Rozdział 24. Jego dotyk...

98 7 0
                                    


Perspektywa Dracona:

Zareagowałem jak tylko chciała wskoczyć w głąb dziury. Nie wiedziałem co może się stać. Z czystego lęku chwyciłem ją. Nie spodziewałem się, że tak to się potoczy...

- Chyba żartujesz sobie, że to jest wejście.- powiedziałem obok jej ucha, gdy przyciągnąłem ją do siebie. Jej ciało nagle zmarniało. Miałem wrażenie, że zaraz zemdleje.

Był tak delikatna i tak delikatnie zaczęła się o mnie opierać, że zastanawiałem się czy nie straciła przytomności. Jednak dalej stała na swoich nogach. Jej głowa oparła się o mój obojczyk. poczułem jej ciepły oddech na szyi. Patrzyłem na jej twarz. Miała zamknięte oczy wyglądała jakby zasnęła lub zginęła... jednak czułem jak oddycha. Zacząłem badać ją w całości, szukałem najdrobniejszej skazy wskazującej na klątwę. Nic nie znalazłem. Mogłem teraz zdjąć rękawiczki i przyjrzeć się jej dłonią jednak nie byłem w stanie. Nie potrafiłem zrobić czegoś bez jej zgody. Ostrożnie ją podniosłem i położyłem na parapecie w łazience. Nie puściłem jej ciała ani na chwilę. Uniosłem jedną dłoń i wsadziłem jej włosy za ucho. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie. Gdy przemyślałem to co się stało cofnąłem się. Nie dotykałem jej, a ona zaczęła się budzić. Nie wiedziałem co się stało. 

Zaczęła mrugać oczami, a gdy odzyskała pełną świadomość dopadł ją kaszel. Ręką pokazała aby się nie zbliżać. Jednak nie mogłem powstrzymywać dystansu gdy spadła z parapetu, a ona zaczęła pluć krwią. Jednak kiedy tylko położyłem jej dłoń na ramieniu normalnie oddychała i nie krztusiła się. Odgarnąłem jej włosy, a ona spojrzała na mnie

- Rav w co się wpakowałaś?- zapytałem, a jej oczy się zaszkliły.- Ja ci pomogę...

- Pomożesz?!- wstała z podłogi i poprawiła ubranie. Również się podniosłem.- Tyle złego cię spotkało. Tyle złego ci zrobiłam, a ty wracasz jak jakaś... choroba!- syknęła z bólu łapiąc się za dłonie.- Nie potrzebuje łaski ani dobroduszności. Ja idę zobaczyć, co tam jest, żeby uchronić szkołę... zastanów się czy chcesz dalej dostawać po tyłku od takiego potwora jak ja...- z zaciśniętą szczęką wskoczyła do dziury. Tyle ją widziałem...

Perspektywa Raveny:

- Wraca jak te cholerne wyrzuty sumienia. Ranię go... wraca. Zostawiam jak kompletna kretynka... wraca. Wykrzykuje mu teraz, to co w sobie trawiłam, a on...!

- Wraca.

Gdy miałam otwierać te cholerne wrota usłyszałam go za sobą. Nie odwróciłam się. Myślałam nad tym co powiedziałam i jak się zachowałam. Tak dużo z nim przeżyłam. Tyle wspomnień mam z nim związanych i te głupie wyrzuty nawet są o niego. Dlatego? Wróciłam... wróciłam po karę... dostałam wynagrodzenie. Wróciłam... po niego. Jednak gdy moje delikatne ja odeszło otarłam łzy.

- Wpuść mnie.- odparłam w języku węży.- Hejszeee se che zzzz.- pogrążając mokrym korytarzem nawoływałam jakiegokolwiek węża. Za sobą słyszałam kroki. Jenak w tym momencie nie przejmowałam się.- Kszeee saha szeee.

- A wiesz czemu wracam?- zapytał wyprzedzając mnie i stajał przed mną. Starałam się go wyminą jednak nie ustępował.

- Nadziejesz się zaraz na kły bazyliszka.- odparłam bez uczuć i ponownie szukałam węży.- Expecto Patronum.- w mojej różki wyleciało 5 obłoków, które zmierzały do przeszukania rur.- Byłeś taki piękny.- powiedziałam do szkieletu przesuwając dłonią po kościach.- Coś co miałam po Tomie... Coś dobrego po nim. Jednak Harry cię zabił, a ja nie miałam szansy nacieszyć się darem po Salazarze. Zamyśliłam się...- machnęłam dłonią przed twarzą.

- Tzeszeeee.- przypełzł do mnie jeden z moich Patronusów.

- Nie ładnie kłamać.- burknęłam pod nosem.

- Kto skłamał?- zapytał Draco.

- Jakiś uczeń, Panie Malfoy.- odparłam obracając się do podobizny Slytherina.

- Posłuchaj...- poczułam dłoń na ramieniu. Chciałam odtrącić go ponownie, ale nie mogłam.- Wracam dlatego, bo... bo mi zależy.- dalej stałam tyłem do niego i spojrzałam na dłonie ukryte pod rękawiczkami. Nie musiałam ich zdejmować, bo nadgarstki zaczęła trawić martwica. Spuściłam dłonie.- Zależy mi na tobie. Zawsze zależało...- stanął przed mną.- Rav ja cię K...- zakryłam mu usta gdy poczułam ból w mięśniach. Upadłam na podłogę. Nie miałam siły stać.

- Nie mów tych dwóch słów.- ostrzegłam go gdy przy mnie uklęknął.- Raz w końcu zrozum, że co się stało tego nic nie zmieni. Nic... i nawet jeżeli...

Nie mogłam dokończyć. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie mogłam wstać i nie mogłam odejść. Świat zawirował tak samo jak moje wnętrzności gdy...

Zabijać siebie od środkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz