Rozdział LXXIX

3.4K 363 52
                                    

[To w sumie ostatni tydzień wakacji a opowiadanie mam napisane już do końca, więc... Maraton do 1 września]

Nigdy nie brałem udziału w czymś takim. Nie wiem dlaczego. To było wspaniałe. Wszyscy śmiali się i śpiewali głośno piosenki, których nie znałem. Ponadto poznałem wiele wilkołaczych tradycji.

Jako Luna moim obowiązkiem było odkrojenie i podanie każdemu należącemu do stada kawałka mięsa z upolowanej przez Nasira zwierzyny. Mój alfa już wcześniej tłumaczył mi tę tradycję. Omega to matka. A więc jako Luna jestem jakby matką całego stada... W krótkim czasie dorobiłem się więc niezłej gromadki. No a Nasir jest ojcem. Dlatego przez cały dzień uganiał się za dzikami z trzema innymi alfami, którzy dostąpili tego zaszczytu (Noe, Yurą i Adrienem).

Były też tańce przy ognisku a później alfy i bety (głównie płci męskiej lecz nie tylko) skakali przez ogień, by pokazać, że nie boją się odrobiny ryzyka. Mój alfa oczywiście skoczył jako pierwszy. Dzieci dość szybko wysłano do domu, tak więc blisko północy zostali już sami dorośli.

W końcu nastąpiły też słynne wróżby. Najstarsza kobieta w wiosce rzuciła niewielkie kości na ziemię, po czym przyklęknęła, by się im przyjrzeć. Ja skupiłem się raczej na niej. Miała długie, kompletnie siwe włosy i tylko kilka zębów. Musiała mieć koło osiemdziesięciu lat... Jeśli nie więcej. Wilkołaki żyją nieco dłużej od ludzi.

Gdy kobieta uniosła głowę, przyklęknęliśmy z Nasirem przed nią, tak że kości znalazły się między nami. Trochę się bałem. W końcu niektóre wilki są przesądne. Obawiałem się tego, że powie coś złego o naszych rządach, a wtedy niektórzy przestaną nam ufać. Kobieta jednak niczego takiego nie powiedziała. Wręcz przeciwnie. Stwierdziła, że Nasir sprawi, że nasze stado będzie większe i silniejszy niż kiedykolwiek. Mnie przepowiedziała, że moje młode będą silne i zdrowe, a gdy dorosną, przyniosą wiele dobrego naszemu stadu.

W zasadzie nie były to jakiś konkretne wróżby. Stwierdziłem, że pewnie każdemu przepowiada się coś w stylu: będziesz panował długo, będziesz miał wiele dzieci, twoja władza przyniesie dobrobyt i tym podobne. Ma być wesoło i radośnie. Te wróżby mają na celu raczej dać wszystkim nadzieję a przywódcy odrobinę więcej pewności siebie. Nasir tego nie potrzebował. Nieważne, jakiej wróżby by nie usłyszał. Dawałby z siebie wszystko.

Gdy dzieci spały, wróżby się skończyły, a starcy zmęczyli się i wrócili do domów, świętowaliśmy jeszcze bardziej. Nasir tańczył z kobietami i omegami a ja z alfami i mężczyznami bet. Kątem oka kilkakrotnie widziałem Noego i Ascala tańczących, śpiewających razem czy zwyczajnie rozmawiających i śmiejących się z czegoś.

Kilkakrotnie zatańczyłem też z moim alfą, ale ten był zbyt rozchwytywany, bym mógł spędzić z nim więcej czasu. Niestety w pewnym momencie kostka zaczęła mi doskwierać, więc musiałem zrezygnować z tańca. Otóż wielce się myliłem, myśląc, że mi odpuszczą. Po prostu brali mnie na ręce. Muszę przyznać, że nawet mi to nie przeszkadzało.

Wszyscy śmiali się i dobrze bawili, a więc i mi udzieliła się ta atmosfera. Dopiero gdy powoli zaczęło świtać, mogłem spokojnie usiąść obok mojego alfy. Wielu wciąż grało, śpiewało i tańczyło. Zostawiono nas jednak w spokoju, gdy siedliśmy do posiłku. Zostało jeszcze trochę dziczyzny.

- Jak się czujesz kochany? Podoba ci się sposób, w jaki świętujemy?

- Nie spodziewałem się, że będzie tak... wesoło. Nawet nie potrzebowaliście alkoholu.

- To ludzie go potrzebują, by dobrze się bawić. Bo są nudni. My mamy energię i potrafimy poczuć radość z życia bez śmiesznych, ludzkich trunków.

- Wszystko mnie boli. Kostka mi chyba spuchła.

- Chcesz iść do domu? Powiem, że źle się poczułeś. Wszyscy zrozumieją.

- Nie. Wytrzymam. To nie potrwa już chyba długo prawda?

- Dwie może trzy godziny. Możesz posiedzieć. Nie będą cię już męczyć. Obiecuję.

- Było naprawdę fajnie. Nigdy wcześniej nie tańczyłem. Nie śpiewałem.

- Podobnie obchodzimy narodziny dziecka. Aczkolwiek nie aż tak hucznie i raczej w dzień. A niektóre pary organizują przyjęcia. By uczcić nową więź.

- Trochę jak ludzkie wesela.

- Możliwe. No i przesilenie zimowe. Je także głośno świętujemy.

Obserwowałem bawiące się wilkołaki. Nasi mniejsi bracia także dołączyli. Biegały wokół i bawiły się ze sobą. Yurel tu nie było, gdyż zajmowała się młodymi. Szkoda.

Dostrzegłem Jaspara i Yurę. Tańczyli razem. Śmiali się głośno. Dostrzegłem też innych moich przyjaciół, a także tych, których dopiero dzisiaj lepiej poznałem. Wszyscy byli szczęśliwi.

Chciałbym, by zawsze byli tacy szczęśliwi. Chcę by żyło im się dobrze. Teraz to jest mój obowiązek... ale i mój cel. Moi synowie kiedyś przejmą władzę. Muszę sprawić, by to było dla nich łatwiejsze. By przejęli silne, spójne stado, a nie słabe i rozbite przez konflikty.

- Dyara?

- Tak... Mój alfo?

Uśmiechnąłem się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.

- Pomyślałem sobie... może chcesz towarzyszyć mi, podczas gdy będę wysłuchiwał próśb. Wiesz, że liczę się z twoim zdaniem.

Nasir co dwa dni poświęcał do trzech godzin na wysłuchiwanie tych, którzy chcieli o coś zapytać, prosić, poradzić się, rozwiązać konflikt... Wszytko, z czym można było zwrócić się do przywódcy. Do tej pory byłem tylko na jednym takim spotkaniu. Z ciekawości. Tylko się temu przypatrywałem. Teraz zastanowiłem się nad tą propozycją.

- Myślę, że zostawię to tobie. Wiem, że w ważniejszych sprawach i tak zapytasz mnie o zdanie.

Tak było, gdy rozmyślał nad zawarciem trwalszego sojuszu z pobliskimi stadami. Wspólnie omawialiśmy ten pomysł.

- Tak. Oczywiście. Po prostu wiedz, że liczę się z twoim zdaniem. Nie zamierzam cię ograniczać.

- ... Wiesz... Mam pewien pomysł. Tylko chyba potrzebuję twojej zgody.

- Chcesz powiedzieć, że w teorii potrzebujesz mojej zgody, a w praktyce zrobisz, co chcesz.

- Tak. Dokładnie.

- Więc słucham.

- Chciałbym zorganizować podobne spotkania. Wysłuchiwałbym omegi i kobiety. Może raz w tygodniu. W końcu jestem ich przedstawicielem czyż nie?

- Myślę, że to dobry pomysł. Słyszałem, że w niektórych stadach jest podobnie. Dobrze. Wybierz sobie jakiś dzień. Będę nawet taki dobry, że pozwolę ci siedzieć na moim krzesełku przywódcy.

- Pragnę powiedzieć, że już sobie na nim siedziałem, jak nie patrzyłeś. Jest brzydkie i niewygodne.

- Cóż... Nie mogę się z tobą nie zgodzić.

- To już wiesz co masz zrobić?

Alfa westchnął teatralnie i upił nieco wody.

- Oczywiście. Zrobić nowe krzesło dla mojej apodyktycznej omegi.

- Będę taki dobry i uszyję ci poduszkę pod tyłek.

- Chcesz powiedzieć, że uszyjesz ją sobie, ale mi też dasz skorzystać.

- Jak ty mnie dobrze znasz.

Pocałowałem mojego alfę w usta i usłyszałem kilka okrzyków oznaczających, że co najmniej kilka osób zauważyła nasze czułości. Zaśmiałem się głośno i wstałem. Miałem ochotę jeszcze potańczyć.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz