Rozdział XVI

3.6K 359 26
                                    

Nasir nie przygotowywał się specjalnie do drogi. Raczej przygotowywał dom do tego, by mógł go opuścić. Naprawdę narąbał i naznosił do domu sporo drewna. Oprócz tego przygotował trochę zapasów mięsa. Beczkę przed domem napełnił po brzegi wodą. Przyniósł mi też wszystko, czego mógłby potrzebować, a nawet więcej. Nie pakował się na drogę. Większość czasu miał spędzić w postaci wilka. Nie potrzebował więc ubrań ani jedzenia. Na zwierzynę mógł zapolować po drodze. Liczył się dla niego czas, więc nie chciał, by coś go spowalniało.

Najgorsza była sama rozłąka. Gdy Nasir był już gotowy do drogi, opuściła go cała energia. Ja natomiast przestałem być taki pewien mojej decyzji. Jednak... musiałem jakoś sobie poradzić. To dla dobra mojego i moich dzieci. Jestem tylko w połowie wilkołakiem i czuję, że potrzebuję, by ktoś doświadczony był przy mnie, gdy to wszystko zacznie się dziać. Nie wiem nawet, jaka jest anatomia wilkołaków. Jak zachowują się małe wilkołaki po porodzie. Cholera ja nic nie wiem. Nasir co prawda coś tam wie, bo jest wilkołakiem z krwi i kości, jednak nie jest omegą. Alfy mają swoje zalety, ale w takiej sytuacji potrzebuję innej omegi. Lub kogoś z wiedzą na temat omeg.

Nasir postanowił, że wyruszy w południe. Wcześniej kilka godzin poświęcił mnie. Tulił mnie w swoich ramionach, gładził mój brzuch, głaskał mnie nawet po głowie. Gadał od rzeczy. Ciągle powtarzał, że wszystko będzie dobrze, żebym się nie martwił, że wróci do mnie, nim się obejrzę. Wiedziałem przecież to wszystko. Niemniej... jego słowa mnie uspokajały.

Na koniec pocałował mnie delikatnie w usta, a później ukląkł i złożył równie delikatny pocałunek na moim brzuchu. Potargałem lekko jego włosy, a nim wyszedł z sypialni, jeszcze go przytuliłem.

Gdy wyszedł, poczułem się... dziwnie. Położyłem się, mając nadzieję, że uda mi się troszeczkę zdrzemnąć. Ostatnimi czasy często robiłem sobie krótkie drzemki. Udało mi się. Nie jestem pewien, ile spałem jednak na pewne co najmniej dwie godziny.

Sprzątnąłem ubrania Nasira i wyszedłem na dwór mimo że było zimno. Koniec lutego nie oznaczał jeszcze końca zimy. Nasir zapewniał że marzec także będzie ciężki. Przywitały mnie moje wilki. Spędziłem z nimi trochę czasu. Nie chciałem wracać do domu. Był taki... pusty.

***

Nie mogłem zasnąć. Zwyczajnie nie byłem w stanie. Wierciłem się na łóżku kilka godzin, nim w końcu się poddałem, zapaliłem świecę i zacząłem czytać. Nie trwało to jednak długo, bo byłem zbyt zmęczony, by się skupić. Tak więc znów spróbowałem zasnąć, ale ponownie było to niemożliwe. Dopiero blisko ranka w końcu usnąłem niestety jednak nie na długo. Podejrzewam, że to była raczej krótka drzemka. Pamiętałem, że gdy niebo zaczęło szarzeć, jeszcze nie spałem, a obudziłem się zaraz po wschodzie słońca.

Tak więc z samego rana nie byłem zbyt żywotny. Wcisnąłem w siebie jakieś śniadanie, po czym by zająć się czymkolwiek, zacząłem wyszywać. Tak. Zmieniam się w kurę domową. Jednak pewnego dnia stwierdziłem, że to nawet ciekawe zajęcie. Jeszcze nie jestem w tym dobry, ale jakieś proste wzory nawet mi wychodzą. Gdy się znudziłem, zająłem się pracami domowymi. Tymi, które nie wymagają zbyt wiele wysiłku. Nie chciałem zrobić sobie krzywdy zwłaszcza teraz gdy byłem sam. Tak więc sypnąłem kurom trochę ziarna i dałem zwierzętom wody. Poszedłem też do kóz.

Stokrotka miała spory brzuszek. Podejrzewam, że zanim sam urodzę, będę miał okazję odebrać jakiś poród. Niby kozi, ale to zawsze coś. Popatrzyłem trochę na mój martwy i przykryty śniegiem ogródek. Nie lubiłem zimy gdyż nie miałem wtedy świeżych warzyw. Ani roboty w ogrodzie. Gdyby była wiosna czy lato mógłbym go trochę wypielić, ale mam wrażenie, że gdybym przykląkł, kucnął czy chociaż się pochylił, to nie dałbym rady podnieść się do pionu. Plecy znów mnie bolały.

Wilki cały ten czas krążyły wokół mnie. Ziego trzymał się troszeczkę dalej niż zwykle jednak miał tak od tamtego wybuchu Nasira. Jak warknął na biednego wilka, to nawet ja miałem dreszcze. Chyba myślał, że Ziego coś mi zrobił. A to jego dzieci zaczęły dokazywać. Teraz często je czułem. To było... ciekawe uczucie. Na swój sposób przyjemne.

Gdy zrobiłem wszystko, co mogłem, wróciłem do domu i zacząłem czytać. Zjadłem coś, znów czytałem i znów coś zjadłem... Tak czas minął mi do wieczora. Gdy jednak położyłem się do łóżka, znów nie mogłem zasnąć.

***

Jako że byłem padnięty, musiałem jakoś rozwiązać problem mojej bezsenności. Piłem napary z ziół jednak tylko te najlżejsze ze względu na dzieci. Piątego dnia stwierdziłem, że nie mogę zasnąć w pustym łóżku. Dlatego najbliższej nocy spałem z Mirrą.

Zwierzak zwinął się na dole łóżka jak pies i czuwał przy mnie całą noc, a ja spałem wyjątkowo dobrze. Nie zmienia to faktu, że teraz nawet za dnia nie czułem się najlepiej. Powoli przestałem czerpać radość z czegokolwiek. Coraz mniej chciało mi się w ogóle wstawać z łóżka. Ciągle myślałem o Nasirze. Martwiłem się o niego i chciałem, by w końcu wrócił. A to nie był nawet tydzień. Musiałem jeszcze sporo na niego poczekać.

Nie miałem ochoty wychodzić z domu. Jednak nie tylko dlatego, że wolałem zostać w ciepłym łóżku. Zwyczajnie się bałem. Las to mój dom. Nikt nas tu nie znajdzie. Nie powinienem się bać. A jednak czasem ogarniała mnie panika. Miałem wrażenie, że w czterech ścianach domu jestem bezpieczniejszy niż na zewnątrz. Nadal jednak czułem się... zaszczuty. Tak. To doskonałe słowo. Jakby nagle zza każdego drzewa miał wyłonić się łowca lub jakiś nieprzyjazny alfa. Czułem się taki słaby i bezbronny.

Dlatego po prostu siedziałem zwinięty na łóżku z rękoma ułożonymi na brzuchu w ochronnej pozycji i z Mirrą tuż obok. Nasłuchiwałem. Każdy głośniejszy dźwięk z lasu sprawiał, że moje serce przyśpieszało. Czasem oczywiście musiałem wyjść. Jednak ograniczałem się do kilku godzin dziennie, a wilki zawsze były wtedy blisko mnie. Cała piątka. Chyba wyczuwały mój nastrój. One także były niezwykle czujne i nieco rozdrażnione. Warczały na każde zwierzę zbliżające się do naszego domu. Nawet na drobne wiewiórki.

Były dobrymi strażnikami i towarzyszami. Z czasem przestałem tak bardzo bać się lasu i zacząłem jeść posiłki na zewnątrz w towarzystwie wilków. Co najmniej jeden z nich musiał mi towarzyszyć, nieważne co robiłem. Nie chciałem zostawać sam nawet na sekundę. Gdy tak się działo, ogarniała mnie prawdziwa panika. Gdy obok mnie był wilk, jakoś się trzymałem. Przynajmniej na razie.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz