Rozdział 21

39 5 6
                                    

     Odkąd tylko pamiętam, idealizowałam życie jedynaka. Własny pokój. Skoncentrowana uwaga. Multum prywatności i spokoju. Było to coś, czego nigdy nie zaznałam. Ciche marzenie zalegające gdzieś z tyłu głowy, niemające prawa się spełnić.

     Plastikowa zabawka wymierzona prosto w mój nos jest jak nagły policzek rzeczywistości. Moją twarz wykrzywia grymas bólu, kiedy chowam się z powrotem pod kołdrą. W pokoju rozlegają się pierwsze dźwięki jednej z piosenek One Direction, a mój kręgosłup najprawdopodobniej zostaje trwale uszkodzony, kiedy czyjaś postać wskakuje mi na plecy.

     — Wstawaj, Terry. Babcia woła na śniadanie. — Słyszę przytłumiony przez poduszkę głos Aileen.

     — Będą gofry! — krzyczy Yvonne, która okazuje się osobą odpowiedzialną za brak tchu w mojej piersi.

     Próbuję odwrócić się do ściany, ale ciężar dziewczynki skutecznie mi to uniemożliwia. Przyznam, że moja wizja sobotniego poranka odrobinę odbiega od rzeczywistości. Z wielkim trudem unoszę jedną powiekę i wycieram obśliniony policzek. Moja ulga nie zna granic, kiedy znudzona Yvonne schodzi z moich pleców. Niestety błoga satysfakcja nie trwa długo, bo w następnej sekundzie ktoś zrywa ze mnie kołdrę, a moje ciało przeszywa przeraźliwy chłód.

     — Dlaczego odbierasz mi radość z życia? — mamroczę cicho, zagłuszona przez śpiewającego w tle Harry'ego Stylesa. Szybkim ruchem próbuję przewrócić się na bok, w konsekwencji czego ląduję na twardej, lodowatej podłodze, a z mojego gardła wydobywa się cichy jęk.

     Aileen stoi nade mną z rękami opartymi na biodrach. Zdążyła już się przebrać, a nawet zrobić makijaż, z którym eksperymentuje od jakiegoś czasu. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że złoty cień na jej powiekach pochodzi z mojej paletki. Przymrużam oczy, wciąż nieprzyzwyczajona do światła słonecznego, a wtedy dziewczyna rzuca mi w twarz koszulką przesiąkniętą zapachem jej tanich perfum.

     — Pamiętasz, jak szukałaś tej koszulki? — mówi irytująco słodkim tonem — Cóż, przez przypadek schowałam ją do swojej szafy. Wybacz. 

     Splątane pasma włosów wpadają mi do buzi, ale nie mam najmniejszej ochoty, by coś z tym robić. Wzdycham głośno z T-shirtem, wciąż spoczywającym na mojej twarzy, kiedy drzwi do pokoju otwierają się z głośnym skrzypnięciem.

     — I Terry — mówi Aileen i mimo ograniczonej widoczności wyczuwam jej głupiutki uśmieszek, wiecznie przyczepiony do gęby. — Może zrób coś z włosami. Wyglądają, jakby uderzył w ciebie piorun. 

     W kuchni zastaję zwyczajowy harmider. Aileen próbuje zmazać z brody wściekle czerwoną szminkę, jednocześnie krzycząc na małą Larę, która prawdopodobnie w jakiś sposób przyczyniła się do takiego stanu rzeczy. Babcia w spokoju wlewa płynne ciasto do gofrownicy, a Amelia z niewielką bluzką w dłoniach stara się złapać do połowy ubraną Yvonne. Dziewczynka oznajmiła ostatnio, że skoro chłopaki mogą chodzić bez koszulki, to ona tym bardziej i od tego czasu konsekwentnie trzyma się swojego postanowienia.

     — Skarbie — mówi zdyszana Amelia — Ale chłopcy też noszą koszulki. Popatrz na dziadka.

     Wskazuje na starszego mężczyznę przy stole. Dziadek nawet nie podnosi wzroku zajęty poranną gazetą, a Teddy ukradkiem zagląda mu przez ramię, pochłaniając czarno-biały tekst. Yvonne zatrzymuje się nagle i głośno tupie nogą.

     — Ale mi tak wygodnie!

     Babcia chichocze pod nosem, choć ani słowem nie komentuje pełnych wysiłku poczynań swojej córki. Zauważa mnie, kiedy podchodzę do blatu i robi nad wyraz zdziwioną minę.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz