Rozdział XVIII

3.5K 368 25
                                    

Minęły niemal cztery tygodnie. Dwadzieścia sześć dni. Codziennie wychodziłem na zewnątrz i nawet przez kilka godzin patrzyłem w las, czekając, aż wróci. Miałem nadzieję, że zobaczę go wśród drzew. Nie ważne czy będzie sam, czy z kimś. Aby tylko wrócił cały i zdrowy. Siedziałem na ławce i czekałem a wilki mi towarzyszyły. Jeśli akurat tego nie robiłem, to siedziałem w pokoju.

Na ławce zawsze zostawiałem jakieś ubrania na wypadek, gdyby wrócił. Przygotowywałem też obiad. Każdego dnia. Na wypadek, gdyby wrócił i był głodny. A gdy nie wracał, następnego dnia oddawałem jedzenie zwierzętom i przygotowywałem nowe danie.

Nie powinienem go tam wysyłać. Powinien zostać w domu. Dlaczego tak się uparłem? Poradziłbym sobie jakoś. Chociaż tyle mogłem dla niego zrobić. Ale stchórzyłem, a teraz nie ma go przy mnie.

Miałem wrażenie, że powoli tracę zmysły. Było koło południa. Nie znałem dokładnie godziny. Czas już mi umykał. Próbowałem zasnąć. Choć na chwilę. Sen jednak nie przychodził. Mirra leżał obok mnie. Głaskałem go powolnymi ruchami. Jego sierść była przyjemna w dotyku. Jednak nie tak jak sierść Nasira, gdy zmieniał się w wilka. Jego była ciemna jak noc, gęstsza i bardzo chciałem móc jej teraz dotknąć. Chciałem poczuć ten znajomy zapach sosnowego lasu charakterystyczny tylko dla mojego alfy. Chciałem usłyszeć jego głos. Chciałem, by mnie pocieszył, by mnie uspokoił.

Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Nie chciałem znów płakać. Już wystarczająco dużo łez wylałem. A jednak nie mogłem tego powstrzymać. Wtuliłem się mocniej w zwierzę, szukając ciepła drugiej istoty.

Nagle Mirra zadarł łeb i spojrzał w stronę drzwi. Bezwiednie podążyłem za jego wzrokiem, jednak nic się nie stało. Po prostu z uwagą spoglądał w tamtym kierunku. Stwierdziłem, że zapewne usłyszał coś intrygującego. Może jakieś zwierzę.

Gdy jednak zaczął się delikatnie poruszać, zacząłem zastanawiać się, o co może chodzić. Po chwili zrozumiałem, że wydawał się... podekscytowany. Puściłem go, a ten zeskoczył na ziemię. Spojrzał na mnie i już wiedziałem. A przynajmniej miałem nadzieję, że dobrze rozumiem zachowanie młodego wilka.

Nie rzuciłem się w stronę drzwi tylko dlatego, że w moim obecnym stanie zwyczajnie nie mogłem poruszać się zbyt szybko. Jednak powoli we własnym tempie wyszedłem z pokoju. Mirra był tuż obok mnie. Spoglądał na mnie niecierpliwie, ale nie pobiegł do drzwi frontowych, mimo że bardzo tego chciał. Słyszałem inne wilki na zewnątrz. Brzmiały... radośnie.

Zrobiłem kilka kroków w ich stronę. A te nagle otworzyły się. Nasir miał na sobie tylko spodnie i koszulę, które zostawiłem na ławce. Wyglądał... na całego i zdrowego. Nie widziałem ran. Nie wyczuwałem krwi. Był zdyszany i ewidentnie zmęczony jednak... Nic mu się nie stało. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko i z ulgą. Też był szczęśliwy.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem wykrztusić nawet słowa. Zrobiłem jeden niepewny krok w przód.... a Nasir szybko podbiegł i objął mnie. Mocno, a jednak ostrożnie. Odetchnął głęboko, tak samo jak ja. Czułem zapach sosny.

Natychmiast poczułem... ulgę. Ogromną ulgę. Jakby wszystkie troski zniknęły ot tak. Staliśmy tak długo. Po prostu wtuleni w siebie. Cieszyliśmy się swoją obecnością, dotykiem nawet zapachem. Nagle dom znów stał się ciepłym i bezpiecznym miejscem.

Mimo to nie mogłem się powstrzymać i trzepnąłem go po łbie. Alfa zaśmiał się ale nie puścił mnie.

- A to za co?

- Za to że jesteś głupim alfą... i nie potrafisz liczyć. Wiesz w ogóle ile to trzy tygodnie? Najwyraźniej nie.

- Przepraszam... ale są teraz ważniejsze rzeczy. Później na mnie nakrzyczysz.

Odsunął się nieco i położył dłoń na moim policzku.

- Dyara kochany czy wszytko dobrze? Jak się czujesz? Płakałeś? Masz zaczerwienione oczy. Czy coś się stało?

Nie wiedziałem, na które pytanie właściwie powinienem odpowiedzieć, a Nasir chyba nie wiedział, na które chce usłyszeć odpowiedź. Zaśmiałem się lekko, widząc jego zmartwienie i troskę.

- Już jest dobrze. Już... jesteś tu, więc jest dobrze... Ale i tak jesteś głupi. Głupi alfa.

Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku, ale natychmiast ją otarł. Uśmiechał się do mnie łagodnie, a ja czułem się przez to taki lekki. Chwyciłem dłoń, którą trzymał na moim policzku i ułożyłem ją na moim brzuchu. Dostrzegłem, jak jego oczy zaszkliły się lekko.

- Te dwa maluszki też za tobą tęskniły. Wiem to. Były niespokojne. Pewnie martwiły się o tatusia.

Szczerze mówiąc, naprawdę miałem wrażenie, że nieco się uspokoiły. To małe wilkołaki. Skoro ja wyczuwam obecność Nasira to dlaczego one miałby nie reagować na jego obecność.

- Przepraszam... Przepraszam, że tak długo to trwało.

- Nie. Ważne, że wróciłeś. Cały i zdrowy.

- Nie wróciłem z pustymi rękami.

- Więc... Znalazłeś kogoś?

- Niestety to nie akuszerka... ale jej uczennica. Jest wolniejsza, a ja pędziłem wprost do was. Dlatego została z tyłu. Niedługo tu dotrze. Myślę, że za kilka godzin. Trzy czy cztery, jeśli zatrzymała się na odpoczynek.

- To... dobrze, że nie udałeś się tam na darmo. A... Co się właściwie stało? Dlaczego nie było cię tak długo?

- Na początek usiądź. Nie powinieneś tak stać.

- To raczej ty usiądź! Jesteś padnięty. Może... Odgrzeję ci obiad albo...

Alfa nie dał mi nawet dokończyć. Poprowadził mnie w stronę stołu i nawet odsunął mi krzesło. Usiadłem tylko dlatego, że byłem pewien, że sam by mnie posadził, gdybym stawiał opór. Następnie usiadł obok, ale krzesło zwrócił bardziej w moją stronę.

- Dobrze... Teraz mogę opowiedzieć, co się stało.

- Więc?

- Nie mogłem znaleźć stada. Najwyraźniej wszyscy przenieśli się dalej w głąb tundry. Musiałem przekroczyć most.

- Most?

- Jest dość daleko stąd. Rzeka jest tam rwista i znajduje się w wąwozie. Dlatego trzeba ją przekroczyć starym mostem. Ale to nieistotne. Gdy w końcu napotkałem zwiadowcę, potraktowano mnie dość... oschle. Dość długo czekałem na odpowiedź. W dodatku okazała się odmowna. Okazało się, że omega dowódcy stada także będzie wkrótce rodzić. To była jedyna akuszerka w stadzie. Ich przywódca nie pozwolił jej udać się ze mną. Próbowałem namówić zwiadowcę, by zaprowadził mnie do wioski, bym sam mógł porozmawiać z tym alfą, jednak nie zgodził się. Musiałem kontaktować się przez niego w roli pośrednika. W końcu udało mi się namówić ich, by przynajmniej wysłali uczennicę akuszerki. Obie nie były potrzebne przy jednym porodzie. Ten alfa chyba nie był zbyt zadowolony, ale w końcu zwiadowca przyprowadził młodą dziewczynę o imieniu Andrea. To ona ci pomoże, gdy już tu dotrze.

- Bałem się, że coś ci się stało.

- Tak myślałem, że się zamartwiasz. Ale już wszystko dobrze. Jestem tu.

Brunet złapał mnie za rękę i ścisnął ją lekko. Jego dłoń była ciepła i dużą w porównaniu do mojej. Mój alfa był przy mnie. Wręcz nie mogłem w to uwierzyć. Mój ukochany do mnie wrócił. Wszystko jakoś się ułożyło. Nie wiedziałem komu za to dziękować. Jednak byłem wdzięczny.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz