- Puszczaj mnie!
Próbowałem się wyrwać, ale mężczyzna był silniejszy. Może gdybym był wypoczęty, dałbym radę. Teraz jednak nie zdołałem uniknąć ciosu i dostałem kolbą w twarz, co dość ostro ukróciło moje marne próby poharatania twarzy tego śmiecia.
Gdy leżałem na ziemi, a świat powoli przestawał wirować, mężczyzna obrócił mnie na plecy, wykręcił mi ręce i skuł je.
Sira zaczął płakać. Spojrzałem na moje maleństwa. Przez chwilę nie mogłem skupić wzroku. Wciąż czułem to uderzenia. W końcu jednak ujrzałem ich przerażone twarzyczki. Tulili się do siebie skuleni pod drzewem. Linadel patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a Sira płakał głośno i szukał wsparcia w starszym bracie.
Mężczyzna puścił mnie i zaczął zbliżać się do nich. Poczułem jak ogrania mnie panika. Tylko nie moje dzieci... Wszytko, tylko nie moje dzieci...
- Zostaw ich! Nie zbliżaj się do nich! Zabiję cię, jeśli ich tkniesz!
Mężczyzn zaśmiał się i złapał Sirę za ramię. Chłopiec zaczął krzyczeć z przerażenia, a na ten dźwięk całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Próbowałem wstać, ale to było ciężkie z rękoma skutymi z tyłu. Potknąłem się i upadłem.
Tymczasem mężczyzna oderwał Sirę od starszego brata, przez co Linadel także zaczął płakać. Ten sukinsyn podniósł moje dziecko, jakby było rzeczą i przyglądał mu się jak zwierzęciu na targu. Jakby oceniał, ile jest wart.
- Zabierz od niego te brudne łapy!
Zerwałem się z ziemi, ale gdy tylko się zbliżyłem, nim zdążyłem coś zrobić, mężczyzna wypuścił Sirę z rąk. Krzyknąłem, najpierw gdy zobaczyłem, jak upada na ziemię, a później drugi raz gdy mężczyzna uderzył mnie pięścią w twarz.
Boleśnie upadłem na ziemię, ale mogłem myśleć tylko o moim płaczącym dziecku. Łowca tymczasem podszedł do mnie i szturchnął butem moją głowę.
- Leżeć. Nie bój się. Nie skrzywdzę tych twoich szczeniaków. Są warte fortunę. Więcej od ciebie. Chociaż... jesteś jeszcze młody. Z ciebie też coś będzie.
Widziałem tylko ten jego drwiący uśmiech. Patrzył na mnie z góry, gdy ja bezbronny leżałem na ziemi.
- Ben!?
Mężczyzna spojrzał za siebie, gdy usłyszał inny męski głos. To musiał być drugi łowca. Ten, którego trafiłem strzałą.
- Chodź tu! Znalazłem tę sukę i jej młode.
Obróciłem się i nie myśląc zbytnio, co robię, ugryzłem go w nogę. Krzyknął głośno, a ja mocniej zacisnąłem zęby. Poczułem krew w ustach. Jej znajomy smak. Był jednak jakiś inny. Wyjątkowo intensywny. Krew nigdy nie miała aż tak bogatego smaku.
Nie puszczałem, mimo że próbował się uwolnić. Dopiero gdy kopnął mnie w brzuch, a ja przez chwilę walczyłem o oddech, udało mu się uwolnić.
- Kurwa! Jebany kundel!
Podniosłem się na kolana i warknąłem. Poczułem drażniący zapach strachu. Mężczyzna nagle chwycił za broń i wycelował we mnie. Chciałem coś wykrzyczeć, ale z moich ust wydobyło się kolejne warknięcie.
- No dalej! Przemień się! Ze skutymi rękami na pewno ci się uda! No dalej kundlu!
Bał się mnie. Byłem skuty i słaby, ale przez chwilę się mnie bał. Czułem, że moje paznokcie zmieniły się w pazury. Kły były jakby dłuższe niż dotąd. A wszystko wokół było bardziej intensywne. Wszystko. Kolory. Dźwięki. Zapachy. Zwłaszcza zapachy. Teraz czułem coś dziwnego. Oprócz znajomej woni moich młodych, lasu i ohydnych zapachów dwójki łowców, wiatr wiejący z północy przyniósł coś jeszcze.
CZYTASZ
Wataha [ABO]
FantasyKontynuacja opowiadania Samotny Wilk. Zapraszam do przeczytania części pierwszej. Jeśli masz ją już za sobą, serdecznie zapraszam do tego opowiadania. Kiedyś wilkołaki były realnym zagrożeniem. To one władały lasami. Niekiedy kryły się wśród ludzi...