Rozdział LXVIII

3.3K 374 24
                                    

- Naprawdę musicie już wyruszać?

Zana skinął głową i przewiesił przez ramię torbę z niezbędnym do podróży ekwipunkiem.

- Chcemy poinformować jak najwięcej stad i wracać do domu. Nasze rodziny czekają i także potrzebują ochrony. Ponadto nasz przywódca niecierpliwie czeka na wieści. A wasi starsi nie patrzą na nas zbyt przychylnie. Chwilowo nie macie przywódcy. Nic dziwnego, że nie chcą brać na siebie całej odpowiedzialności za nas. Jednak... Jeśli Nasir przejmie stado... Z chęcią kiedyś tu wrócimy.

- Wróćcie. Nasir przyjmie was z otwartymi ramionami.

- Przyniesiemy przyprawy i tkaniny. Z chęcią wymienimy się na wasze ciepłe futra i skóry.

- To świetny pomysł.

- Żegnaj Dyara. Wy też maluchy.

Zana poczochrał włosy chłopców i odszedł. Z Nasirem żegnał się wcześniej. Mój alfa był obecnie zajęty. Rozmawiał ze starszymi wilkami. To oni teraz utrzymywali porządek. Ciekawiło mnie, o czym z nimi rozmawia. Zwłaszcza że to oni kazali mu przyjść.

Zerknąłem w stronę domu Alfy. Raven był tam i lizał rany. Andrea robiła wszytko co w jej mocy, by alfa doszedł do siebie... i w końcu opuścił wioskę. O ile zostanie pokonany. Co na pewno się wydarzy. Tylko ona i dwóch zaufanych ludzi Ravena mogli tam wchodzić. Warren i jakiś beta, którego imienia nie pamiętam. Reszta się od niego odwróciła. Wrócą, jeśli wygra... jednak nie chcą wybierać stron, skoro wynik nie jest pewny.

Andrea twierdzi, że Raven jest uparty i będzie chciał walczyć, nim całkowicie wyzdrowieje. Według słów uzdrowicielki zapewne wyzwie Nasira za cztery może pięć dni. To dość... niezwykłe. Nie wiem, czy powinienem się cieszyć, czy niepokoić. Regeneracja Ravena musi być zatrważająca, skoro planuje dać sobie jedynie tydzień. Rany Nasira także szybko się goją... jednak chyba nie aż tak szybko. W moim przypadku ostatnimi czasy leczą się szybciej niż kiedyś... Jednak na pewno nie pozbierałbym się w tydzień, po czymś takim co mu zafundowałem.

Miałem nadzieję, że brawura i pycha Ravena go zgubią. Nasir zasługuje, by być przywódcą. Nigdy nie mówił, że tego pragnie... Jednak wydaje mi się, że będzie się spełniał w tej roli. Dorastał, patrząc, jak robi to jego ojciec.

Pozostawał jednak problem tego, co będzie ze mną. Z tego, co mówił Raven, wynika, że rola Luny ogranicza się do prania łachów swojego alfy, gotowania, sprzątania i rodzenia dzieci... co jest w zasadzie rolą każdej omegi. Przynajmniej... w teorii. Jednak z tego, co mówił Jaspar, wynika, że Luna ma jednak jakieś obowiązki względem stada.

Skoro Nasir był zajęty, postanowiłem co nieco się dowiedzieć. A przy okazji mógłbym odwiedzić Ascala. Dlatego udałem się do domu Jaspara.

Omega przywitał mnie serdecznie jak zawsze. Właśnie siedzieli z Ascalem i Noachem w głównej izbie. Wyszywali. Wszyscy. Ja nie byłem w tym zbyt dobry.

Noach zabrał chłopców do pokoju dziecięcego, by się z nimi pobawić. Obaj bardzo go lubili. Nie dziwię im się. Noach miał głos jak słowik i zdecydowanie lubił młodsze dzieci. Podejrzewam, że w głębi serca marzył o rodzeństwie. Usiadłem przy stole i z wdzięcznością przyjąłem od Jaspara kubek z kompotem.

- Dyara podać ci igłę i nici?

- Nie ja... nie wyszywam. Nie jestem w tym zbyt dobry. Nigdy nie uczyłem się takich rzeczy.

- Ależ z chęcią cię nauczymy!

- ... Może nie dzisiaj. Ale kiedyś, gdy wszystko się uspokoi, na pewno skorzystam z propozycji.

Przyjrzałem się Ascalowi. Chłopak siedział naprzeciwko mnie i powoli kończył już wyszywać. Musiałem przyznać, że miał doprawdy imponujące umiejętności.

Nie to jednak zwróciło moją uwagę. Przede wszystkim Ascal wyglądał... lepiej. Spokojniej. Wystarczyło kilka dni z dala od Ravena i chłopak jakby odżył. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, a w jego sarnich oczach nie było nawet odrobiny lęku.

- Ascal jak się czujesz?

- Ja? Hmmm... Cóż... Dobrze. Tak myślę. Jaspar jest bardzo miły, dając nam tu schronienie.

- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tego... tego wszystkiego.

- Nie. Już mówiłem... jestem ci wdzięczny. Boję się tylko o Nasira.

- Ja też. Jednak na pewno... Na pewno da radę.

- Tak. A wtedy...

Ascal zawahał się i lekko zmarkotniał. No tak. On nie jest zbyt pewien własnego losu. Nie ważne kto przejmie władzę. Wiele się w jego życiu zmieni.

- Gdy Nasir przejmie stado będziesz mógł z nami zamieszkać. Dom Alfy jest duży.

- Ale... Ja nie mogę. Będę omegą poprzedniego przywódcy. Gdy Raven przegra stracę prawa...

- Będziesz mile widziany w naszym domu. Będziesz mógł zostać tak długo, aż staniesz na swoim. A z tym nie musisz się spieszyć. Martw się tylko o to, by Nasir pokonał Ravena.

- Na pewno go pokona. Raven jest słabszy niż kiedyś.

- To znaczy?

- Fizycznie nadal jest silny, ale... byłem przy nim w jego najgorszych momentach. Gdy wpada w złość, traci kontrolę. Wtedy... nie myśli trzeźwo. Nasir jest bystry więc... na pewno to wykorzysta.

- ... Uspokoiłeś mnie nieco. Nasir mówił coś podobnego.

- Widzisz. Na pewno mu się uda.

- ... Mam do was pytanie. Czym jest Luna? Czy to tylko partner przywódcy?

Jaspar zamyślił się chwilę, nim odpowiedział.

- To zależy od Alfy. Czasami tylko on ma władzę, a Luna w takich wypadkach jest tylko zwykłą omegą. Oczywiście nadal jest nazywana Luną i cieszy się naszym szacunkiem. W niektórych stadach Luny mają nieco więcej... swobody. Doradzają swojemu alfie, niekiedy nawet przejmują część obowiązków. Często są pośrednikiem pomiędzy omegami i kobietami a Alfą. Raven ograniczył rolę Ascala i Seny do minimum. Jego matka za młodu wysłuchiwała nas i doradzała Linadelowi, ale po jego śmierci odsunęła się w cień. Nie ingerowała we władzę syna. Jak mówiłem, wszystko zależy od Alfy. Luna może być nikim lub wręcz przeciwnie mieć wiele do powiedzenia w sprawie stada. Zawsze będzie stać za Alfą, ale może być jego podporą lub zwykłą ozdobą u boku. Ty Dyara jesteś bardzo... Jakby to ująć... krnąbrny. Przydałaby nam się taka Luna. Razem z Nasirem na pewno rządzilibyście uczciwie.

- Cóż... Na pewno nie dałbym się zamknąć w kuchni... Bez urazy Ascal.

Chłopak zamrugał zaskoczony i uśmiechnął się szeroko.

- Lubię siedzieć w kuchni. Jest ciepło i ładnie pachnie.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz