Rozdział 16. Most

140 8 0
                                    


Perspektywa Raveny:

- Jak mi poszło?- spytałam Minerwy gdy usiadłam na swoim miejscu przy stole.

- Lepiej niż sobie to wyobrażałam.- uśmiechnęła się McGonagall. Widać było po niej, że chce coś jeszcze powiedzieć.

- Miło Panią znowu widzieć.- po mojej lewej stronie usłyszałam Flitwika. Uścisnęłam z nim dłoń.

- Pana również.- odparłam ciepło.- Co u pana słychać?

- Bardzo dobrze. Brakuje mi tylko takiej małej psotnicy w Rawenclaw. Wszyscy grzeczni.- zaśmiałam się wraz z profesorem.

- Już nie zamierzam sprawiać problemów.- po wymianie zdań z Filiusem spostrzegłam, że Malfoy uważnie słucha tego co mówię.

- Tak też mi się wydaje.- kontynuował rozweselony profesor.- Smacznego.- odparł nakładając sobie na talerz udko kurczaka. Kiwnęłam głową i popatrzyłam na uczniów.

Przyszłe pokolenia... To w ich rękach będą dalsze losy czarodziejów. Mam nadzieje, że od czasu mojej nauki nic tu się nie zmieniło. Na szczęście te dzieci nie musiały żyć w tamtych czasach. Przynajmniej część z nich...

- Ykhym...- z zamyśleń wyrwała mnie McGonagall.- Patrzysz na nich już kawał czasu co się dzieje?

- Wspominam.- odparłam spoglądając na kobietę.- Brakowało mi tego.- wsunęłam się w fotel.

- Czego dokładnie?- uniosła brew Minerwa.

- Powiewu niewiadomej. Gdy przyjeżdżałam do szkoły czekałam co mnie zaskoczy, a teraz czuje to samo. Jednak jest coś jeszcze...- schowałam swoje dłonie pod stół.

- O co chodzi moja droga?- zmarszczyła brwi McGonagall.

- To... stres.- odparłam nerwowo.- Zapewne mi przejdzie.

- Ty i stres?- zaśmiała się.- Nie chodzicie razem w parze. Dziewczynka, a teraz kobieta jaką znam niczego się nie bała.

- Bałam się siebie.- pomyślałam.

- Stawałaś na głowie, aby wykonać postawione cele.- kobieta zbliżyła się do mnie i patrzyła mi głęboko w oczy.- Nigdy się nie poddawałaś, a teraz czuje od ciebie błogą ulgę. Na co czekasz?

- Na śmierć.- dopowiedziałam sobie w myślach.- Aż się tu zadomowię.- odparłam radośnie.

- To skoro aż tak się niecierpliwisz to przyszła pora na odprawienie uczniów.- kobieta wskazała dłonią na mównicę.

Wstałam i przeszłam wzdłuż stołu. Właściwie to gdy tylko drgnęłam wszyscy uczniowie ucichli i się w mnie wpatrywali.

- Mam nadzieje, że smakował wam posiłek. Teraz proszę aby Prefekci odprowadzili pierwszorocznych do ich dormitoriów. Każdemu z was życzę dobrze przespanej nocy. Wypoczywajcie na jutrzejszy dzień nauki.- skinęłam głową, a uczniowie zaczęli klaskać.

Przy mojej nodze stał Duch. Stwierdziłam, że muszę się przewietrzyć ruszyłam do wyjścia wraz z kotem.

Na dworze było mroźnie. Lekko przebiegły mnie dreszcze jednak nie chciałam się ruszać z błoni. Księżyc pięknie mienił się tej nocy, a gwiazdy jasno lśniły.

Gdy tak stałam myślałam czy zacząć się już z każdym żegnać czy podjąć walkę z chorobą. Co prawda nie wiem co to za paskudztwo, ale znam pewnych dwóch dyrektorów, których portrety są w moim gabinecie. Niby Krukonka, a tutaj ciepła klucha, która nie ma pojęcia co zrobić.

Zabijać siebie od środkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz