Rozdział XXIV

3.7K 374 65
                                    

Droga do Norwitch była łatwa i przyjemna. Wilki zostały w najbliższym lesie, bo oczywiście wilcza wataha nie zostałaby w mieście mile przywitana. Kilka razy upewniałem się, czy dobrze ukryłem swoje włosy pod chustą. Pieniądze też miałem dobrze ukryte a poza tym przy wyostrzonych zmysłach już nie tak łatwo było mnie okraść. Miałem przy sobie sporo pieniędzy co byłoby dla zwykłego człowiek dość niebezpieczne. Dla mnie nie zbyt. Uliczni rabusie mi nie zagrożą. Łowcy owszem. Jednak jest małe prawdopodobieństwo, że ich spotkam a jeszcze mniejsze, że z jakiegoś powodu uznają mnie za podejrzanego.

Wilkołaki w swojej ludzkiej formie niczym nie różnią się od ludzi. No, a przynajmniej nie fizycznie. Nadal mają ostrzejsze zmysły, są silniejsi, szybsi i leczą się w zdecydowanie nieludzkim tempie. Jeśli jednak chodzi o wygląd, nie wyróżniają się. Ja jestem wyjątkiem przez moje włosy. Dopóki jednak są zakryte, jestem zwykłym człowiekiem.

Odwiedziłem wiele sklepów i kramów. Kupiłem dwie nowe książki. Jedna była o ziołolecznictwie a druga była zwykłym zbiorem bajek dla dzieci. Nie kupowałem zbyt wiele jedzenia, gdyż właściwie wszystko czego potrzebowaliśmy, mieliśmy w domu. A sam nie byłem też w stanie zbyt dużo nosić. Dlatego ograniczyłem się do kupienia przypraw i kilku drobiazgów, których w domu nie mieliśmy.

Kiedyś nie pomyślałbym nawet, że przyjdzie taki dzień, gdy będzie mnie stać na przyprawy. Moje życie naprawdę się zmieniło.

Większość pieniędzy wydałem na rzeczy dla dzieci. Kupiłem im buciki, ubranka i wiele niezbędnych i przydatnych rzeczy. Gdy wychodziłem z miasteczka, byłem nieźle obładowany. Nie zwlekałem jednak i szybko ruszyłem w drogę powrotną. Tęskniłem za moimi maleństwami i martwiłem się, jak sobie radzą.

Co prawda Nasir był dobrym ojcem. Naprawdę się nimi zajmował i kochał ich. Uwielbiam patrzeć, jak się z nimi bawi, jak się o nich troszczy, jak z nimi rozmawia. Spełnia się w tej roli. Niemniej coś we mnie nie mogło się uspokoić. To w końcu moje maluszki. To ja ich najlepiej rozumiem. To ja potrafię ich uspokoić. To moje... moje młode. Moje dzieci. Chcę ich przytulić. Poczuć ich znajomy zapach. Linadel pachnie trochę jak... jak cynamon. Pamiętam ten zapach ze wschodu. Chociaż to tylko zatarte wspomnienie. Jednak... Tak... pachnie jak wschód. Sira z kolei pachnie jak jabłka. Słodko.

Odkąd moje zmysły się wyostrzyły, zapachy stały się ważne. Mój wilk je lubi. Rozpoznaje je. Wie, jak pachnie rodzina, jak pachnie dom czy każdy z naszych wilków. Teraz chciałem poczuć, usłyszeć i dotknąć moje dzieci. Owszem las był wspaniały. Gdy wracałem do domu, zachwycałem się nim i panującą wokół ciszą... o ile wilkołak może uznać las za cichy. W końcu z moim obecnym słuchem nie było tu tak cicho, jak niegdyś. Niemniej... ciszej niż w domu.

To jednak nie było już relaksujące. Wolałem hałasy związane z domem. Dlatego nie zatrzymywałem się zbyt często. Chciałem wrócić jak najszybciej. A gdy w końcu ujrzałem dom, poczułem ogromną radość.

Od razu usłyszałem płacz dzieci. Miałem wrażenie, że mój słuch był niemal wyczulony na ten dźwięk. Mimo to spokojnie wszedłem do środka i odstawiłem zakupy. Wróciłem do domu z jedną srebrną monetą i kilkoma miedziakami. Jednak kupiłem wiele.

Gdy już pozbyłem się ciężaru, ruszyłem do źródła dźwięku. Zastałem Nasira w pokoju dziecięcym. Siedział na podłodze, trzymał małego Sirę w rękach i próbował jakoś go uspokoić i rozweselić. Jego próby jednak odniosły wręcz odwrotny efekt, bo chłopiec zaczął krzyczeć głośniej. Zawtórował mu jego brat, który z kolei leżał na miękkim futrze tuż przed Nasirem.

- Potrzebujesz pomocy?

- Sytuacja jest opanowana... jednak nie odmówię, jeśli chcesz...

Usiadłem obok mojego alfy i wziąłem Linadela na ręce.

- No hej maluszku... Wróciłem. No już nie płacz maleńki.

Przysunąłem go do siebie i delikatnie potarłem nosem o jego malutki nosek. Przestał płakać i wydał z siebie rozkoszny dźwięk przypominający śmiech. Przytuliłem go delikatnie i pogłaskałem po pleckach.

Sira wciąż płakał, więc przysunąłem się jeszcze bliżej Nasira tak, że nasze ramiona się stykały. Alfa ułożył maluszka na swoim przedramieniu, tak by mógł mnie widzieć.

- Sira... mój mały alfo... jak będziesz tak krzyczał, spłoszysz każdą sarnę i królika w tym lesie. Nie będziemy mieli co jeść, jeśli wszystkie się ciebie przestraszą. Ej maluszku...

Pogłaskałem jego brzuszek, ale już słysząc mój głos, zaczął się uspokajać. W końcu otworzył swoje oczy i skupił je na mnie. Otworzył szeroko usteczka, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Za to zamachał gwałtownie rączkami. Przysunąłem swoją dłoń do jego i pozwoliłem, by jego malutka piąstka zacisnęła się na moim palcu. Trzymał go mocno i potrząsał radośnie.

- Od dwóch dni ciągle płaczą. Tęsknili za tobą i chyba dwa dni temu osiągnęli swój limit. To było o dwa dni za długo bez ciebie.

- Jakoś jednak sobie poradziłeś.

- O tak. Ale zasypiali tylko ze mną. Nie mogłem nawet na chwilę odłożyć ich do łóżeczka.

- ... Wydaje mi się, czy urośli przez ten czas, gdy mnie nie było?

- Ja nie wiedzę różnicy, ale pewnie trochę tak. Dużo jedzą. Aż się boję, co to będzie, gdy naprawdę podrosną. Zabraknie nam zwierzyny w lesie. A właśnie... po podróży musisz być zmęczony i głodny. Co powiesz na królika?

- Z chęcią.

- W takim razie trzymaj tego małego krzykacza a ja rozpalę ogień, by przygrzać mięso. Jakieś wymagania?

- Niech nie będzie spalone. No i poproszę jeszcze trochę wody. Ciepłej. Dziękuję.

Nasir podał mi drugiego maluszka, po czym ucałował mnie, nim wstał i wyszedł z pomieszczenia. Teraz wpatrywały się we mnie dwie pary ciekawskich oczu. Są takie jak moje. Jasnoniebieskie.

- Tęskniliście za mną? Bo ja za wami strasznie. Już was nie zostawię. Obiecuję. Kupiłem dla was śliczne rzeczy. Buciki. Byście mogli biegać po lesie. Gdy już nauczycie się chodzić.

Nie uzyskałem odpowiedzi... ale Sira wsadził sobie rączkę do buzi a Linadel miał bardzo poważną minę... To było podejrzane.

- Linadelu czy właśnie bezczelnie robisz w pieluchę?

Chłopiec nie odpowiedział, ale wilkołaczy nos wiedział swoje.

- Bardzo nieładnie. Ja ci mówię, jak bardzo cię kocham, a ty zajmujesz się czymś innym. Sira powiedz coś swojemu bratu.

Sira nic nie powiedział, ale nagle wyrzucił rączki na bok, uderzając brata w twarz. Ten się tym nie przyjął. Nadal był zajęty czymś innym.

- Teraz jesteście słodcy, ale już nie mogę się doczekać, aż trochę się usamodzielnicie... Na razie jednak podrzucę was waszemu tacie i będę udawać, że o niczym nie wiem. Sira nie wydaj mnie jasne?

Słyszałem kroki Nasira, więc zamilkłem. Alfa wszedł do pomieszczenia i przyniósł ze sobą smakowity zapach pieczonego mięsa.

- Dyara posiłek gotowy.

- Dziękuję kochany.

Wstałem z lekką trudnością, mając tych dwóch już nie takich maluchów na rękach. Nasir przejął ode mnie Sirę, a następnie Linadela. Uciekłem szybko, kątem oka widząc jeszcze, jak Nasir marszczy nos.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz