Rozdział 15

53 7 2
                                    

     Ich spojrzenia się spotkały, ale żadne się nie odezwało. Żadne nie miało tego w planach. Dziewczynka wzdrygnęła się lekko, gdy pusta puszka po piwie wypadła z rąk mężczyzny i wylądowała z hukiem na betonie. Impuls kazał jej iść dalej, co przyjęła z ulgą i lekkim podenerwowaniem. Dalsza wędrówka z każdym krokiem wydawała się coraz większym wyzwaniem, a jej ogromna wyobraźnia uaktywniała się za każdym razem, gdy przechodziła przez ciemne połacie ziemi, nieoświetlone przez latarnie.

     Szczekanie psów brzmiało niczym dźwięk budzącego się ze snu potwora żerującego na bezradnych dzieciach, a każda napotkana gałąź przypominała leśnego stwora z jej książki. Nawet nie zauważyła, gdy zaczęła biec. Coraz szybciej i szybciej, gorączkowo zaglądając przez ramię. Macki leśnego stwora bez ustanku ocierały się o jej ramiona, a łzy samoistnie zaczęły spływać po jej zarumienionych policzkach. Dźwięki muzyki dobiegające z klubu coraz głośniej dudniły jej w uszach. Skupiona na swoim celu nawet nie zauważyła, kiedy grunt zaczął usuwać się jej spod nóg.

***

     Skłamałabym, gdybym powiedziała, że moja decyzja była całkowicie przemyślana i ani trochę jej nie żałuję. Lodowate krople deszczu spływające po moim ciele nieustannie przypominały mi, jaką karę ponoszę za wybory podejmowane pod wpływem emocji.

     Stawiam kilka dużych kroków po to, by oddalić się od samochodu Sama i dopiero wtedy rozglądam się dookoła. Bezskutecznie staram się dojrzeć jakikolwiek ślad cywilizacji. Z jednej strony teren otaczają lasy, z drugiej zaś stepy ciągnące się dziesiątkami kilometrów. Znajduję się na jakimś kompletnym odludziu. Słyszę za sobą głos Sama próbującego przemówić mi do rozumu, ale deszcz bardzo skutecznie zniekształca jego słowa.

     Nie, żebym jakoś szczególnie się wsłuchiwała.

     Zakładam kaptur na głowę i ruszam w kierunku lasu. Wiatr dmucha mi prosto w twarz, a włosy kleją się do czoła. Przeskakuję dużą kałużę i przyśpieszam kroku. Sam chyba w końcu daje za wygraną, bo słyszę oddalający się warkot silnika.

     Silne emocje, które wciąż mi towarzyszą po kłótni z chłopakiem, sprawiają, że nawet nie zwracam uwagi, jak bardzo zmarznięta i przemoknięta jestem. Wciąż ciężko mi uwierzyć w to, ile podłych słów padło w trakcie tych kilku minut. Sam zawsze wydawał mi się przyzwoitym człowiekiem. Trochę za bardzo uśmiechniętym, ale przyzwoitym. W kilka chwil pozbyłam się wszystkich złudzeń. Czerwone światełko powinno było mi się zapalić już wtedy, gdy próbował nastawić mnie przeciwko Blake'owi.

     Wytężam wzrok i dostrzegam w oddali postać Petera. Nie jestem pewna, czy chcę go dogonić. To, że się za nim wstawiłam, nie zmienia faktu, że jest okropnie irytującym człowiekiem. Z drugiej strony to doskonała okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej o powodzie całego spięcia między nim a Samem. Zapinam się pod samą szyję i przechodzę z marszu w trucht, starając się nie zachlapać mocniej już i tak przemoczonych spodni.

     — Heidi!

     Odwracam się i dostrzegam Blake'a biegnącego w moim kierunku. Stoję w miejscu, nie do końca wiedząc, jak mam zareagować. Chłopak zatrzymuje się naprzeciwko mnie i nadaremnie otrzepuje z czarnych jak smoła włosów kilka kropel deszczu.

     — Ale się porobiło, co? — Kącik jego ust lekko drga, kiedy widzi wymalowaną na mojej twarzy dezorientację.

     — Co ty wyprawiasz?

     Chłopak patrzy na mnie jak na idiotkę i unosi brew w drwiącym spojrzeniu. Cierpliwie czekam na jego odpowiedź, zakładając ręce na piersi, kiedy zrywa się powiew wiatru.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz