Rozdział XXXII

3.4K 353 69
                                    

Dzień zaczął się bardzo przyjemnie. Jak zresztą wszystkie dni od dłuższego czasu. Obudziłem się w ramionach mojego alfy. Co więcej, obudziły mnie pewne dwa małe skrzaciki. Czasem zostawiamy uchylone drzwi, aby mogli bez problemu wyjść ze swojego pokoju, gdy się obudzą. Tak było dzisiaj. Przydreptali do nas i wspięli się na łóżko po czym... no cóż... na nas. Nie była to najdelikatniejsza pobudka niemniej bardzo radosna.

Przez chwilę leżeli z nami, jednak w końcu musieliśmy wstać. Obiecałem im coś słodkiego i musiałem wziąć się do roboty. Na początek jednak przygotowałem proste śniadanie, które wspólnie zjedliśmy. Następnie ubrałem ciepło moje maluszki i pożegnałem ich, gdy wyszli ze swoim ojcem.

Oficjalnie są z nami już dwa lata. To były najpiękniejsze dwa lata w moim życiu. Uświadomiłem sobie, że jestem już dorosły, co więcej czuję się... Spełniony. Mam dzieci. Partnera na całe życie. Dom. Nie wiedziałem nawet, jak bardzo o tym marzyłem.

Nasir zabrał maluchy do lasu na spacer. Zamierzał zaprowadzić ich aż nad rzekę. Wczoraj opowiadał mi o tym, co będzie z nimi robił. Wydawał się podekscytowany. Chciał pokazać im zwierzęce nory i ślady, a także inne ukryte uroki lasu. Podejrzewam, że byli jeszcze odrobinę za mali by to wszystko w pełni zrozumieć, ale na pewno będą ciekawi.

Gdy moich alf nie było w domu, posprzątałem trochę i zabrałem się za pieczenie. Obiecałem moim maluszkom coś słodkiego. Nie byłem najlepszym kucharzem, nie mówiąc już o pieczeniu... ale mojej rodzinie chyba smakowało. Tylko to się liczy.

Gdy po kilku godzinach wrócili, byli padnięci. No, a przynajmniej moje dzieci były padnięte.

- Nasir coś ty im zrobił?

Zaśmiałem się lekko, gdy zobaczyłem, jak Sira wchodzi do domu czerwoniutki od zimna, po czym kładzie się na podłodze... i nie wstaje.

- Przesadzają. Prawie całą drogę powrotną ich niosłem.

- Wymęczyłeś mi dzieci.

- Powinieneś być wdzięczny. Teraz będą spokojni. Patrz tylko. Sira nie rusza się już od minuty.

Rzeczywiście chłopiec dalej leżał na ziemi i odzyskiwał energię. Linadel przynajmniej usiadł na krześle.

- Może i masz rację. W każdym razie założę się, że jak dam im trochę słodkich ciastek i mleka z miodem to natychmiast odzyskają energię.

- Och nie wątpię w to.

Nasir podniósł młodszego syna z podłogi i posadził go na krześle, po czym pomógł obu się rozebrać. Ja przez ten czas postawiłem na stole talerz z ciastkami i dwa kubki z ciepłym mlekiem. Chłopcy już na sam ten widok odzyskali nieco wigoru.

- Najpierw umyjcie rączki.

Obyło się bez kłótni. Wydaje mi się, że skończył się już ich etap buntu. Grzecznie poszli do misy z wodą, która stała tam w tym celu i umyli rączki. Wiele rzeczy potrafili już robić sami. Nie musieliśmy im pomagać. Wystarczyło powiedzieć, co mają zrobić.

Gdy na powrót usiedli na krzesłach, spojrzeli na mnie wyczekująco, a ja skinąłem głową. Błyskawicznie sięgnęli po ciastka i zaczęli się nimi zajadać. Gdy to robili, Nasir wyszedł na chwilę, ale szybko wrócił z niespodzianką w rękach.

Kupił ten prezent, gdy wybrał się do Norwitch dwa tygodnie temu. Nie był zbyt drogi, ale też na pewno nie tani. W każdym razie zdecydowanie wart swojej ceny, bo był dobrze zrobiony. Nie spodziewałem się tego po Nasirze i byłem naprawdę mile zaskoczony jego zakupem. Sam pewnie bez wahania bym go kupił.

To był pluszowy wilk. Dość spory. Wysoki na około trzydzieści centymetrów. Z błyszczącymi guzikami jako oczy i z puchatym ogonem. Gdy chłopcy go zobaczyli, byli zachwyceni. Nie musieliśmy się martwić o to, że jest tylko jeden. Wszystkim zawsze się dzielili i nie przeszkadzało im to.

Przez chwilę oglądali nową zabawkę, nim wrócili do ciastek i mleka. Gdy skończyli, poszli do pokoju bawić się nowym pluszakiem. Słyszeliśmy ich dziecięce rozmowy, które średnio rozumieliśmy oraz głośny śmiech. Wpuściliśmy do środka Yurel, by miała na nich oko i była dla nich towarzyszem zabaw a sami usiedliśmy przy stole. Usłyszałem jeszcze, jak Sira tłumaczył Yurel, że dostał od taty wilka.

Odetchnąłem głęboko i sam napiłem się ciepłego mleka. Nasir siedział naprzeciwko i w pewnym momencie złapał mnie za rękę, którą trzymałem na stole. Uśmiechnąłem się, gdy splótł nasze palce.

- Dyara chyba ma dobry humor.

- Ostatnio ciągle mam dobry humor. Nie mam powodów, by czuć się źle.

- ... Tak. Ja też czuję się świetnie. Dzisiaj pokazałem chłopcom ślady lisa, a później znaleźliśmy jego norę. Bardzo im się podobało, zwłaszcza że udało im się nawet go zobaczyć.

- Tylko nie myśl sobie, że będziesz ich zabierał na polowania.

- Jeszcze nie. Ale za parę lat. Ja miałem chyba sześć, gdy nauczyłem się tropić... ale dopiero w wieku ośmiu upolowałem pierwszą zdobycz. To był jakiś stary zając... ale byłem bardzo z siebie dumny.

- Jeszcze trochę na to poczekasz. Nasi chłopcy mają dopiero dwie wiosny.

- Tak... ale to nie znaczy, że nie mogę pokazywać im śladów zwierząt i opowiadać im o polowaniu.

- Oczywiście. Zwłaszcza że to lubią.

- O tak. Wybiegali się po wsze czasy. Będą dzisiaj spali jak niedźwiadki.

- Padną pewnie zaraz po zachodzie słońca. Jak tylko zrobi się ciemno, pewnie sami pójdą do łóżka. Albo zasną na podłodze jak ostatnio.

- Prawie się o nich potknąłem.

- Nasir byłbym szczęśliwy, gdybyś jednak nie rozdeptał moich dzieci.

- Powiedziałem, że PRAWIE się o nich potknąłem.

- No tak. To wiele zmienia.

Zaśmiałem się i pstryknąłem mojego alfę w nos. Musiałem mocno się nachylić, bo siedział po drugiej stronie stołu, ale nawet nie drgnął, mimo że wiedział, co go czeka. Sam zaśmiał się, gdy odczuł ten pstryczek.

- Okropna omega.

- Przygłupi alfa.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też.

- ... Niedługo nas stąd zabiorę. Sporo o tym myślałem. Znajdziemy jakieś stado. Dzięki temu będziemy mogli osiedlić się na stałe i będziemy w pełni bezpieczni. Niczego nam nie zabraknie, a chłopcy poznają inne dzieci.

- Tak... Czemu by nie.

- Może... Może latem. Gdy droga będzie łatwiejsza i przyjemniejsza. Chłopcy są jeszcze mali, ale im młodsi będą, tym łatwiej będzie im się przystosować. Stada są jak duże rodziny. Omegi przyjmą cię jak nowego brata. Zobaczysz. Już nie musimy się bać o to jak na nas zareagują.

- Myślę, że to dobry pomysł. Zróbmy to. Będę tęsknić za tym miejscem, ale... tak chyba będzie lepiej. Chłopcy w końcu będą chcieli znaleźć przyjaciół... Gdy byliśmy tylko we dwóch, nie potrzebowaliśmy nikogo, ale oni... Oni powinni znaleźć przyjaciół, poznać rówieśników... wychować się tak jak wszystkie wilki... W stadzie.

Nasir uśmiechnął się, po czym uniósł moją dłoń do ust i ucałował ja delikatnie. Kocham mojego alfę. Kocham go nad życie.

Wataha [ABO]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz