Jeden z małych Fredd’ich po chwili również wskoczył na łóżko i usiadł obok mnie. Dalej mielił zębami.
-Może ciebie…- pozostałe dwa Fredd’ie szarpały mojego brata za spodnie. Śmieszniej, że jeden w prawo a drugi w lewo. W końcu jednak dały mu spokój i zaczęły się ze sobą bić. Diabli wiedzą o co im poszło, tak czy siak po pokoju Leo turlała się w miarę duża, brązowa, drąca się w niebogłosy kulka z pazurami i ostrymi zębami. Fredd’ie siedzące obok mnie podążało za nimi wzrokiem.
Biły się tak chyba z dziesięć minut ale w końcu się uspokoiły. Przy okazji prawie zrzuciły lampę i mało brakowało aby ta dwójka rozwaliła laptopa Leo bo nie chciało mu się go schować do szafki wiec położył go na podłodze pod łóżkiem…
Światło w pokoju było przyciemnione przez co panował w nim półmrok ale zarazem wszystko bardzo dobrze było widać. Przynajmniej dla mnie… trochę to dziwne ale od urodzenia bardzo dobrze widziałam w ciemności, no …na pewno bardzo dobrze jak na „człowieka”. No i dodatkowo świetnie się w niej czułam. Nie, że nie lubię słońca. Wręcz przeciwnie tyle, że opalać się nie za bardzo lubię bo nie jestem w stanie tak długo leżeć i nic nie robić. Powiedzmy, że nie jestem typem człowieka, który będzie marnował czas na takie rzeczy gdy w tym czasie może coś tworzyć. Heh… Typowa lekcja chemii … Całą lekcje pani gadu gadu o niczym … w efekcie każdy ma ją gdzieś a potem połowa klasy nie zdaje … No, chyba, że mam zamiar się zdrzemnąć albo rysować. Wtedy to jest lekcja idealna…
Springtrap zaczął się ruszać. Był kompletnie zdezorientowany całą sytuacją. Nic nie widział i dodatkowo czuł, że jest związany. Postanowiłam na razie nie zdejmować mu z oczu szalika. Nie wiadomo jakby zareagował na nasz widok.
W pokoju panowała cisza. Było tylko słychać jak Springtrap próbuje uwolnić się z pętających go lin. Zaniechał w końcu prób. Trwało to całkiem długo.
-Jesteś Springtrap, prawda?- Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę.
-Czego ode mnie chcesz?- Kolejny wkurzony w tym pokoju…
-Twojej krwi i twego cierpienia!!- Leo znowu zaczął pajacować. Co dziwne, Springtrap podkulił uszy.
-Cicho! - Zepchnęłam Leo z łóżka a Springtrap od razu podniósł uszy- To mój brat, Leo. Jest tak trochę….
-Trochę bardzo nienormalny!!- Leo wskoczył z powrotem na łóżko przy okazji prawie zrzucając z niego małego Fredd’iego, który zdążył się na nim ułożyć. Zadowolony to on co najmniej nie był- AAAAAAAAAA!!!Cholera!- Mały Freddy rzucił się na Leo i obaj spadli z łóżka.
-Dzieciak... -Powiedziałam głaszcząc małego Fredd’iego na moich kolanach.
-A ty?- Nagle odezwał się Springtrap.
-Co ja?- Spojrzałam z powrotem w jego stronę.
-Jak się nazywasz idiotko!- Leo albo się popisuje albo jest durniejszy niż zwykle. Tak czy siak coraz bardziej działa mi na nerwy...
Spojrzałam na niego z zamiarem zabicia. Na jego fart zrozumiał o co mi chodzi i w końcu się zamknął bo inaczej doszłoby do rękoczynów.
-Karisa...-Mały Freddy na moich kolanach zaczął domagać się kolejnych pieszczot... Znowu go pogłaskałam.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Springtrap słysząc melodię zaczął ruszać uszami. Albo chciał wiedzieć skąd dochodzi dźwięk albo po prostu słuchał piosenki. Tak czy siak wyglądało to dziwnie.
-Halo?- Kto normalny dzwoni o tej porze?!
-Hejka!- No oczywiście moja starsza siostra...
-Hej Kiara i... DO CHOLERY CZY TY WIESZ, KTÓRA JEST GODZINA?!
-Heh... Ale przecież nie śpisz – Słyszałam, że się śmieje.
Kiara jest blondyną z brązowymi oczami, jest momentami strasznie wkurzająca i prawie tak samo durna jak Leo. Mimo, że z naszej trójki to ona jest najstarsza bo od miesiąca ma 19 lat, to ja chyba mam najbardziej rozsądne pomysły. Na pewno lepsze niż dzwonienie w samym środku nocy... Chociaż w sumie wpadłam na pomysł żeby złapać animatronika i teraz nie wiem co z nim zrobić więc może durne pomysły są u nas rodzinne.
Wyjechała z naszą mamą do Niemiec i dzięki Bogu bo chyba bym z nią tu nie wytrzymała.
-Czego chcesz? – Nie zdążyłam się uspokoić po tym czymś za drzwiami a teraz jeszcze ona mnie wnerwia.
-Co tam u was? Dom w ogóle jeszcze stoi?
- Tak. Tak stoi. Dobrze sobie dajemy radę -Pogłaskałam znowu Małego Fredd’iego na moich kolanach.
-To spoko. My wrócimy za jakieś półtorej tygodnia, może szybciej. Kupić ci coś?
-Psa.
- Mama się w życiu nie zgodzi, dobrze i tym wiesz.
- Propozycje.
-No nie wiem... Jakiegoś pluszaka, słuchawki, cukierki... Nie wiem co...
-Po pierwsze żaden pluszak nie zastąpi mi Noname'a- W końcu wymyśliłam temu żółtemu królikowi bez ucha imię -Słuchawek nie chce bo mam ich już wystarczająco, słodyczy nie chce...Nie wiem co mogę chcieć. Najchętniej to po prostu psa. Owczarka jakiegoś.
-Dobra coś ci znajdę fajnego. Może jakaś sukienkę -Błagam cholera nie - Coś jeszcze? Leo to wiem co kupić. Uparł się na tego gigantycznego psa i koniec... Eh...
-Dobry wybór ale żywy pies lepszy.
- Ehh skończ...
-Tylko po to dzwoniłaś? – Przypomniałam sobie, że siedzę w pokoju z czterema animatronikami a z jednym z nich bije się Leo.
-A co?
- A chociażby to, że chce iść spać?! – Gówno prawda ale co innego miałam powiedzieć? Że zawraca mi głowę w momencie gdy „przesłuchuje” animatronika, który jeśli się uwolni to prawdopodobnie ukręci mi łeb a Leo rozszarpie i jego szczątki wyślę do Afryki?
-Dobra, dobra...to śpij. Jutro najwyżej jeszcze zadzwonię...
-Byle nie pomiędzy północą a szóstą rano...- Wiadomo czemu...
-Dobra, pa dobranoc – Rozłączyła się
Schowałam telefon do kieszeni. Dobrze wiem, że ona jest w stanie zdobyć wszystko jeżeli się czegoś uczepi. W sumie... Ona jest zdolna do tego aby załatwić mi psa. O fuck...jeśli ona przekona jakoś mamę to będzie cudownie.
-Co?- Leo w końcu zawarł rozejm z Małym Fredd'im.
- Nic -Strzeliłam mu pstryczka w nos.
-AAAAAA!!!Znowu?! -Mały Freddy, ten z którym przed chwilą zawarł rozejm, rzucił mu się na twarz.
-Życie boli, przyzwyczaj się- Pogłaskałam Fredd’iego na moich nogach.
Spojrzałam z powrotem na Springtrap'a. Albo spał albo myślał. A przynajmniej tak to wyglądało.
Springtrap gwałtownie podniósł głowę i zaryczał.
Przez sekundę nie wiedziałam o co chodzi. Potem zobaczyłam, że Leo z Małym Fredd’im wywalili się na lewą nogę Springtrap’a. Gdy tylko zorientowali się na czym leżą, oboje uciekli pod łóżko a dwa pozostałe Małe Fredd’ie stanęły na końcu łóżka, przy poręczy i przyglądały się sytuacji. Też tak zrobiłam.
Springtrap powarkiwał jeszcze przez jakiś czas z bólu. Gdy się trochę uspokoił podeszłam do niego. Od razu jak wstałam, pozostałe Małe Fredd’ie wleciały pod łóżko.
Springtrap był jakiś krok ode mnie. Usiadłam na podłodze. Słyszałam jak oddycha co mnie zdziwiło no ale w sumie... Znam dziwniejsze rzeczy i osoby... Chociażby moja siostrę... albo mnie... A przynajmniej moje życie. Raczej niewiele osób przeżyło spotkanie z psychopatycznym mordercą... Tak, mowa o Michaelu... A przynajmniej o jakimś jego naśladowcy który ubrał się w ten sam sposób. W sumie przeżyłam chyba tylko dlatego, że uciekając przewróciłam się na schodach i w efekcie resztę drogi przekoziołkowałam na schodach i spadłam do piwnicy przy okazji tracąc przytomność... W sumie nie wiem czy przytomności bardziej nie straciłam jak dostałam w łeb metalowym bejsbolem, który akurat wtedy miałam w ręce a spadając ze schodów... No cóż... Albo myślał ,że już nie żyje albo powiedzmy ,że DAROWAŁ MI ŻYCIE w co raczej wątpię... Tak czy siak teraz nie biorę tego wszystkiego na poważnie. Bardziej traktuje to jak jakiś głupi żart... Żart za który ten człowiek zapłaci.
Trzy lata temu, wakacje. Za tydzień mieliśmy wyjechać na wczasy do siostry mojej mamy. Było chyba tak trochę po 15 gdy moi rodzice wyszli z Leo z domu bo przed wyjazdem mieli jeszcze umówione spotkanie z lekarzem a Kiara była umówiona z koleżanką na zakupy. Zostałam sama w domu, nie po raz pierwszy z resztą. Jak zawsze poszłam do swojego pokoju, który wtedy jeszcze dzieliłam z małym Leo więc pokój w połowie był zielony a w połowie jasno fioletowy z plakatami różnego rodzaju. Usiadłam na moim łóżku i zaczęłam rysować. Tradycyjnie miałam słuchawki w uszach.
Nie wiem ile dokładnie czasu rysowałam ale akurat gdy skończyłam drugi rysunek i zdjęłam słuchawki usłyszałam trzask zamykanych drzwi wejściowych. Byłam pewna ,że to nie są moi rodzice bo tak to od razu zaczęli by mnie wołać. Zawsze tak robili. Kiara to też nie mogła być, kto jak kto ale nie ma szans aby tak szybko wróciła z tych zakupów a było nieco po 16:30. To był ktoś obcy.
Szybko sturlałam się pod łóżko. Złapałam telefon i wyłączyłam muzykę. Czekałam. Była potworna cisza. Trzymałam telefon w gotowości. Jedno kliknięcie i dzwoniłabym na policję. Telefon trząsł mi się w rękach. Co będę ukrywać, byłam przerażona.
Zaczęłam słyszeć ciche nierówne kroki. Kimkolwiek był ten ktoś, zbliżał się. Drzwi skrzypnęły i jeszcze bardziej przerażona zobaczyłam w nich jego. Stał w drzwiach i powoli się rozglądał. W lewej ręce trzymał zakrwawiony nóż a prawą trzymał na brzuchu, który swoją drogą był cały we krwi.
Po chwili odwrócił się i kuśtykając, powoli poszedł dalej. Ja byłam bliska zawału i płaczu. Nie wiedziałam jeszcze wtedy kim on jest ale mój wzrok skupił się na tym zakrwawionym nożu a myśli na tym co on mi może zrobić. Po chwili jednak trochę się otrząsłam i kliknęłam w telefon. Moje ręce dalej były jak galareta.
-Komisariat policji, słucham? -Usłyszałam po chwili głos kobiety.
-W moim domu jest jakiś facet, on ma nóż, cały we krwi – Mówiłam półszeptem ale mimo wszystko w moim głosie wyraźnie było słychać przerażenie.
-Dobrze, gdzie mieszkasz?- Podałam jej adres a nawet z grubsza opisałam dom- Jak wyglądał ten mężczyzna?
- Cały był w jakimś chyba ciemnogranatowym kombinezonie, na twarzy miał maskę, białą...
-Jak dokładniej wyglądała ta maska?
-Jak twarz ... Z takimi ciemnymi włosami... -Usłyszałam kroki – On tu wraca!- Moje ręce znowu dostały padaczki.
Szybko wcisnęłam telefon pod siebie a sama jeszcze głębiej weszłam pod łóżko. Nie przesłyszałam się. Po chwili zobaczyłam go w drzwiach. Na szczęście poszedł dalej i nawet nie spojrzał na mój pokój. Po jakimś czasie gdy byłam już pewna ,że poszedł wystarczająco daleko wyjęłam z powrotem telefon i przyłożyłam do ucha.
-Poszedł do kuchni... -Powiedziałam do telefonu.
-Policja już jest w drodze. Gdzie są twoi rodzice?
-U lekarza z moim bratem a siostra jest na zakupach z koleżanką...
Zadała mi jeszcze kilka pytań po czym powiedziała, żebym siedziała pod moim łóżkiem do puki nie przyjedzie policja. Mimo wszystko z każdym pytaniem coraz bardziej się bałam.
Nagle stało się coś czego najbardziej się obawiałam. Wszedł do mojego pokoju a ja tego nie zauważyłam. Szybko docisnęłam do siebie telefon i skuliłam się pod łóżkiem. Zbliżał się. Otworzył moja szafę, porozwalał połowę pokoju, praktycznie każde miejsce gdzie mogłam się ukryć... aż zostało tylko jedno miejsce. Zaczął powoli, już nie kuśtykając, iść w stronę mojego łóżka.
3 kroki...
2 kroki...
Krok od mojego łóżka...
Przerażona szybko wyturlałam się z pod łóżka i rzuciłam się do ucieczki przez otwarte drzwi, przy okazji gubiąc telefon. Nie patrzyłam czy mnie gonił. Nie chciałam patrzeć. Usłyszałam znajomy głos i biegłam prosto do drzwi wejściowych.
Rzuciłam się mojemu ojcu na szyję, cała we łzach krzycząc, że on nas zabije. Chwilę po tym jak to powiedziałam intruz zamachnął się zapewne z zamiarem dźgnięcia mnie w plecy ale mój ojciec zdążył odskoczyć ze mną w rękach tak ,że prawie nic mi się nie stało.
Myers szykował się do drugiego dźgnięcia. Mój ojciec szybko odwrócił się i odbiegł ze mną jak najdalej mógł. Odstawił mnie w obecnym pokoju Leo a wtedy to jeszcze był pokój Kiary, a sam pobiegł dalej do salonu po strzelbę. Złapałam metalowego bejsbola Kiary i wczołgałam się z nim znowu pod łóżko. Usłyszałam dwa strzały.
Nie usiedziałam pod łóżkiem zbyt długo, po chwili się z pod niego wyczołgałam i powoli szłam w stronę kuchni ledwo co utrzymując w obu rękach bejsbola. Było potwornie cicho co sprawiało ,że bałam się jeszcze bardziej.
Był tam, leżał na podłodze ,cały we krwi, przebity strzelbą na wylot i dźgnięty paręnaście razy. Łzy napłynęły mi do oczu i wydarłam się na cały dom. To nie było najmądrzejsze posunięcie ale wtedy emocje wzięły górę.
Po chwili zobaczyłam go po swojej prawej, za korytarzem, w drugim końcu salonu. Łzy jeszcze bardziej napłynęły mi do oczu. Pamiętam, że coś chyba do niego wtedy krzyknęłam ale byłam tak spanikowana, przerażona i dodatkowo cała się trzęsłam, że nie pamiętam co to było.
Odwróciłam się i rzuciłam się do ucieczki. A przynajmniej miałam taki zamiar. Mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa i odwracając się upadłam. Zaczął powoli iść w moim kierunku. Pamiętam, że pierwszym co potem zobaczyłam były kuchenne drzwi do piwnicy. Postanowiłam, że się tam zabunkruje. Szybko wstałam i rzuciłam się do drzwi. Zatrzasnęłam je za sobą i w pośpiechu odwróciłam się co było błędem. Zaplątały mi się nogi i resztę drogi na dół spadałam po schodach ,na sam koniec tracąc przytomność.
Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie była moja mama i siostra. Leo musiał być wtedy w szkole. Moja mama opowiedziała mi co się stało jak straciłam przytomność. Podobno mój ojciec miał przeczucie, że coś jest nie tak i dlatego wrócił się do domu a ona została z Leo u tego lekarza sama. Podobno też jak wróciła, to przed domem była już policja a ja już jechałam karetką do szpitala. Policja nie znalazła mordercy. Zdążył uciec.
W szpitalu leżałam dość długo. Złamane 2 żebra i lewa ręką . Podczas gdy byłam w szpitalu postanowiłam ,że jeśli tylko nadarzy się okazja to pomszczę ojca. Ten człowiek zapłaci mi za to najwyższą cenę...
W pokoju przez chwilę panowała kompletna cisza tylko co jakiś czas było słychać chodzące po korytarzu animatroniki. Nie mam pojęcia na jak długo odpłynęłam przez te wspomnienia. Otrząsnęłam się i wróciłam do teraźniejszości. Ten typ i tak zapłaci... Nie ma co teraz dręczyć sobie głowy gdy mam przed sobą to coś co jak na razie jest większym problemem.
-Co ci jest?- Leo nie wiadomo kiedy wylazł z pod łóżka i teraz wychylał mi się z za ramienia. Małe Fredd’ie też przyszły bliżej i teraz siedziały obok mnie.
-Nic...- Springtrap prawie zawarczał.
Zmarszczyłam brwi. Nie lubię kłamców. Dałam jednemu z Małych Fredd’ich latarkę. Ten podszedł z nią do lewej nogi Springtrap’a i przywalił mu latarką w piszczel.
Ryknął przez zaciśnięte zęby próbując powstrzymać się od reakcji na ból. Mały Freddy chciał go znowu walnąć ale go powstrzymałam. W efekcie uciekł z latarką na łóżko i zaczął ja gryźć. Poprawka. Zaczął ja „dziamdziać”.
-Jakoś ci nie wierzę... -Skrzyżowałam ręce i zrobiłam minę adwokata, który właśnie znalazł haczyk na przeciwnika.
-Stary uraz...- Ciągle mówił przez zęby. Było widać, że uderzenie naprawdę go zabolało i walczył teraz z bólem.
-Kto ci go zrobił? – Leo wlazł mi na plecy.
-Złaź! -Zrzuciłam go. Leo się chyba obraził, wszedł na łóżko i zaczął się bić z Małym Fredd’im o latarkę.
Springtrap milczał. Pytanie Leo słyszał na pewno więc chyba nie chciał na nie odpowiadać. Spojrzałam mu na tą „nogę z urazem”. Jedyne co to miał wgniecione kolano... Nic nie widziałam. On sam jest za bardzo zniszczony żeby coś takiego zobaczyć... A poza tym lekko śmierdzi... Zgnilizną...

CZYTASZ
FNaF Story: Poza logiką
Fiksi RemajaPewnej nocy 15-letnia, główna bohaterka odkrywa, że w jej domu pojawiły się animatroniki. Z biegiem czasu okazuje się, że nie wszystkie roboty mają takie same zamiary, cała sytuacja ma dużo głębsze dno niż na początku zakładała a postacie, które spo...