojej twarzy, kiedy drzwi do pokoju otwierają się z głośnym skrzypnięciem.
— I Terry — mówi Aileen i mimo ograniczonej widoczności wyczuwam jej głupiutki uśmieszek, wiecznie przyczepiony do gęby. — Może zrób coś z włosami. Wyglądają, jakby uderzył w ciebie piorun.
W kuchni zastaję zwyczajowy harmider. Aileen próbuje zmazać z brody wściekle czerwoną szminkę, jednocześnie krzycząc na małą Larę, która prawdopodobnie w jakiś sposób przyczyniła się do takiego stanu rzeczy. Babcia w spokoju wlewa płynne ciasto do gofrownicy, a Amelia z niewielką bluzką w dłoniach stara się złapać do połowy ubraną Yvonne. Dziewczynka oznajmiła ostatnio, że skoro chłopaki mogą chodzić bez koszulki, to ona tym bardziej i od tego czasu konsekwentnie trzyma się swojego postanowienia.
— Skarbie — mówi zdyszana Amelia — Ale chłopcy też noszą koszulki. Popatrz na dziadka.
Wskazuje na starszego mężczyznę przy stole. Dziadek nawet nie podnosi wzroku zajęty poranną gazetą, a Teddy ukradkiem zagląda mu przez ramię, pochłaniając czarno-biały tekst. Yvonne zatrzymuje się nagle i głośno tupie nogą.
— Ale mi tak wygodnie!
Babcia chichocze pod nosem, choć ani słowem nie komentuje pełnych wysiłku poczynań swojej córki. Zauważa mnie, kiedy podchodzę do blatu i robi nad wyraz zdziwioną minę.
CZYTASZ
Pozornie
Novela JuvenilTheresa nienawidzi, kiedy się ją do czegoś zmusza. Zwłaszcza gdy jest to przebywanie w gronie osób, które nieszczególnie darzy sympatią. Dlatego kiedy niespodziewanie przypada jej w udziale zrobienie projektu na temat szkolnego klubu sportowego, lek...