Rozdział 10

129 13 6
                                    


     W powietrzu unosi się zapach pleśni i zepsucia. Słychać charakterystyczny odgłos przejeżdżającego pociągu, który dobiega zza otwartego okna. W głowie dziewczynki pojawia się pytanie, które nieustannie zadają jej znajomi: Czy nie przeszkadza ci mieszkanie obok przejazdu kolejowego? Nie przeszkadza. Już dawno do tego przywykła.

     Trzask. Dźwięk rozbijającego się szkła. W półmroku dostrzega burego kota, bezwstydnie wykradającego resztki obiadu ze stołu. Po ciemku stara się znaleźć włącznik światła. Próby drobnej brunetki na nic się jednak nie zdają. Czarodziejka ponownie zapomniała zapłacić za prąd.

     Blask światła księżycowego pomaga przebyć ciągnącą się w nieskończoność wędrówkę w stronę pomieszczenia nazywanego sypialnią. Stara, metalowa klamka skrzypi głośno, kiedy dziecko wchodzi do środka. Naciekłe wilgocią, odklejające się tapety oświetla latarnia, będąca powodem, dla którego bezsenność dopadała ją przez pierwsze dwa tygodnie pobytu tutaj.

     Kładzie się obok śpiącego chłopca i stara skupić na oddechu. Cisza wypełnia wnętrze dziewczyny tak, jak wody wypełniają ocean.

     Wróci. Zawsze wraca.

     Zamyka oczy. Zasypia.

***

     Gwałtownie wciskam hamulec, kiedy światła nade mną zmieniają kolor na czerwony. Mimowolnie wybijam na kierownicy rytm piosenki dobiegającej z radia.

Wszystko się zmieniło, kiedy przyleciały ptaki

Nigdy nie wiesz, co mogą zrobić, jeśli złapią cię za wcześnie*

     Dziadek oddał samochód do mechanika, dlatego teraz przedwojenny rzęch śmigał jak za starych czasów. Umówiłam się z Morganem na piętnaście minut temu, więc moje pokłady cierpliwości względem ruchu ulicznego zaczynają się wyczerpywać. Zadzwonił niespodziewanie i gdy rozmawiałam z nim przez telefon, sprawiał wrażenie przejętego.

     Ustalmy coś. Morgan Hall nie przejmował się niczym. I właśnie to mnie zaniepokoiło, a jednocześnie wzbudziło moją wiecznie nienasyconą ciekawość.

     Sięgam na tylne siedzenie i zgarniam z brudnego chodniczka zieloną kurtkę przejściową. Zaczęło wiać i nie miałam zamiaru narażać się na przeziębienie, przez które opuściłabym lekcje. Nie ma mowy. I tak byłam już lichego zdrowia.

     Nagle rozlega się przeraźliwie głośny odgłos klaksonu. Podskakuję zaskoczona, przez co uderzam głową w sufit samochodu. Tępy ból zalewa moją czaszkę, ale ignoruję go i przejeżdżam przez sygnalizację świetlną.

     Kiedy truchtam w stronę baru w centralnej części miasta, jestem spóźniona już ponad dwadzieścia minut. Sport nigdy nie był moją mocną stroną, dlatego po trzydziestu sekundach postanawiam przebyć dalszą drogę, idąc. Mijam ludzi pieszo wracających z pracy z torbami na ramieniu, a ulica obok jest całkowicie zakorkowana.

     No pięknie, Morgan. Znalazłeś sobie idealną porę na poważne pogaduchy.

     Gdy wchodzę do kawiarni Hetfield's, pierwsze co mnie uderza to ostra, metalowa muzyka i surowe, ciemne wnętrze. Znaleźliśmy tę knajpę jakieś dwa lata temu, kiedy zaczynaliśmy naukę w liceum. Chodziliśmy tutaj codziennie po szkole. Annie podobał się surowy, aczkolwiek gustowny wystrój lokalu, Morgan kochał tutejsze jedzenie, a ja uwielbiałam klimat tego miejsca. To, jak ostra muzyka na żywo przenikała całe ciało i dawała chwilę wytchnienia.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz