— To niemożliwe.
— Przykro mi. Dobrze wiesz, jaka była umowa.
— Naprawdę nic nie da się z tym zrobić?
Następuje długa cisza, podczas której Profesor Martinez wgapia się w kartkę papieru. Jej długie, plastikowe szpony wystukują rytm na mahoniowym biurku. Nerwowo poprawiam szelki plecaka, mając ochotę potrząsnąć nauczycielką hiszpańskiego, która ani trochę nie śpieszy się z odpowiedzią.
Oblałam test. Ponownie. Nie mogę pozbyć się dziwnego uczucia w moim wnętrzu. Jak gdyby ktoś wykręcał mi wnętrzności od środka. Nie jestem przyzwyczajona do porażki, a już w szczególności gdy chodzi o szkołę. Nigdy nie miałam problemów z nauką, a w klasie zawsze byłam tym uczniem, który zgłasza się na każdej lekcji i zgarnia najlepsze oceny.
Otóż nie tym razem. Sielanka skończyła się, gdy jakąś głupią część mojej natury podkusiło, by przepisać się z francuskiego na hiszpański. Przecież nie mogło być tak źle, prawda?
Nieprawda.
Mogło.
Po trzech niezdanych egzaminach dostałam ultimatum. Poprawię się, albo koniec z zajęciami dodatkowymi. To by oznaczało koniec Koła Filmowego. Koniec możliwości dalszej edukacji w tym kierunku. Regres. Cofnięcie w rozwoju. Nie mogłam do tego dopuścić.
Ale dopuściłam. W rezultacie stoję teraz przed Profesor Martinez, gotowa błagać ją na kolanach o litość. Wpatruję się w jej długie, żółte paznokcie jak w wyrocznię, która powie mi w końcu, jak używać czasu préterito perfecto.
— Jest jedno wyjście — odzywa się w końcu swoim irytująco skrzekliwym głosem. — Jeśli na to nie przystaniesz, będę zmuszona powiadomić dyrekcję o twoich dotychczasowych wynikach w nauce.
— Proszę mówić. — Pośpieszam nauczycielkę, przez co odrobinę się zapowietrza.
— Przydzielę ci osobę, z którą będziesz się uczyć, dopóki nie poprawisz ocen. Co tydzień będzie zdawać mi raport z twoich postępów, dzięki czemu będę miała pewność, że faktycznie podchodzisz do tego poważnie. Jeśli dowiem się, że się nie przykładasz, z automatu wypadasz z wszystkich zajęć dodatkowych. Zgadzasz się na takie rozwiązanie?
Czuję, jak na policzkach zaczynają zakwitać mi rumieńce. Korepetycje?! To coś, o czym nie śniło mi się w najgorszych koszmarach. Niestety nie mam alternatywy, co sprawia, że propozycja nauczycielki staje się koniecznością. Z moich ust nie chce wyjść ani jedno słowo, dlatego tylko kiwam głową. Kobieta wygląda na zadowoloną i uśmiecha się po raz pierwszy od rozpoczęcia naszej rozmowy. Zapisuje coś naprędce w zeszycie, po czym wstaje i odprowadza mnie do drzwi.
— Świetnie, Thereso. Jesteś jednym z bardziej obiecujących studentów naszej szkoły, dlatego wierzę, że sobie poradzisz. Wyznaczę ci mojego najlepszego ucznia. Nie masz się, czym martwić.
— Przecudownie — odpowiadam z zaciśniętymi zębami.
— Prosiłabym bez ironii. A teraz idź już. Zaraz zaczynam lekcje.
Drzwi zatrzaskują się z hukiem, kiedy maszeruję korytarzem, kopiąc po drodze wszystkie śmieci leżące pod nogami.
***
Następne lekcje dłużą mi się niemiłosiernie. Moje skupienie osiąga poziom zera, a myśli pochłania jedynie sprawa korepetycji. Czuję wewnętrzne rozdrażnienie, które osiąga apogeum, gdy w drodze na stołówkę trzecia osoba z kolei trąca mnie ramieniem.
CZYTASZ
Pozornie
Подростковая литератураTheresa nienawidzi, kiedy się ją do czegoś zmusza. Zwłaszcza gdy jest to przebywanie w gronie osób, które nieszczególnie darzy sympatią. Dlatego kiedy niespodziewanie przypada jej w udziale zrobienie projektu na temat szkolnego klubu sportowego, lek...