Rozdział I

8K 425 43
                                    

Mój wzrok był w pełni skupiony na niewielkim szarym zwierzątku. W całkowitej ciszy obserwowałem, jak zając zatrzymuje się wśród soczyście zielonych traw i jak rozgląda się wokół swoimi ciemnymi oczami. Byłem w stanie dostrzec, jak jego nos porusza się delikatnie, gdy próbuje wywęszyć coś w powietrzu. Nie wyczuł jednak niczego niepokojącego.

Puściłem cięciwę i przyglądałem się, jak strzała na wylot przeszywa szyję zwierzęcia, w ułamku sekundy pozbawiając je życia. Krew zaczęła sączyć się z wątłego już ciała. Nawet stąd byłem w stanie wyczuć jej zapach. Wciąż miałem pewne problemy z węchem i rozpoznawaniem konkretnych woni. Jednak ta nieprzyjemna, drażniąca nozdrza, metaliczna woń była wyjątkiem. Być może dlatego, że wydawała się taka nienaturalna w przeciwieństwie do innych zapachów lasu. Wydawała się zwyczajnie... nie na miejscu. Drzewa, kwiaty, trawa czy nawet zwierzęta... wszystko to łączyło się w harmonijną całość. Nie wszystkie zapachy były przyjemne... jednak żaden nie wyróżniał się na tle reszty. Z wyjątkiem zapachu krwi.

Przewiesiłem łuk przez ramię i ruszyłem w stronę mojej zdobyczy. Z każdym krokiem coraz bardziej miałem ochotę zatkać nos. Nasir twierdził, że kiedyś się przyzwyczaję. Miałem taką nadzieję. To było niezwykle irytujące. Złapałem zająca za uszy i podniosłem go z ziemi. Był dość ciężki. Trafił mi się ładny okaz. Doskonały na potrawkę.

Gdy wracałem do domu, musiałem znosić ten zapach. Ciągnął się za mną i miałem nadzieję, że nie przesiąknę nim do kości. Czasem mam wrażenie, że żadna ilość wody nie jest w stanie zmyć woni krwi. Nasir zawsze śmierdzi nią po polowaniu. No ale on zazwyczaj do polowania używa swoich szponów i kłów. Mało eleganckie. Mimo wszystko skuteczniejsze niż ukrywanie się w krzakach i czekanie aż nadarzy się okazja do strzału. Dlatego to on zazwyczaj poluje. Ja nie mam do tego cierpliwości. No i nie lubię zapachu krwi. Ponadto... zwyczajnie mi się nie chce. Wystarczy mi, że będę siedział w garach i przyrządzał tego zająca. Przynajmniej nie muszę go patroszyć. To zdecydowanie ogromny plus.

Im bardziej zbliżałem się do domu, tym wyraźniej słyszałem odgłosy pracy. Cóż... mój alfa zdecydowanie zasłużył sobie na tę potrawkę, muszę to przyznać. Haruje od tygodni. Może nawet specjalnie odłożę dla niego co tłuściejsze kąski. Ucieszy się.

Gdy tylko znalazłem się na naszej polanie doskoczył do mnie Ziego. Gdybym go nie znał, pomyślałby, że liczy na tego królika. Tak w sumie było.

- Spadaj mały. To mój obiad.

Wilk spuścił po sobie uszy i wydał z siebie jakiś niezidentyfikowany smutny dźwięk. Aktorzyna, nie ma co.

- Ja biorę mięso. Reszta jak zawsze wasza.

Rudawy wilk zamerdał ogonem i pobiegł w stronę reszty naszego stada. Ziego był bardzo prosty w obsłudze. Wszystko zawsze załatwiało jedzenie. Nasir twierdzi, że nie powinienem ich rozpieszczać. Że sami muszą zdobywać pożywienie. Dlatego to mnie lubią bardziej. Teraz to nie są już jego wilki. No może dwa najstarsze Etal i Kaza jeszcze czują do niego jakiś respekt. Jednak Ziego, Mirra i Yurel były moje. Przekabaciłem je kośćmi, wątróbką, żołądkami, innymi wnętrznościami, no i masą głaskania, przytulania i całusów.

Słyszałem jak Nasir stuka coś z prawej strony domu więc to tam się udałem. Zastałem go z gwoźdźmi w ustach próbującego przybić okiennicę do nowo wybudowanej części domu.

- No, no... czyżbyś już kończył?

Nasir ostatni raz uderzył młotkiem, po czym wyjął gwoździe z ust, by móc mi odpowiedzieć.

- Tak... Tak myślę. Jutro skończę dach i będziemy mogli wnosić meble.

- ... Jakie meble?

- Te, które kiedyś zrobię. Jak już... będą potrzebne. Na razie możemy tam trzymać... rzeczy.

- ... Mówiłem ci, że to głupota.

- To nie głupota. To inwestycja w przyszłość.

- Nasir... po co nam pokój dla dzieci skoro nie mamy dzieci?

- Będziemy mieli dzieci.

- No tak. Skoro mamy pokój to teraz wystarczy czekać, aż wyrosną z główki kapusty.

- Dyara... to tylko kwestia czasu nim...

- Tak, tak... to tylko kwestia czasu nim dostanę rui. Pytanie. Potrawka z ziemniakami czy może ugotować trochę kaszy?

- ... Z ziemniakami.

- Prawidłowa odpowiedź. A teraz zostaw to i chodź zająć się tym zającem. Ja pójdę po warzywa do ogródka i zabiorę się za obiad. Jestem głodny.

Alfa wahał się przez chwilę. Ewidentnie chciał coś powiedzieć, ale koniec końców pokręcił tylko głową.

- No dobrze... Daj mi tylko dokończyć. Wbiję te trzy gwoździe i zajmę się tym. Poza tym... ładny strzał.

- Dzięki. Też tak myślę. Chyba mój najlepszy. Pośpiesz się z tym wbijaniem, bo jak każesz mi czekać, to ja przejmę ten młotek.

Nasir uśmiechnął się delikatnie w odpowiedzi na moją całkowicie realną i subtelną groźbę. Wszedłem do domu i włożyłem królika do pustego wiadra. Jak mi nakapie z niego na podłogę, to w życiu tego nie doszoruję. Niech Nasir jak najszybciej go stąd zabiera. Zostawiłbym go na podwórzu, gdyby nie to, że Ziego bywa buntowniczy. Raz jak nie patrzyliśmy, ukradł przepiórkę. Nasir nieźle go zbeształ, ale później Ziego przyszedł do mnie taki smutny... więc spędziłem godzinę na głaskaniu go i mówieniu, jaki jest wspaniały. Możliwe, że rzeczywiście trochę je rozpieszczam. No ale mój alfa wcale nie jest traktowany gorzej. Nie wydaje mi się, by miał na co narzekać. Zresztą... niech by tylko spróbował.

Wziąłem koszyk i od razu udałem się do ogródka. Ostatnimi czasy nieco go rozbudowałem. No i chyba mam rękę do roślin, bo wszystkie warzywa i owoce były naprawdę dorodne. Przynajmniej na razie. Lato na Północy jest najlepszym okresem dla rolników. W końcu tutaj ta pora roku nie należy do specjalnie upalnych. Susze są więc raczej rzadkie.

Zebrałem kilka marchewek, ziemniaków, trochę koperku i jeszcze kilka warzyw, które moim zdaniem nadałyby potrawie smaku. Po wszystkim otrzepałem spodnie z ziemi i wróciłem do domu. Na kuchennej szafce leżał oprawiony i oskórowany zając. Nasir natomiast siedział przy stole i znów coś sobie strugał w kawałku drewna.

- Już nie zamierzasz dzisiaj bawić się w budowniczego?

- Myślę, że na dzisiaj starczy. Już bolą mnie ręce od... w sumie od wszystkiego.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Trafił mi się naprawdę pracowity alfa. Postawiłem koszyk na podłodze i podszedłem do bruneta. Objąłem go od tyłu za szyję i delikatnie pocałowałem w policzek. Byłem niemal w stanie wyczuć jego zadowolenie.

- To nagroda?

- Nie. Po prostu miałem na to ochotę.

Nasir uniósł rękę i położył dłoń na mojej głowie. Przysunął moją twarz bliżej swojej i pocałował mnie w usta. Odwzajemniłem pocałunek. Nie był zbyt namiętny. Był delikatny, ale przepełniony uczuciem. Ciepło rozlało się po moim ciele. Alfa uśmiechnął się do mnie a ja do niego.

Po chwili puścił mnie więc i ja się od niego odsunąłem. Miałem ochotę usiąść mu na kolanach i tulić się do niego przez resztę dnia. Miałem jednak coś do roboty a mój żołądek zaczął się o to upominać. Zignorowałem śmiech Nasira wywołany dźwiękiem, który wydobył się z mojego brzucha. Byłem głodny. Nasir nie zając, nie ucieknie.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz