Rozdział 3

187 22 7
                                    

     Kiedy wracam ze szkoły, w naszym salonie zastaję niespotykany widok. Babcia, ciotka oraz Aileen siedzą na kanapie, natomiast mój dziesięcioletni brat stoi naprzeciwko. Nie byłoby to nic niesamowitego, gdyby nie to jak jest ubrany. Powiedzieć, że w błękitnej sukience oraz czarnym, cekinowym bolerku wygląda idiotycznie, to eufemizm. Stoję w futrynie drzwi z torbą obładowaną książkami i zastanawiam się, czy jest jeszcze coś, co potrafiłoby mnie zaskoczyć w tej rodzinie.

     — Hej, widzę, że macie niezłą imprezę.

     Cała gromada odwraca się w moją stronę, ale już po chwili wracają do omawiania ważniejszych dla nich spraw. Ciocia robi mi miejsce na kanapie i zachęcająco poklepuje poduszkę. Idę w ich stronę, a po drodze posyłam drwiące spojrzenie w kierunku mojego brata. Stara się trzymać fason, aczkolwiek mój sokoli wzrok dostrzega lekko zaczerwienione policzki. Uśmiecham się pod nosem i gwałtownie siadam między ciotką a babcią.

     — Ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje? Czemu Teddy wygląda jak Conchita Wurst przed okresem dojrzewania?

     Babcia odrywa się od katalogu z odzieżą i odwraca głowę w moją stronę z oburzeniem na twarzy. Przewracam oczami, a ona widząc, że jej ostry wzrok na mnie nie działa, odpowiada:

     — Pani Quentin z naprzeciwka była tu dziś rano i pytała, czy nie mamy jakichś starych ubrań dla jej wnuczki, Sary. Pomyślała, że skoro nasz dom jest przepełniony płcią żeńską, to znajdzie się coś dla jej szkraba. Więc wyciągnęłyśmy stare pudła ze strychu. Po co mają tam leżeć, skoro mogą się jeszcze komuś przydać?

     — To bardzo szlachetne... — Staram się założyć nogę na nogę, ale jest to bardzo trudno, mając na względzie to, że na kanapie siedzą już cztery osoby. Przez przypadek szturcham ciocię łokciem w żebro. Jęczy cicho, a ja posyłam jej przepraszające spojrzenie. — Aczkolwiek nie tłumaczy powodu, dla którego mój brat jest ubrany w moją starą, błękitną sukienkę — Rzucam okiem na chłopaka, który już od kilku minut nie odrywa wzroku od ściany za nami. — która, tak tak nawiasem mówiąc, bardzo podkreśla twój kolor oczu, Teddy.

     Powoli podnosi wzrok i z kamiennym wyrazem twarzy poprawia palcem wskazującym okulary na nosie.

      — To poniżej mojej godności. —  Wzdycha teatralnie.

     Aileen pochyla się na kanapie, by złapać że mną kontakt wzrokowy. Zauważam, że ma na sobie moją granatową bluzkę, którą ponoć miała pożyczyć "tylko raz".

     A to menda.

    —  Tedd jest podobnego wzrostu co Sara, więc uznałyśmy, że będzie się najlepiej nadawał na modela. — Odpowiada, jakby właśnie oznajmiła, że w supermarkecie jest promocja na śliwki. — Poza tym nie robi tego tak bezinteresownie. Babcia obiecała mu dzień w salonie gier za te przymiarki. 

     Odwracam się do brata z wybałuszonymi oczami.

     —  Dałeś się ubrać w te wdzianko za pogranie na kilku automatach?! Poważnie? Myślałam, że wyszkoliłam cię na lepszego negocjatora.

     — Oprócz tego nie będę musiał sprzątać swojego pokoju przez trzy tygodnie.

     Uśmiecha się do mnie z takim zadowoleniem, iż mam wrażenie, że ta część umowy uszczęśliwia go jeszcze bardziej niż pokój gier.

     — O stary, cofam swoje wcześniejsze słowa. — Podnoszę ręce w geście uznania. — Jesteśmy właśnie świadkami tego, jak uczeń przerósł mistrza sztuki negocjatorskiej.

     Śmieje się głośno i pokazuje mi język. A ponieważ nigdy nie uważałam się za osobę głęboko rozwiniętą emocjonalnie, odwdzięczam mu się tym samym.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz