17

815 53 1
                                    

   Nie byłam pewna czy ręka zaczęła mi mrowić czy nie bo byłam tak przerażona, że nawet nie jestem pewna czy jeszcze oddychałam. Nie czułam praktycznie nic, tylko zimne dreszcze na całym ciele.
- Musisz to normalnie zabandażować- Odezwał się a ja w szoku odwróciłam głowę. To mrowienie, które czułam na ręce to był tak naprawdę metal i szorstkie futro od pluszowego kostiumu Springtrap’a, który wyciągnął moja rękę i pochylony nad nią, oglądał ranę – Zęby czy pazury? – Spytał i podniósł wzrok.
   Przez chwilę milczałam.
- Zęby –Odpowiedziałam i znowu opuścił wzrok.
   Był cholera stanowczo za blisko. STANOWCZO. Tak blisko, że w tamtym momencie dopiero zauważyłam, że oczy świeca mu się na lekko żółty kolor. A poza tym był większy ode mnie. Może nie tak jak Freddy czy Nightmare ale i tak większy.
   Zostawił moja rękę po czym się wyprostował. Prostując się słyszałam liczne kliknięcia a przy ostatnim kliknięciu aż cały się wzdrygnął i zachwiał głową do przodu, otwierając przy tym szeroko oczy. Po chwili jednak znowu wyglądał tak samo obojętnie. Następnie cofnął się o kilka kroków.
- To znaczy, że jestem zatruta jadem? – Spytałam chociaż odpowiedź była oczywista.
- Tak- Kiwnął głową odpowiadając.
- To... Ja teraz umrę czy co?
- Jakoś ja jeszcze żyje- Spojrzał się na łóżko Leo – Nie wiem. Raczej to inny jad... – Powiedział po czym wrócił wzrokiem na mnie.
   Prawdopodobnie dalej wyglądałam wtedy jak spłoszony kot. Tak właściwie to nawet dosłownie byłam wtedy spłoszonym kotem.
- Przy pierwszej okazji muszę się przebrać z tego kigurumi- Pomyślałam.
- Jeszcze do waszej dwójki nie dotarło, że nic wam nie zrobię?- Springtrap ponownie spojrzał na łóżko. Leo ukrywający się pod nim prawdopodobnie przechodził obecnie zawał, znając go.
   Przez chwilę zastanawiałam się co zrobić. Moment później jednak przestałam zasłaniać się rękoma i trochę odsunęłam się od ściany.
- Leo – Powiedziałam cały czas bacznie obserwując Springtrap’a- Wyłaź spod tego łóżka – Mój brat wychylił się i spojrzał na mnie. Lekko się do niego odwróciłam i delikatnie kiwnęłam głową.
- Mogę się o coś spytać? – Odwróciłam się z powrotem do Springtrap’a.
- Przestań się pytać czy możesz i po prostu pytaj jak już musisz- Springtrap zaczął obserwować Leo, który powoli wyczołgiwał się spod łóżka z jego drugiej strony i wyglądał na potwornie przerażonego bo był w pełni świadomy, że animatronik go obserwuje.
- Skoro twierdzi, że nic nam nie zrobi to zobaczymy ile w tym prawdy. Najwyżej będę zaraz tego bardzo żałować. Ale przynajmniej wtedy będę mieć pewność – Pomyślałam.
   Starałam się podejść do Springtrap’a tak, żeby nie zwrócić na siebie jego uwagi. Na szczęście Leo zachowywał się wystarczająco dziwnie żeby Springtrap skupił się na nim.
- Tak z ciekawości... – Byłam już wystarczająco blisko żeby go dosięgnąć – Czy to boli?
- Co boli? – Dalej nie odwrócił głowy, ciągle bacznie obserwował Leo.
- No – Wyciągnęłam nieokaleczoną rękę  – To wszystko.
   W tym samym momencie gdy moja ręką dotknęła futra od kostiumu na klatce piersiowej Springtrap’a, animatronik odwrócił się w moja stronę.
- Nie dotykaj mnie! – Springtrap wytrzeszczył oczy i od razu cofnął się jak poparzony- Dla twojej wiadomości samo mówienie boli mnie jak cholera!! – Wykrzyczał po czym aż złapał się za gardło i trochę skulił.
- To futro się lepi w niektórych miejscach... Przynajmniej teraz mam pewność, że raczej nic nam nie zrobi skoro jeszcze stoję na nogach – Pomyślałam obserwując swoją lewa rękę.
   Tym co zrobiłam musiałam go naprawdę wkurzyć bo już nie wyglądał na obojętnego, wręcz przeciwnie. Od jego wzroku zaczęłam aż sobie uświadamiać jak głupie było to co zrobiłam.
- W porządku, nie będę. Nie mam powodu, więc proszę, uspokój się teraz i trzeba pomyśleć co teraz.
- Nudzi mi się! – Leo już od dłuższej chwili nie był pod łóżkiem i najprawdopodobniej dopiero uświadomił sobie, że skoro nic mu nie grozi to może być taki jak zwykle- A poza tym głodny jestem. Nie nadajesz się na opiekunkę do dzieci. Żeby dziecko głodne chodziło? Beznadziejna z ciebie niania. Siostra swoją drogą też – Powiedział po czym rzucił poduszką. Celował we mnie ale poduszka przeleciała obok i prawie trafiła w Springtrap’a który spojrzał się wściekły na Leo, który widocznie dalej bał się Springtrap’a bo aż się cofnął gdy Springtrap na niego spojrzał.
   W jednym mój brat miał rację. Powinniśmy coś zjeść bo sama też byłam głodna. A poza tym naprawdę powinnam opatrzyć te dłoń bo chusteczka nie za bardzo spełniała swoją rolę. Tak właściwie to w tamtej chwili już wcale jej nie spełniała.
- Muszę opatrzyć tą rękę w końcu czyli to znaczy tyle, że muszę wyjść na korytarz. Poza tym, Leo, nie jesteś jedynym głodnym tutaj. Tylko jest problem. Korytarz nie jest pusty i przez to nie wiem co robić.
- Nikogo nie ma – Powiedział nagle Springtrap.
- Skąd wiesz?
- Po prostu wiem. Poza tym to i tak nie ty najbardziej ryzykujesz  wychodząc...
- Chwila – Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucz w zamku- Mam przez to rozumieć, że idziesz z nami?
  Springtrap bez słowa otworzył drzwi, wyszedł na korytarz, odwrócił się i stanął czekając aż wyjdziemy.
- Uznam, że to znaczy tak – Powiedziałam po czym razem z bratem wyszłam z pokoju.
   Na korytarzu naprawdę nikogo nie było. Natomiast na podłodze przy drzwiach było pełno kawałków plastiku a napój z butelki podczas wybuchu zalał nie tylko podłogę ale też i ściany.
- Nie mam pojęcia jak ja mam to wyczyścić zanim wróci Kiara z mamą... – Pomyślałam.
   Zastanawiał mnie dziwny czarny płyn na podłodze. Nie chciałam jednak zbyt długo zostawać na korytarzu więc nawet nie zatrzymałam się przy tym płynie.
   Apteczka powinna być obok schowka. Niestety nie pamiętałam którego. Nasz dom jest ogromny i tak właściwie to przypomina średnich rozmiarów starą wille. Dosłownie starą. Część pokoi jest wyremontowana i nowoczesna ale część, głównie korytarze, przypominają stary hotel. Nasi rodzice kupili ten dom ponieważ był tani i chcieli szybko kupić jakiś duży dom byleby był jakiś dom a potem mieli uzbierać pieniądze na jakiś inny, dużo lepszy. Skończyło się na tym, że wyremontowali kilka pokoi, potem stało się to i wątpię żeby moja mama dalej chciała się przeprowadzić. I tak nie ma prawie na nic czasu. Prawdopodobnie już prędzej wyremontuje resztę domu.
- Nightmare zapłaci mi za tą rękę- Pomyślałam idąc przez korytarz i oglądając moją rękę. Swoją drogą zauważyłam wtedy jedna rzecz. W czasie gdy Springtrap robi jeden krok ja robię 1 i pół a Leo 4-3 kroki.
   Doszliśmy do najbliższego schowka i dzięki Bogu to był odpowiedni schowek, obok pięknie leżała apteczka. Szybko wyjęłam z niej bandaż i gazę i owinęłam dłoń uprzednio wyrzucając chusteczkę. Najchętniej odkaziłabym też ranę ale nigdzie nie mogłam znaleźć wody utlenionej.
   Rana najmniejsza nie była. Miałam krechę przy nadgarstku od jednej do drugiej strony. Nie mam pojęcia jakim cudem nie czułam gdy zahaczyłam ręką o zęby Nightmare’a.
   Spojrzałam na zegar w telefonie.
- Już po siódmej – Mój żołądek zaczął się upominać o śniadanie.
   Coś zaczęło mnie korcić żeby otworzyć schowek. Miałam jakieś przeczucie, że powinnam to zrobić. Coś mówiło mi, że w środku jest inaczej niż powinno, że jest tam coś czego nie powinno tam być, coś czego zdecydowanie nie powinno tam być. Podeszłam więc do schowka i położyłam rękę na klamce.
- Raz kozie śmierć – Pomyślałam i otworzyłam drzwi – Cholera!- Odskoczyłam do tyłu ale i tak dostałam w nogę głową Fox’iego – Co jest do kurwy nędzy?! – Patrzyłam się na leżący na podłodze łeb i darłam się zapominając, że jakieś 15 minut temu prawie zginęłam przez animatronika.
   Odsunęłam się od leżącego na podłodze łba koszmarnego Fox’iego gapiąc się na niego wystraszona.

FNaF Story: Poza logikąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz