Rozdział 7

96 13 1
                                    

     Samochód podjeżdża pod szkołę, a ja zamaszystym ruchem otwieram drzwi i wychodzę. Dziwi mnie, że Morgan dowiedział się o mojej kłótni z Annie tak późno. Nie rozmawiał z dziewczyną od czasu imprezy, czy może głupio było jej się przyznać przed przyjacielem?

     Uczniowie żywo kierują się w stronę drzwi frontowych, by zdążyć na lekcje. Odwracam się w pośpiechu do chłopaka, zarzucając plecak na ramię.

     — Wielkie dzięki za pomoc.

     Niestety wiadomość od Morgana przypomniała mi o sobotnich wydarzeniach i miła atmosfera, która miała miejsce w naleśnikarni, prysła. Przez całą drogę do szkoły moje myśli zaprzątała jedna osoba. Czy Annie choć trochę było przykro z powodu tego, co się stało? Mijał już trzeci dzień, a ona ani razu się nie odezwała. Pomimo że byłam na nią zła, bolało mnie, że nie pofatygowała się nawet wysłać SMS'a z przeprosinami.

     Sam wsadza ręce do kieszeni spodni i posyła mi uśmiech. Dopiero teraz zauważam, że mimo chłodnej i wietrznej pogody ma na sobie tylko granatowy T-shirt.

     — Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że następnym razem, kiedy będę zgrywał księcia na białym koniu, księżniczka szybciej da się namówić na ratunek.

     Przewracam oczami na fakt, że w ogóle przeszło mu przez myśl, by porównywać mnie do księżniczki. Żegnam się z szatynem i pędzę na lekcje.

***

     — Czy ktoś może mi powiedzieć, dlaczego właśnie świnia?

     Słyszę skrzypienie skórzanych butów pana Blythe'a, który przechadza się po klasie pełnej uczniów, ubranych w białe fartuchy. W powietrzu unosi się zapach środka do dezynfekcji, okulary ochronne uwierają mnie w głowę, a prosto przede mną na tacy leży wielkie serce świniaka. Podnoszę rękę, kiedy w klasie zapada cisza.

     — Proszę, panno Martin.

     — Ponieważ serce świni jest bardzo podobne wielkością do ludzkiego.

     Wchodząc do klasy, wszyscy spodziewali się kolejnej lekcji polegającej na słuchaniu o pracy układu krwionośnego. Tymczasem zastaliśmy pomieszczenie przygotowane do przeprowadzenia doświadczenia, a na każdej ławce leżał wielki organ. Kiedy mężczyzna kończy omawiać zasady BHP, siada za biurkiem i mówi z pełnym energii uśmiechem:

     — Dobrze, a teraz skalpele w ruch! Zaczynamy od nacięcia aorty.

     Jakaś dziewczyna właśnie spada z krzesła.

     Odwracam się do Matthew, chłopaka z którym siedzę w ławce, i spoglądam na niego z zainteresowaniem. Blady jak ściana rudzielec zatapia wzrok w kawał mięsa przed sobą i ciężko przełyka ślinę.

     — To co? Mogę zacząć?

     Nie potrafię ukryć nutki podekscytowania w moim głosie. Większość osób nie zareagowało zbyt przychylnie na sposób, w jaki ta lekcja miała się potoczyć. Dziewczyny wydawały dźwięki obrzydzenia i zatykały nosy, a ja już nie mogłam się doczekać, by wziąć skalpel do ręki.

     Podążam za wskazówkami profesora i zatapiam ostre narzędzie w serce. Mój wzrok pada na chłopaka obok, który unosi brwi z niedowierzania, widząc wielki uśmiech, który mimowolnie pojawia się na mojej twarzy.

PozornieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz