Rozdział VII

4.1K 381 14
                                    

Dwa miesiące później

Tak naprawdę nie miałem wielkich nadziei. Zacząłem już przyzwyczajać się, że życie rzuca mi kłody pod nogi. Dlatego nie minęły trzy dni, a mój początkowy entuzjazm zniknął. Owszem cieszyłem się, że najwyraźniej moja ruja powróciła. To oznacza, że przynajmniej moje ciało zaczęło funkcjonować w miarę normalnie. Oczywiście nie był to podręcznikowy przykład rui, ale przynajmniej coś się wydarzyło. To powód do radości. W końcu może wszystko będzie na powrót... normalne.

Ponadto... Nasir zachowywał się trochę bardziej... naturalnie. Tak. To dobre słowo. Najwyraźniej on też martwił się bardziej, niż to pokazywał. Pomijając już problem potencjalnego braku potomstwa sam fakt, że coś z moim ciałem było nie do końca w porządku, był niepokojący. Teraz chyba wszystko wróci do normy. A przynajmniej miałem taką nadzieję.

Mijały dni, które zmieniały się w tygodnie a Nasir nie wspominał o dziecku. Wydawał się raczej spokojny co i na mnie działało jak najbardziej pozytywnie. Z czasem bowiem pojawił się niepokój o to, co przyniesie przyszłość. Gdy jednak Nasir znajdował się obok, obejmował mnie delikatnie czy po prostu uśmiechał się do mnie, wszystkie mroczne myśli znikały. Skoro on się nie martwił to chyba i ja nie miałem do tego powodu.

W końcu nadeszła kolejna pełnia, która przebiegła zwyczajnie. Nie wiedziałem, jak powinienem się z tym czuć jednak ostatecznie po prostu... spędziłem ją miło w ramionach mojego alfy. Stwierdziłem bowiem że zamartwianie się i użalanie nad sobą zbytnio nie pomoże. Następna minęła tak samo. Teoretycznie kolejna oznaczała już ruję więc mogliśmy spróbować ponownie.

Niemniej trochę o tym myślałem. Nie mogłem tego powstrzymać. A Nasir jakoś zawsze potrafił wyczuć, kiedy zaprzątam sobie głowę niepotrzebnymi myślami. Nie inaczej było teraz.

Leżałem z głową na jego piersi, a on delikatnie przeczesywał dłonią moje włosy. To była miła chwila. Obaj byliśmy kompletnie nadzy, skryci pod kołdrą, gdyż było na tyle ciepło, że nie musieliśmy przejmować się ubraniami. Rozkoszowałem się ciepłem jego ciała, jego zapachem i dotykiem. A jednak ponownie zacząłem się zastanawiać nad przyszłością. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem się skupić na tym, co działo się tu i teraz. Leżałem u boku mojego alfy w naszej wspólnej sypialni. Jeszcze chwilę temu trzymał mnie w swoich ramionach, gdy obaj byliśmy upojeni słabnącym już zewem księżyca.

Pełnia już się skończyła. Księżyc oddziałuje na nas przez trzy dni... rzadko kiedy dłużej jednak zdarzały się takie sytuacje. Lubiłem te dni. Pozwalałem sobie wtedy na więcej. Nie kontrolowałem się tak bardzo. Pozwalałem tej wilczej części trochę porządzić. Teraz jednak na powrót stery przejął zdrowy rozsądek i wcale nie wychodziło mi to na dobre. Nasir dość szybko wyczuł moją zmianę nastroju.

- O czym znów rozmyśla mój Dyara?

- ... O tym, że ta pełnia była zwyczajna.

- Przez to rozczarowanie, które wyczuwam w twoim głosie, zaraz zacznę myśleć sobie, że nie byłem w stanie ci dogodzić.

Uśmiechnąłem się w odpowiedzi na jego zaczepkę.

- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi.

Zdecydowanie nie o to. Co prawda nie byłem nigdy z innym mężczyzną, ale byłem pewien, że nikt inny by mi tak nie dogodził. Miałem wrażenie, że Nasir znał już moje ciało lepiej niż ja sam.

- Niech Dyara się nie martwi.

- Jednak... to trochę dołujące nie uważasz? To będzie już któraś z kolei nieudana próba.

- Po pierwsze... jeszcze nic nie wiadomo. Po drugie... może to wcale nie jest coś złego.

- Jak to nie? Chcesz mieć dzieci więc gdzie w tym wszystkim jakieś pozytywy?

- Myślałem o tym.

- Myślałeś?

Alfa zaśmiał się lekko i poczochrał moje włosy.

- Tak. Dużo myślałem. Matka Natura wie co dla nas najlepsze. Wie co najlepsze dla Dyary. Pomyślałem, że... to samolubne z mojej strony. To wszystko, co robię. Naciskam na ciebie. A może... Nie. Na pewno nie powinienem.

- To moja decyzja. Nie robię tego dlatego, że ty tak chcesz. Ja też tego chcę.

- Wiem. Jednak... gdybym tyle o tym nie mówił, może nie przejmowałbyś się tym tak bardzo. Ja od wielu lat pragnąłem rodziny. Pragnąłem odnaleźć moją omegę... mojego Dyarę... i założyć rodzinę. Jednak Dyara dopiero od niedawna tego pragnie. Dopiero od niedawna wiesz, kim jesteś. Poza tym... jesteś jeszcze bardzo młody. Może powinniśmy z tym jeszcze poczekać.

- Jestem dorosły.

- Ale młody. Zaledwie dziewiętnaście wiosen... to niewiele. My żyjemy dłużej od ludzi. Dożywamy nawet stu lat i przez większość tego czasu jesteśmy dobrego zdrowia. Możemy poczekać. Zostać rodzicami za rok... za pięć lat... za dziesięć. Może niech Dyara najpierw... nacieszy się młodością.

- ... Mówisz jak stary dziad.

- Jestem starszy. Znacznie starszy. Gdy Dyara się urodził, ja już łapałem króliki. W wieku dziewiętnastu lat dopiero zacząłem myśleć o rodzinie. A później kilka kolejnych spędziłem na... robieniu różnych rzeczy.

- Czy te różne rzeczy miały imiona?

- Jeśli miały to już ich nie pamiętam. Zapomniałem je wszystkie w chwili, gdy poznałem twoje.

Uśmiechnąłem się zadowolony z odpowiedzi. Nie przeszkadzało mi to, że Nasir miał w przeszłości innych mężczyzn czy kobiety. Byłem całkowicie pewny jego uczuć do mnie.

- Więc... mówisz, że ja też powinienem najpierw skosztować różnych 'rzeczy'?

- Chodziło mi raczej o podróże... jakieś zainteresowania... Może łowienie ryb?

- Więc nic, co posiada imiona?

Nasir w odpowiedzi złapał mnie i jednym ruchem wciągnął na siebie tak, że teraz leżałem na nim i wpatrywałem się w jego złote oczęta i mocno zmarszczone brwi.

- Jestem bardzo terytorialny.

- Spokojnie... Nasir jest jedynym mężczyzną, który jest wart mojej uwagi.

Pocałowałem go delikatnie w usta i gdy ponownie spojrzałem mu w oczy, uśmiechał się do mnie delikatnie, a po chwili wziął moją twarz w swoje ciepłe, duże dłonie.

- Nie martw się o nic najdroższy. Będę szczęśliwy tak długo, jak ty będziesz się uśmiechał. Tylko tego chcę. Twojego szczęścia.

- ...

- Teraz powinieneś ze mnie zażartować.

Alfa uśmiechnął się szerzej, a w jego oczach zabłysły figlarne iskierki. Po chwili jednak zgasły tak jak i jego uśmiech.

- Dyara kochany... dlaczego płaczesz?

Delikatnie otarł łzę, która spłynęła po moim policzku. Nie chciałem płakać, ale łzy powoli płynęły, a ciało drżało. Nasir spoglądał na mnie z niezrozumieniem i zmartwieniem wymalowanych w złotych oczach.

- Najdroższy?

- ... Nie chcę... nie chcę tylko od ciebie brać... - Słowa wypowiadałem trudem, a kolejne łzy spływały po mojej twarzy. Próbowałem powstrzymać drżenie głosu, próbowałem sprawić, by nie brzmiał tak słabo i płaczliwie, ale to były nieudolne próby. - ... Chcę... chcę dać ci dziecko... dać ci rodzinę...

Z moich ust wyrwał się szloch. Nasir przyciągnął mnie do siebie i mocno objął. Trzymał mnie tak, dopóki się nie uspokoiłem. Nie wiem, ile czasu minęło, nim spadła ostatnia łza a moje ciało przestało drżeć. Głaskał mnie po głowie, zanurzał swoje palce w moich włosach. To było... kojące.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz