Rozdział XLIII

2.9K 355 125
                                    

- ... Co powiedział?

Lilla przygryzła dolną wargę. Robiła to zawsze, gdy się denerwowała, a więc często. Była śliczną dziewczyną. Bardzo drobną. Miała włosy tego samego koloru co brat, ale jej opadały gęstymi, lśniącymi falami na szczupłe ramiona. Jej oczy były duże i granatowe. Jaśniejsze niż Noego.

- Alfa zaprasza cię na obiad. To zaszczyt. Często kogoś zaprasza, ale zazwyczaj to któryś z jego bliższych przyjaciół.

Noe nie wtajemniczył Lilly w nasze sekrety. Tak było lepiej. Dziewczyna była bardzo sympatyczna i... nerwowa. Nie zniosłaby zbyt dobrze napięcia.

- Czy powiedział dlaczego?

- Pewnie chce cię powitać w stadzie. To nic niezwykłego. Zwłaszcza, że od dawna nikt do nas nie dołączył.

- Rozumiem... Czy mogę odmówić?

Lilla zrobiła wielkie oczy. Wyglądała, jakbym powiedziała coś naprawdę szokującego. Dlatego domyśliłem się odpowiedzi.

- To by obraziło Ravena! A jego lepiej nie obrażać! Musisz iść. Ale nie martw się. Na pewno będzie... miło. To tylko obiad.

Obiad... Będę jak owca na obiedzie u wilka. Dość nietrafne porównanie biorąc pod uwagę, że obaj jesteśmy wilkami. Chociaż... Może jednak jestem tylko głupią owcą?

- Dobrze... Kiedy?

- Dzisiaj. Za trzy godziny.

- Rozumiem.

- Twoje dzieci oczywiście też są zaproszone.

- Rozumiem. Gdzie jest Noe?

- Dzisiaj poszedł polować. Jest najlepszym łucznikiem w stadzie. To on poluje na kaczki i wszytko co lata.

- Tak właściwie... Jak stracił oko?

- W bójce.

- ... Z partnerem ciężarnej omegi?

- Tak... Skąd wiesz?

- Ktoś mi wspominał.

- Teraz już jest między nimi dobrze. Takie rzeczy się zdarzają.

- Skoro tak mówisz.

- Przyniosę ci czyste ubrania. Przepraszam, że są stare... ale jesteś drobny, więc tylko te z nastoletnich lat Noego na ciebie pasują.

- Są doskonałe. Naprawdę. Dziękuję za pomoc.

Lilla uśmiechnęła się do mnie, nim wyszła. Noe był bardzo hojnym gospodarzem. Mieli tu tylko dwie sypialnie i większą główną izbę. Noe nie słuchał mnie i oddał nam swój pokój. Sam spał na podłodze przy palenisku. Było mi z tego powodu głupio. Alfa jednak był uparty. Chyba uważał, że jako przyjaciel Nasira musi zajmować się jego omegą jak własną. Tak więc z chłopcami spaliśmy na dużym łóżku.

Spędziłem tu już dwie noce. Nie spotkałem jeszcze Andrei, bo wyruszyła głęboko w las, by zbierać zioła. Noe twierdzi, że czasem nie ma jej nawet tydzień. Rodzeństwo oprowadziło mnie po wiosce i zapewniło nam wszystko, czego potrzebowaliśmy. Yurel też oczywiście znalazła tu dom.

Reszta wilkołaków ewidentnie była zainteresowana moją obecnością. Niektórzy spoglądali z ciekawością, inni z nieufnością, a jeszcze inni z politowaniem. Wszyscy myśleli, że straciłem swojego alfę. Ale Nasir żyje i jeszcze do mnie wróci. To tylko kwestia czasu.

Musiałem więc jakoś sobie poradzić do tego czasu. A najpierw muszę przeżyć ten nieszczęsny obiad.

Dlaczego mnie zaprasza? Mam nadzieję, że Lilla ma rację i to tylko formalność. Jeśli coś podejrzewa... to może źle się skończyć. Muszę uważać na to, co mówię. Najlepiej będzie mieszać prawdę z kłamstwem.

Trzy godziny minęły szybko. Założyłem ubrania, które przyniosła Lilla, a chłopców ubrałem w to, co przyniosła wczoraj. Twierdzi, że inne omegi oddały te ubranka, bo ich dzieci z nich wyrosły. To było... miłe. Tutaj pomagano sobie nawzajem.

- No dobrze maluszki... idziemy na obiad. Mam nadzieję, że ten obiad będzie pyszny i lekki, bo pewnie z tego stresu nabawię się wrzodów żołądka.

Chłopcy spojrzeli na mnie nierozumiejąco, ale nie musieli rozumieć. Wziąłem ich za ręce i poprowadziłem na ten nieszczęsny obiad. Lilla pożegnała nas, gdy wychodziliśmy. Zawahałem się, dopiero gdy byłem przed drzwiami naszego... gospodarza. Nie byłem pewien czy powinienem zapukać... czy po prostu wejść. Ostatecznie zapukałem.

Poczekałem chwilę i już miałem znów pukać, ale drzwi się otworzyły. Stała w nich... kobieta. Bardzo atrakcyjna kobieta. Wysoka brunetka o ciemnych oczach i jasnej karnacji. Miała kobiece krągłości i ładną twarz, ale nie wydawała się zbyt... przyjazna.

- Jestem Dyara. Alfa zaprosił mnie...

- Tak wiem. Jestem Sena.

- Miło mi.

- Na pewno. Chodźcie, mój pan Alfa czeka. Niedługo podam obiad.

Znów byłem w tym... nieprzyjaznym miejscu. Dom nie powinien być taki chłodny... to powinno być ciepłe miejsce. I nie chodzi mi wcale o temperaturę.

Kobieta zaprowadziła nas do odpowiedniej izby, która była jadalnią... ale kuchnia musiała znajdować się gdzieś indziej. To było małe pomieszczenie... ale porządnie wyposażone. Stół mógł pomieścić sześć osób i na tyle był zastawiony.

Raven siedział u jego szczytu. Po jego lewej siedziała mała dziewczynka w wieku moich chłopców. Miała ciemne włosy i oczy matki, ale smagłą cerę ojca. To musiało być bardzo bezczelne z jego strony... zarzucić, że dziecko o tak niespotykanym na północy kolorze skóry nie jest jego. Teraz rozumiałem dlaczego odpuścił sobie kłamstwo.

- Dyara... witaj w moich skromnych progach.

- Dziękujemy za zaproszenie. To... zaszczyt.

- Nic takiego. Siadaj, proszę.

Wskazał na krzesło naprzeciw siebie, więc to te zająłem. Linadela posadziłem po swojej prawej a Sirę po lewej. Byli wyraźnie poddenerwowani. Nie czuli się tu komfortowo.

- Sena niedługo poda posiłek.

- Tak. Mówiła o tym.

- Mam nadzieję, że lubisz dziczyznę.

- Nie jadam jej zbyt często... więc to na pewno będzie miła odmiana.

- Cieszy mnie to. Pozwól, że zapytam, bo intrygowało mnie to odkąd cię zobaczyłem... ile masz lat? Wydajesz się bardzo młody.

- Mam dwadzieścia dwa lata. Nie jestem już taki młody.

- Nonsens. Masz jeszcze wiele przed sobą. Masz dwójkę wspaniałych synów... ale na pewno pragniesz więcej.

- Mój alfa... Jak wiesz on... zaginął. Owszem planowaliśmy powiększyć rodzinę. Jednak teraz... Najpierw muszę go odnaleźć.

- Jesteś bardzo wierny. To wspaniała cecha. Jednak... nie zmarnuj swojego życia, czekając na kogoś, kto nie wróci.

- Mój alfa wróci.

- ... Bez względu na to, czy wróci, jesteście już częścią naszego stada. A my nie zostawiamy swoich... Na pewno odnajdziesz tu nowy dom.

Nie spodziewałem się, że widok Seny przyniesie mi ulgę. A jednak cieszyłem się, że zamiast rozmoway zajmiemy się jedzeniem.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz