20

800 53 5
                                        

   W drugim końcu pokoju stał szary animatronik, Nightmare. Stał. Pochylony, chwiejący się i jakiś nieobecny. Wyglądał dziwnie a przynajmniej dużo inaczej. W tamtym momencie wcale nie przypominał agresywnego, groźnego, niebezpiecznego i dumnego stworzenia nie do zatrzymania, zdolnego zrobić wiele by osiągnąć swój cel od którego prawie zginęłam. Przypominał bardziej pobitego psa, który został tak bardzo skrzywdzony, że nawet już nie widzi na oczy. Nie patrzył na mnie. Ospale rozglądał się dookoła, nie ruszając przy tym głową a wzrok miał jakiś pusty. Dosłownie jakby patrzył ale nie widział. Albo ledwo widział.

- Tylko ani drgnij – pomyślałam i jeszcze bardziej docisnęłam się do drzwi. Czułam się dziwnie. Obraz mi się chwiał, jakby trochę wirował. Ręce nagle zrobiły mi się niepokojąco chłodne, jak gdyby przestała mi w nich płynąć krew. Usiadłam, wciąż dociśniętą do drzwi, nie mogąc wytrzymać pisku w uszach i falującego obrazu.

- Co jest, do cholery – powiedziałam z trudem. Wydawało mi się, że moje żebra właśnie zaginają mi się do środka i przebijają płuca, idąc prosto na serce, sprawiając, że oddychanie było dla mnie nieludzko bolesne. Od płuc po przełyk czułam ból za każdym razem gdy próbowałam wziąć wdech. Oddychanie przez nos wydawało mi się w tamtej chwili po prostu niemożliwe.

   Usłyszałam huk.

   Powoli otworzyłam oczy.

- Zemdlałam, zgaduje... – Patrzyłam na sufit czując lekką przyjemność z normalnego, bezbolesnego oddechu przez nos. – Czy to było to samo przez co przechodzi Springtrap? – Spojrzałam na swoją rękę. Czułam, że wszystko już wróciło do normy. - Okropne uczucie...

   Opuściłam wzrok i aż się wzdrygnęłam. Szary animatronik leżał na podłodze. Nie ruszał się, oczy miał zamknięte a pysk lekko otwarty. Nie reagował na częściowo oświetlające go światło słoneczne wpadające przez okna niezasłonięte zasłonami. Nie wyglądało też żeby to światło robiło mu jakąkolwiek krzywdę.

- Wyłączył się? – Badałam wzrokiem leżącego na brzuchu, niedźwiedzia, którego ogromne łapy, leżące przed jego głową, jakby próbował zatrzymać się rękoma by nie paść plackiem na pysk, były mniej niż pół metra ode mnie.

   Ktoś zaczął szarpać klamkę.

   Ponownie się wzdrygnęłam ale nie ruszyłam się ani o centymetr. Nie mogłam się odsunąć od drzwi bo chciałam trzymać się z dala od nieaktywnego animatronika a wstanie i ominięcie go spowodowałoby za dużo hałasu.

- Tu go raczej nie ma – Usłyszałam gardłowy głos brzmiący jakby składał się z kilku różnych tonów tego samego głosu. – Te drzwi były cały czas zamknięte – Szarpanie klamki ustało. – A przechodziłam tędy co najmniej cztery razy.

   Usłyszałam uderzenie w ścianę.

- Wymknął się, nic nie mogłem zrobić – Odezwał się drugi, podobny głos ale bardziej męski.

- Trzeba było go dobrze pilnować!! – Usłyszałam trzeci, jakby systemowy głos ale bardziej niski.- Nawet nie potraficie skrzyni dobrze zabezpieczyć!

   Przez parę sekund panowała cisza.

- Nightmare nie może się dowiedzieć – Ponownie odezwał się systemowy głos. - Trzeba znaleźć Fredbear’a a Nightmare nie może się o niczym dowiedzieć – Zebrałam się na odwagę i spojrzałam przez dziurkę od klucza. – Jasne?!

- Tak.

- To nie stójcie tu jak jakieś słupy! – Systemowy głos ryknął tak, że aż wydawało mi się, że trzęsą się drzwi. – Już!! – Dwie postacie uciekły, słyszałam ich szybkie kroki.

   Pozostały animatronik chwilę później również oddalił się, spokojnym krokiem, od drzwi mojego pokoju. Poszedł w przeciwnym kierunku niż uciekła tamta dwójka. 

- Ennard? - Systemowy głos na korytarzu to był Ennard. Nie mogłam się pomylić. Co prawda wyglądał trochę inaczej, miał... ulepszenia, ale to ciągle był Ennard. To on był wtedy na korytarzu gdy uciekłam Nightmare’owi. To był ten sam głos. Żałowałam, że nie zdołałam zobaczyć pozostałych animatroników. – Co tu się dzieje do jasnej cholery?! – Przeanalizowałam w głowie wszystko co usłyszałam na korytarzu. – To jest Fredbear? - Spojrzałam na animatronika. – Co mu się stało? Dlaczego?

   Wstałam, otrzepując ubranie mimo, że nie było brudne. Gdy skończyłam usłyszałam znajomy dźwięk „mikserów”.
- Jak wy się tu dostałyście?- Zaskoczona podniosłam wzrok i zobaczyłam Fredd’ie siedzące na plecach Fredbear’a.

   Fredd’ie zamknęły po chwili jadaczki a jeden z nich mi pomachał. Zdziwiona odmachałam mu niepewnie. Tak właściwie to miałam u nich dług za to co zrobiły gdy znalazł mnie Freddy.

   Ominęłam Fredbear’a i usiadłam na swoim łóżku. Dwa Fredd’ie po chwili zbiegły z Fredbear’a i poleciały za mną. Trzeci natomiast zabrał się za gryzienie ucha Fredbear’a.

   Próbowałam poukładać sobie w głowie wszystko co widziałam i słyszałam do tej pory. Przyglądałam się przy okazji Fredbear’owi i stwierdziłam cztery fakty :

1. Animatroniki na prawdę oddychają i wcale mi się nie wydawało .
2. Fredbear śpi.
3. Gdy śpi jego kolor powoli zmienia się z szarego na złotawo-brązowy.
4. Światło słońca rzeczywiście nie robi mu żadnej krzywdy.

   Obserwowałam tak animatronika, ignorując dźwięki walki dwóch puszek za mną. Prawdopodobnie robiłabym to jeszcze długo ale Fredbear nagle się poruszył, wydając przy tym z siebie cichy jęk. Chcąc czy nie chcąc, odruchowo wskoczyłam za łóżko. Fredd’ie siedzące na plecach Fredbear’a zrobiło to samo a pozostała dwójka dalej się biła, nie zwracając na nic uwagi.

Po chwili Fredbear otworzył oczy i wstał a ja wczołgałam się od razu pod łóżko. Animatronik rozejrzał się po pokoju. Był tak wielki, że prawie zahaczał uszami o sufit. Wsunęłam się głębiej pod łóżko, tak, że widziałam tylko stopy  Fredbear’a. Zauważyłam wtedy, że jedna była zszarzało-żółta a druga cała szara. Cały był złotawych plamach.

- Wiem, że gdzieś tu jesteś... – Bijące się Fredd’ie przestraszone spadły z łóżka. Miał niski ale zarazem też wysoki ton głosu. Brzmiał jak kilkanaście głosów zmontowanych w jeden, z czego jeden z nich wydawał mi się brzmieć jak mały chłopiec.

   Fredbear zrobił krok prawą nogą w stronę szafy. Zachwiał się i mało brakowało a znowu wylądowałby na podłodze ale zatrzymał się łapami na niskiej komodzie obok. Stał tak oparty przez chwilę po czym wyprostował się ponownie i kulejąc na szarą nogę, doszedł do szafy. Gwałtownie ją otworzył prawie urywając przy tym drzwiczki od niej. Ponownie rozejrzał się po pokoju. Wcisnęłam się pod łóżko najbardziej jak to było możliwe. Szafa, a przed nią Fredbear, była dokładnie na przeciwko mojego łóżka.

   Usłyszałam znajomy dźwięk, od którego przeszedł mnie zimny dreszcz.

FNaF Story: Poza logikąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz