Rozdział LXV

3.3K 372 66
                                    

Po kolacji, gdy chłopcy zasnęli, a wszystkie ważne sprawy zostały omówione, w końcu mieliśmy chwilę dla siebie. Co prawda nie spodziewałem się, że Nasir wyciągnie mnie z domu w środku nocy... Jednak... To nie był zły pomysł. Potrzebowałem chwili tylko dla naszej dwójki.

Alfa trzymał moją dłoń i prowadził mnie przez las, aż znaleźliśmy odpowiednie miejsce, by na chwilę odetchnąć. Usiedliśmy przy wielkiej sośnie. Pogoda była ładna. Owszem było chłodno jednak nie przeraźliwie zimno.

Wtuliłem się w mojego alfę. To była pierwsza od dawna chwila ciszy i spokoju. Tylko ja, on i las... a więc setki żyjących w nim stworzeń. Było... wspaniale. Nasir objął mnie mocno jednak nie na tyle, by sprawić mi ból. Przeczesywał palcami moje włosy, ucałował mnie w czubek głowy i głęboko wdychał mój zapach. Ja tymczasem rozkoszowałem się ciepłem jego ciała. Tym poczuciem bezpieczeństwa, które mi dawał. Kocham go. Tak bardzo go kocham.

Nasir wziął moją twarz w dłonie i pocałował mnie delikatnie. Nasze usta tylko lekko się zetknęły, a miałem wrażenie, że świat eksplodował. Uśmiechnąłem się, a on uśmiechnął się do mnie. Tęskniłem za tym uśmiechem.

- Dyara jest cały i zdrowy... Tak bardzo się martwiłem, że coś ci się stało. Wiedziałem, że żyjesz... ale mogłeś być ranny... chory... a gdyby coś stało się chłopcom... Nawet nie chcę o tym myśleć. Mój Dyara jest taki dzielny... tak silny...

- Sam nie dałbym rady. Było blisko... Naprawdę blisko. Zabili Ziego, Mirrę i Kaze... Zakuli mnie w kajdany. Przez krótką chwilę poczułem, jak to jest. To... okropne. Naprawdę straszne. Wystarczył kawałek metalu, by odebrać mi wolność. A chłopcy... Byli tacy przerażeni. A ja nic nie mogłem zrobić. Nigdy więcej... Nasir obiecaj mi, że nigdy więcej mnie nie zostawisz.

- Obiecuję.

- Będziesz walczył ze swoim bratem. Boję się, że... Że coś ci się stanie. Że...

- Że przegram. A Raven mnie zabije.

- ... Tak. Boję się tego. Wiem, że nie jestem dobrą omegą, skoro wątpię w siłę mojego alfy... Ale nic nie poradzę na to, że się martwię.

- Gdy byłem młodszy... Byłem też słabszy. Raven pokonał mnie z łatwością, bo byłem niedoświadczony i kierowałem się emocjami. Teraz jestem niewiele słabszy od Ravena. A on jest ranny. Ponadto przez te ostatnie lata przeżyłem naprawdę wiele. Walczyłem z łowcami, niedźwiedziami i wielkimi kotami. A także z innymi z naszego rodzaju. Co więcej... dorosłem. Mam ciebie i dzieci. Już nie dam się ponieść emocjom... W przeciwieństwie do Ravena.

- Mam taką nadzieję. Jeśli coś ci się stanie... to... Będę bardzo zły.

- A tego nie chcemy. Jeszcze skończę jako jeż.

- Dokładnie.

- Dyara... jak do tego doszło? Dlaczego wyzwałeś mojego brata?

- Bo... Chciałem odejść... ale z Ascalem. On jest naprawdę miły. I wiem, że go lubisz. A jego syn jest taki słodki. Pomyślałem, że... muszą być bardzo samotni. Jak ja kiedyś. Więc... chciałem dać im rodzinę. Poza tym... Raven go wykorzystuje. Traktuje jak niewolnika. A Ascal jest zbyt słaby, by zawalczyć o swoją wolność.

- Dlaczego chciałeś odejść?

- ... Bo... musiałem ci pomóc. Noe i Andrea chcieli mi towarzyszyć.

- Dyara nie powinieneś nawet o tym myśleć. Nigdy nie narażaj się z mojego powodu.

- Przykro mi... ale jestem upartą i niesforną omegą. Jeśli będzie trzeba, codziennie będę się dla ciebie narażać.

- ... Okropna omega.

- Przygłupi alfa.

Nasir pocałował mnie. Tym razem bardziej... namiętnie. Przysunąłem się bliżej, po czym porzuciłem resztki skromności i usiadłem mu na kolanach. Teraz było mi łatwiej go całować.

Nasir rozsunął nieco mój płaszcz. Poczułem jak wsuwa swoją dłoń pod materiał mojej koszuli i po chwili poczułem ją na swoim ciele. Delikatnie gładził moją skórę. Jednocześnie rozpiął dwa pierwsze guziki mojej koszuli i przeniósł pocałunki na moją szyję.

Zamruczałem cicho. Tęskniłem za tym. Za jego dotykiem. Jednak nagle przypomniałem sobie inny dotyk. Obcy i nieprzyjemny. Nasir wyczuł tę niewielką zmianę mojego nastroju. Odsunął się nieco by spojrzeć mi w twarz. Delikatnie odsunął moje włosy i założył mi pasmo za ucho.

- Dyara kochany... Coś się stało?

Alfa pogładził mój policzek. Chyba uznał, że nie mam ochoty na pieszczoty, gdyż sięgnął do mojej koszuli, by na powrót ją zapiąć. Zawahał się jednak, a jego wzrok padł gdzieś poniżej mojego obojczyka. Nie byłem pewien, na co patrzy, ale nagle zrobił się bardzo poważny. W końcu jednak zrozumiałem.

- Nasir to nie...

- Kto ci to zrobił? Kto zostawił na tobie ślady?

Był zły. Naprawdę zły. Jego głos był chłodny... nieprzystępny.

- To... Miałem ruję i... Ja nie... nie byłem z nikim...

- Dyara wiem. Wiem, że mnie nie zdradziłeś. Pytam, kto cię skrzywdził.

- Do niczego nie doszło. To znaczy... Udało mi się uciec.

- Więc kto próbował cię skrzywdzić?

Oczy mojego alfy błyszczały dziko. Ton miał jednak spokojny. I tak w końcu musiałbym mu powiedzieć. To dziwne, że do tej pory nic nie usłyszał o ostatnim... incydencie. Lepiej by to ode mnie się dowiedział.

- Raven chciał, bym został jego kolejnym partnerem. Ponieważ dałem ci dwóch synów. Dwie alfy... On stwierdził, że jemu też mógłbym dać silne potomstwo. A gdy odmówiłem... Próbował mnie zmusić. Gdy miałem ruję. Ale... kopnąłem go tam, gdzie mnie uczyłeś i uciekłem. Więc... nie złość się... za bardzo. Ja już się zemściłem. Jedna strzała była za Ascala. Jedna za ciebie. I jedna za mnie.

- ... Dotykał cię.

- Tak. Dotykał. Całował. Ale nie miał mnie. Jestem tylko twój.

- Jak możesz... Jak możesz być taki spokojny?

- Bo to już koniec. Wtedy... bałem się. I czułem się strasznie. Jakbym był brudny. Jego dotyk był ohydny. A także to jak mnie traktował... Jak rzecz. Jakby moja uległość była czymś oczywistym. Wtedy byłem wściekły i rozgoryczony. Teraz też jestem, ale... ale przede wszystkim myślę o tym, że już mnie nie tknie. Mój alfa tu jest. Obroni mnie.

- ... Mam ochotę go zabić. Powinienem?

- Nie wiem. Ja... nie zabiłem go. Chociaż chciałem. To twój brat. Zrób to, co uważasz za słuszne. Nie chcę, byś czegoś żałował. Nie chcę, byś się obwiniał. To mimo wszystko... twój brat.

- ... Zawsze był arogancki. Był też samolubny i uparty. Zawsze robił wszytko, by mieć uwagę ojca i matki. Jednak... nie był potworem. Było z nim trudno. Jednak... był starszy i podziwiałem go. Bawiliśmy się razem... Gdy kiedyś bawiliśmy się w lesie, skręciłem kostkę. Niósł mnie wtedy na barana. Całą drogę. Płakałem. Nie był zbyt miły. Nazywał mnie beksą. A jednak... gdy zrobiliśmy sobie przerwę, poczochrał moje włosy i powiedział, abym był dzielny. Dał mi resztki wody, mimo że to on musiał mnie nieść. Nie był najgorszym bratem. Nie wiem dlaczego... Dlaczego to wszystko musiało się tak potoczyć? Nie chciałem stada. Gdyby tylko zachował się właściwie... Ascal mógł być dla niego wspaniałym parterem. A ja stałbym u jego boku... bo na swój sposób kochałem mojego strasznego brata.

- ... Wiem. Wiem skarbie.

Ucałowałem mojego alfę w czoło i przytuliłem go. To nie pokonanie Ravena będzie najtrudniejsze. A zranienie osoby, która kiedyś była dla niego ważna.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz