Rozdział 22

37 4 2
                                    

     Moje wnętrze wypełnia lodowata woda. Bezlitośnie wlewa się w każdy zakamarek odrętwiałego ciała, nie dając nawet chwili wytchnienia. Z desperacją nabieram powietrza w płuca, ale w tej chwili wydaje się to niemal niemożliwe. Czy tak wygląda umieranie? Nieważne, jak bardzo chcesz utrzymać się na powierzchni, jakaś niewidzialna siła ciągnie cię w dół.

     Pozostaje tylko poddać się nurtowi.

     Nie kontroluję już odruchów mojego ciała. Splatam dłonie razem, tak by choć odrobinę opanować ich drżenie, ale na niewiele się to zdaje. Adrenalina wciąż płynąca w moich żyłach sprawia, że ogarnia mnie przemożne zmęczenie, choć krew głośno pulsuje w mojej głowie.

     Podskakuję, kiedy wyczuwam czyjś dotyk na moim ramieniu. Podnoszę głowę i zatapiam wzrok w tęczówkach o intensywnym odcieniu zieleni.

     — Spokojnie, Heidi.

     Blake klęka tuż przede mną i kładzie dłonie na moich ramionach, dysząc nieznacznie, jakby przed chwilą biegł. Smoliście czarny kosmyk włosów opadł na jego czoło, ale jego uwaga jest całkowicie skupiona na mnie. Bijące od niego opanowanie sprawia, że udaje mi się pozbierać myśli, na tyle, by choć na moment odsunąć od siebie powracające obrazy z przeszłości.

     — Zrobimy to razem. Krok po kroku. Nigdzie się nie wybieram.

     Moje ciało przenika nagła ulga, kiedy chłopak leniwie przesuwa dłonie wzdłuż moich ramion w uspokajającym geście. Czuję, jak łzy wynikające z wysiłku, by pozostać świadoma, spływają mi po policzkach. Mimo to nie przerywam kontaktu wzrokowego z Blakiem, który uparcie wpatruje się w moje oczy. Staram się nabrać tchu, ale mój umysł w jednej chwili zapomina tej najbardziej podstawowej czynności.

     — Nic ci nie grozi, skarbie. Zaraz będzie po wszystkim. — Uśmiecha się krzywo i odgarnia pasmo włosów z mojej twarzy. — Wdech przez nos, wydech przez usta. Powtarzaj za mną.

     Z początku idzie mi tragicznie. Mój oddech jest urwany i płytki, a emocje wciąż we mnie buzują. Na szczęście Blake jest cierpliwy. Przez cały czas patrzy mi w oczy, przez co łatwiej mi się skupić i nie odbiegać myślami w mroczne zakamarki mojego umysłu. W końcu udaje mi się przejąć kontrolę nad oddechem, choć tak dobrze mi znany niepokój wciąż się we mnie kotłuje.

     — Świetnie ci poszło, Heidi — mówi chłopak, pochylając się nade mną. Jestem roztrzęsiona z nadmiaru emocji, a on bez problemu to dostrzega. — Nie musisz tego w sobie tłumić. Jeśli czujesz gniew, krzycz. Jeśli chce ci się płakać, płacz. Nie zamierzam cię oceniać.

     Kiedy tylko wymawia te słowa, z moich oczu tryska strumień łez. Jakby kilkoma zdaniami przebił tamę, która jako jedyna trzymała mnie w ryzach. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, kiedy z mojego gardła wydobywa się żałosny, cichy szloch. Blake uśmiecha się ciepło i pewnym ruchem zamyka mnie w swoich objęciach. Nie zastanawiając się długo, wtulam się w niego z całej siły.

     Nawet nie wiem, dlaczego płaczę. Czy powodem była siła, z jaką panika powaliła mnie dziś na kolana? A może złość na matkę, która do tego doprowadziła? Nie umiem odpowiedzieć na te pytania. Jedyne, czego jestem pewna, to to, że z każdą kolejną łzą moje napięcie powoli znika.

     Czuję, jak chłopak jedną ręką kreśli koła na moich plecach, a drugą delikatnie masuje mój kark. Rozluźniam się pod jego dotykiem i układam wygodniej głowę na jego piersi.

     — Serce wali ci jak szalone — odzywam się po kilku minutach, wzdrygając się lekko, kiedy słyszę swój zachrypnięty głos.

     Przyśpieszony oddech uspokaja się na tyle, bym bez trudu mogła nabrać powietrza w płuca. Wciąż czuję zawroty głowy i nieznaczne szumienie w uszach, ale nic poza tym. Uczucie zaskoczenia wypełnia moje ciało, kiedy zdaję sobie sprawę, jak szybko doszłam do siebie po ataku paniki.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz