Rozdział II

4.3K 388 21
                                    

Z zamkniętymi oczami wsłuchiwałem się w odgłos młotka uderzającego w metalowe gwoździe. Rozkoszowałem się delikatnym przyjemnym wietrzykiem i ciepłymi promieniami słońca. Siedziałem na ławce i gładziłem sierść Mirry. To był ładny, letni dzień. Doskonały, by spędzić go na zewnątrz, nie robiąc kompletnie nic. Nasir nie podzielał mojego zdania i od dwóch godzin użerał się z dachem. Nie rozumiałem, po co to wszystko robił. Cztery miesiące spędził na powiększaniu naszego domu o ten jeden, nowy pokój. Biegał w tę i z powrotem do miasta po wszystkie potrzebne rzeczy. No i po tych paru miesiącach go kończył. W każdym razie nie uważam, byśmy go potrzebowali. No ale skoro już jest... może zrobię tam składzik.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że odgłos ucichł. Gdy otworzyłem oczy, mój alfa właśnie siadał obok mnie. Zdecydowanie za często się tak wyłączam. Kiedyś taką nieuwagę przypłacę pewnie życiem.

- Przerwa?

- Nie. Skończone.

- Przyszedłeś po pochwałę?

- Jak najbardziej.

Uśmiechnąłem się delikatnie, o czym wyjąłem dłoń z wilczej sierści i położyłem ją na głowie Nasira, po czym poczochrałem jego włosy.

- Grzeczny chłopiec.

Mirra pobiegł gdzieś sekundę po tym, jak przestałem go głaskać. No ale teraz miałem nowy obiekt do rozpieszczania. Oparłem się o Nasira i ułożyłem głowę na jego ramieniu. Pachniał tak ładnie i znajomo.

- Może powinniśmy się wybrać do miasta. Skoro mamy ten pokój to można by go zagospodarować. Szkoda by stał pusty albo stał się zwykłą graciarnią.

- Jeśli chcesz możemy któregoś dnia wybrać się do Norwitch.

- Jutro?

- Nie. Dopiero po pełni. Nie możemy ryzykować.

- ... Nie dostanę rui.

- Tego nie wiemy.

Wyczuwałem to specyficzne napięcie w tonie alfy. Pojawiało się w jego głosie za każdym razem, gdy poruszaliśmy ten temat. Prawda była taka, że obaj mieliśmy podobne obawy. Różnica była taka, że Nasir przyjmował optymistyczną wersję. Ja tą pesymistyczną... jednak próbowałem nie dać tego po sobie poznać. Już wystarczająco przeze mnie przeszedł. Jemu także jest trudno. Nie chcę, by jeszcze musiał znosić moje humory.

Jednak nie zmieniało to faktu, że podczas każdej kolejnej pełni czuję coraz większy strach. Moje ciało w pełni wyzdrowiało. Byłem silniejszy niż kiedykolwiek. Minęło sześć miesięcy odkąd wraz z Nasirem zostawiliśmy przeszłość za sobą. Minęło sześć pełni księżyca i wkrótce miała nadejść siódma. Każda wyglądała tak samo. Zwyczajnie. Mój wewnętrzny wilk był silniejszy. Jednak... nie miałem rui. Od ponad pół roku.

Nasir twierdzi, że to normalne. Że organizm musi w swoim tempie przywyknąć do nowego cyklu. Jednak miesiące mijały, a ja dostrzegałem, że z każdym z nich zaczyna coraz bardziej się martwić. Ukrywa to. Ciągle powtarza, że kwestią czasu jest, aż wszystko powróci do normy. Jednak to mój alfa. Wiem, co czuje. Obawia się. Najwyraźniej organizm przeciętnej omegi nie potrzebuje zazwyczaj aż tyle czasu.

Czasem mam ochotę zapytać go wprost... Jednak boję się, że wtedy ta magiczna bańka szczęścia, która nas otacza, zwyczajnie pryśnie. A my będziemy musieli zmierzyć się z okrutną rzeczywistością. Może... może ten postrzał wyrządził większe szkody, niż zakładaliśmy. Może jest jakiś inny powód tego, że moja ruja nie nadchodzi. Może... może ona już nigdy nie nadejdzie.

Udaję, że nie myślę o tym w niemal każdej chwili. Udaję, że wszystko jest w porządku a Nasir... albo mi wierzy, albo udaje, że tego nie widzi. Uśmiecham się i robię wszystko by nie przysporzyć mu więcej zmartwień. Nie chcę, by znów przeze mnie płakał. Nie chcę być znów tą słabą użalającą się nad sobą omegą.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz