Rozdział 13. Polegli

157 11 4
                                    


- Mówiłam nie rób afery.- odparła McGonagall gdy tylko weszłam do swojego gabinetu.- Kochanie ja wiem, że po powrocie chciałaś mieć wszystkich blisko, ale tak się nie da. Sama kiedyś stwierdziłaś, że ciężko jest od tak wrócić do czyjegoś życia.- kobieta siedziała na fotelu, a w dłoniach trzymała zaparzoną wcześniej herbatę.

- Ja już nic nie wiem. Oczekiwałam otwartości, a coraz bardziej mam wrażenie, że ludzie się mnie boją.- usiadłam w swoim fotelu i schowałam twarz w dłoniach.

- Pamiętaj. Powrót jest dalej aktualny.- powiedziała Minerwa i wyszła zabierając swój płaszcz.

W głowie miałam mętlik. Czy ruszyć z powrotem tam gdzie coś się działo? Czy jednak zostać na miejscu i rządzić Ministerstwem.

Szkoła kojarzyła mi się z wieloma ludźmi, których już nie ma. Nie wiem czy będę wstanie wrócić tam gdzie popełniłam największy błąd na świecie. Zazwyczaj gdy podejmuje decyzje plan mam w głowie, jednakże czy oduczyłam się szybkiego reagowania? Nie możliwe, że biuro mnie tak zmieniło.

Chwyciłam swoją różdżkę i obróciłam ją trzykrotnie. Tym sposobem uruchomiłam kamień wskrzeszenia. Przed mną w fotelu pojawił się Severus. Uśmiechnęłam się delikatnie.

- Miło cię znów widzieć.- powiedział obserwując wszystko dookoła.

Już kiedyś użyłam tego kamienia. Właściwie to na samym początku mojej wycieczki. Wreszcie zobaczyłam moją matkę i pożegnałam się z poległymi w bitwie o Hogwart.

- Wyrosłaś.- uśmiechnął się Snape.- Ścięłaś włosy?

- Nie o tym teraz chcę rozmawiać.- przerwałam mu.

- Ja wiem doskonale co cię zadręcza. Potrzebujesz kogoś kto podejmie za ciebie tą decyzję?- zapytał delikatnie się pochylając.

- Niekoniecznie podejmie... a doradzi.- odparłam i zgłębiłam się w siedzeniu fotela.

- Nie chcę ci tu matkować, ale czyż nie powinnaś się zająć chorobą?- zapytał, a mnie zadziwiał fakt, że umarli tak dobrze wiedzą co dzieje się w świecie żywych.

- Wiemy doskonale co się dzieje.- usłyszałam głos za plecami przez co podskoczyłam. Duchem okazał się Dumbledore.

- Nie ciebie wzywałam...

- Nie ty o tym decydujesz.- uśmiechnął się życzliwie Albus.- Zdejmij te rękawiczki.- pokiwałam zawiedziona głową i zsunęłam odzienie z palców.

- Jest jeszcze gorzej niż myślałem.- odparł Severus pochylając się delikatnie.

- Nie ważne.- stwierdziłam, że z powrotem zakryje moją zimną martwą dłoń.- Wracając do tematu...

- Dlaczego właściwie nie przyjmiesz propozycji Minerwy?- zapytał Dumbledor oglądając książki.

- Tam się wszystko zaczęło i... będę czuła się dość nie zręcznie. Nie zapominając jeszcze...

- Czemu ciągle porównujesz się do Voldemorta?- przerwał mi Snape.- Nie jesteś do niego podobna, a to, że jesteś jego córką nie świadczy o tobie...

- Sama kiedyś mówiłaś, że sama piszesz swoją historię, a historia twoich rodziców ci w niczym nie przeszkadza.- wzruszył ramionami Albus.

- No dobrze... mówiłam tak, ale...

- Ale twój mózg się nie zmienia... mądralo.- znikąd pojawił się Syriusz.- Pomyśl jak uczniowie będą się cieszyć.

- Musze przyznać Black' owi racje.- odparł z bólem Severus.- Jeżeli wahasz się to pomyśl o tych dzieciach. Z resztą sama kiedyś nim byłaś i wiesz jaka to „świetna zabawa"...- zrobił cudzysłów w powietrzu.- ...doświadczać czegoś nowego...

- A ty dla uczniów będziesz nowością.- o biurko oparł się Dumbledore.- Odpocznij od papierów. Zrób sobie urlop z przyjaciółmi.

- Gdyby to było takie proste.- prychnęłam i oparłam się o dłoń.

- Stałaś bez wzruszenia przed więźniem Azkabanu...- na po mojej prawej pojawił się Lupin.- Bez ryzyka nie ma zabawy.

- Ja wiem, że wy wszyscy pamiętacie małą dziewczynkę, której wszędzie było pełno, ale jednak to się zmieniło.- oparłam się o krzesło.

- Raveno został ci może rok życia. Jeśli chcesz to marnuj go za biurkiem, a jeśli nie to dowiedz się co czeka cię gdzieś tam...- po słowach Snape' a każdy z umarłych zniknął. Jednak Severus wie jak grać mi na umyśle.

Gdy zostałam sama w pokoju z powrotem zdjęłam rękawiczkę. Zaczęłam przyglądać się sinej pomarszczonej dłoni. Wyglądała na martwą. Cała ta "choroba" zaczęła się od środka dłoni. Raz była sina plama, a raz jej nie było. Za to gdy zostałam ułaskawiona całe śródręcze zalał kolor fioletowo-zielony. Czytałam w wielu księgach co może mi być jednakże nigdzie nie znalazłam lekarstwa.

- A ty co myślisz?- spytałam kota, gdy zakryłam swoją dłoń. Duch wskoczył na mnie i łapką dotknął mojej klatki piersiowej. Zaśmiałam się delikatnie.- A więc Hogwart...

Zabijać siebie od środkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz