Rozdział 11. Śmierć żeruje

158 10 0
                                    




Perspektywa Raveny:

Już dwa lata siedzę w ministerstwie i po wyskoku Astorii Malfoy nic dziwnego się nie działo. Życie stało się dla mnie rutyną.

Gdy jeszcze chodziłam do szkoły to z każdym rokiem działo się coś ciekawego. Gdy chciałam spełnić życzenie Kingsley' a nie pomyślałam, że siedzenie za biurkiem jest nie dla mnie. Oczywiście jestem zapraszana na przeróżne uroczystości, ale brakuje mi adrenaliny.

Przez ten rok poznałam nowych ludzi, którzy zostali przyjęci do Ministerstwa. W szczególności zaprzyjaźniłem się z szefem departamentu Aurorów. Brus Wolf był to wysoki mężczyzna z długimi, brązowymi, kręconymi włosami i niebieskimi oczami. Mężczyzna był pozytywnie kopnięty co przyciągało mnie, kiedy spędzałam z nim czas nie było mowy o nudzie.

Dziś rano byłam umówiona na śniadanie u Weasley' ów. Prócz ryżej rodzinki będzie Harry i Hermiona. Nie mogę się doczekać tego posiłku. Będzie tak jak za starych wakacyjnych czasów.

Kiedy się oporządziłam i ubrałam, wraz z moim kotem ruszyłam w stronę kominka. Spojrzałam na mojego zwierzaka i wzięłam go na ręce.

- Nora.- zielony płomień owiał moje ciało i nim się spostrzegłam stałam w dobrze znanym mi salonie, który był odnowiony.

- O! Kochana moja!- powitała mnie Molly z wielkim uśmiechem na ustach i przytuliła do swojej piersi.

- Molly to już nie mała dziewczynka.- za panią domu wyrósł jej mąż.- Pani Minister.- podał mi dłoń, którą przyjęłam z uśmiecham na ustach.- Chodź wszyscy już są.

Gdy weszłam do jadalni od razu zobaczyłam moich przyjaciół, Ginny i George' a. Każdy z nich miał na talerzu ogromną porcję, którą zapewne nałożyła im Molly.

- Dzień dobry.- powiedziałam z uśmiecham na ustach. Wszyscy odpowiedzieli mi chórem.

- Usiądź tu kochanie. Zaraz ci coś nałożę.- odparła matka Rona i odsunęła mi krzesło. Mój kot w tym czasie zdążył się rozgościć na kominku.

- Co słychać w Ministerstwie?- zapytała się mnie Ginny, która nalewała sobie soku pomarańczowego.

- Nic nowego. Papiery, papiery i ponownie papiery.- przewróciłam oczami i obserwowałam jak mama Rona nakłada mi porządną porcję jajecznicy.

- Tyle wystarczy moja droga?- zapytała się mnie kobieta.

- Ta...- przerwano mi.

- Mamo dołóż jej jeszcze, ponieważ ona to sama skóra i kości.- powiedział Ron mając w buzi kawałek chleba.

- Tyle wystarcz.- powiedziałam groźnie spoglądając na rudowłosego.- Dziękuje.- dodałam w stronę uradowanej kobiety.- Jeśli chodzi o Ministerstwo...- zaczęłam grzebiąc w talerzu widelcem.- To szkoda, że ty i Hermiona nie pracujecie z mną.- odparłam w stronę Rona.

A tak. Od roku Ron i Hermiona pracują w Hogwarcie. Mężczyzna zajął posadę pani Hooch, która odeszła na emeryturę, a moja przyjaciółka dostała posadę jako nauczycielka mugoloznawstwa.

- Wiesz dobrze jak kocham tą szkołę. Gdy przyszła do mnie McGonagall nie mogłam odmówić.- powiedziała Hermiona.

- Skończmy rozmawiać o pracy. Jest miły ranek, a wy ciągle tylko o jednym.- powiedziała Molly podkładając mi pod nos chleb.- Trójka moich dzieci wyszła za mąż, a co z tobą kochana?- kobieta spojrzała na mnie, a ja zakrztusiłam się chlebem. George poklepał mnie po plecach.

- Ale ja...- ponownie mi przerwano.

- Może i nie jesteś moją rodzoną córką, ale traktuję cię tak. O dzieciach już nie wspomnę.- uśmiechnęła się Molly.

- Mamo żeby mieć dzieci, trzeba najpierw znaleźć faceta.- odparł z cwanym uśmiechem George, a ja kopnęłam go pod stołem.

- Niby dorośli, a jednak dzieci.- zaśmiał się Artur, na widok mojej przepychanki z jego synem.

- Dlaczego właściwie nie ma Angeliny?- zapytałam patrząc na brata Rona.

- Musiała lecieć do pracy.- przewrócił oczami George.

- Może przynajmniej chrzestną zostanę.- spojrzałam na Ginny, która ukrywała pewien sekret. Dziewczyna zakrztusiła się sokiem, a ja zwycięsko wzięłam do ust kawałek jajecznicy.- Wyborna.- powiedziałam w stronę Molly.

Zgiełk przerwał dźwięk drapania o drzwi. Pan Artur wstał z miejsca i otworzył drzwi do werandy. Do pomieszczenia wszedł patronus wilk.

- Tu też mnie znaleźli.- złapałam się za głowę, a po paru sekundach w kominku stanął Brus Wolf.

- Dzień dobry wszystkim.- odparł pogodnie brunet.- Niestety muszę porwać Panią Minister.

- No dobrze.- Molly trochę zrzedła mina jednak po chwili z powrotem wstąpił na jej usta uśmiech.- Zajrzyj do nas jak będziesz mieć chwilę.- powiedziała gdy wstawałam od stołu.

- Z przyjemnością.- uśmiechnęłam się i złapałam mojego kota.- Do mojego gabinetu.- powiedziałam do mężczyzny i zniknęłam w płomieniach.

- Przepraszam, że przeszkodziłem ci w rodzinnym śniadaniu.- odparł Brus gdy tylko wyszedł z kominka, w ręce przeglądał jakieś papiery, których wcześniej nie zauważyłam.- Chciałem powiedzieć, że Malfoy nie przyszedł do pracy.

- Co proszę? Dlatego przerwałeś mi śniadanie?- zmarszczyłam brwi. Draconowi zależało na tej pracy dziwie się, że nie przyszedł.- Wiadomo dlaczego?

- Przeczytaj.- Wolf podał mi Proroka Codziennego.

„Śmierć nie jest przyjemna dla nikogo, a dziś rodzina Malfoy i Greengrass będą ubolewać na pogrzebie Astorii Malfoy. Kobieta zmarła przez dziedziczną klątwę. Rodziny zaprosiły bliskich na pogrzeb czarownicy. Co teraz poczyni Pan Draco Malfoy bez żony u boku?"

Nie spodziewałam się, że dziś będzie miała miejsce taka tragedia. Mimo iż kobieta nie przypadła mi do gustu to jednak miała rodzinę. Szkoda mi było jej bliskich, a w szczególności pewnego mężczyzny z krótkimi platynowymi włosami.

- To straszne, że umarła w tak młodym wieku.- odparł Brus po chwili.- Rozumiem Malfoy' a i go nie zwolnię jednak wyślę mu sowę z informacją, że jeśli nie przyjdzie za tydzień do pracy będę zmuszony go zwolnić.

- Pan Malfoy przyjdzie do pracy gdy poczuje się lepiej.- odparłam bez namysłu i podeszłam do okna.- Przejmę jego pracę do momentu aż nie wróci.- popatrzyłam na oniemiałego Brusa.- Jedynie ja ma prawo zwolnić pana Malfoy' a. Czy to jasne?- zapytałam unosząc brew.

- Naturalnie.- Wolf skinął głową i opuścił mój gabinet.

Po jakimś czasie ponownie, ktoś zapukał do mojego gabinetu. Tą osobą okazała się Hermiona. Kobieta również przyszła mi pokazać Proroka. Rozmawiałam z nią na temat tej strasznej tragedii dość długo. Gdy Weasley poszła zajęłam się raportami Malfoy' a.

Po wykonanej pracy wraz z Duchem przeniosłam się do mojego domku. Usiadłam w fotelu i zaczęłam dokładniej czytać artykuł o Astorii. Zatrzymałam się na fotografii, która przedstawiała Astorię i Draco na ślubie. Jako iż fotografia była ruchoma w pętli obserwowałam jak para młoda stoi obok siebie i się całuje.

Z transu wybudził mnie dzwonek do drzwi. Było naprawdę późno i nie spodziewałam się, że ktoś do mnie przyjdzie.

- Malfoy?- kiedy otwarłam drzwi zastałam w nich Dracona w krytycznym stanie.

Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że mężczyzna jest pijany. Stwierdziłam, że nie mogę go zostawić i pomogłam mu wejść do mojego domu...

Zabijać siebie od środkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz