21

781 51 24
                                    

- Nie, nie, nie, nie teraz!! – krzyczałam w myślach. Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni i odrzuciłam połączenie. Podniosłam wzrok i w tym samym momencie animatronik złapał mnie łapą, wbijając mi pazury w plecy i wyciągnął spod łóżka.
   Pomimo wszystkiego podniósł mnie z łatwością. Jemu również mieściłam się w ręce.
   Widząc, że zbliżam się do jego zębów próbowałam z całych sił wyrwać mu się z ręki ale nie dawało to żadnych dobrych efektów. Fredbear jedynie zacisnął rękę jeszcze mocniej, sprawiając, że czułam jakby mi zgniatał żebra. Nie był to jednak aż tak potworny ból jak wcześniej.
   Zatrzymał rękę tuż przed swoim pyskiem i badał mnie wzrokiem. Patrzyłam na niego z widoczną złością i odrazą. Zauważyłam jednak, że świeci mu się tylko prawe oko. W drugim tylko ledwo tliło się jakiekolwiek światło. Uznałam, że może to oznaczać, że na lewe oko może nie widzieć. Postanowiłam to wykorzystać chociaż było mi coraz trudniej oddychać. Już miałam go kopnąć w pysk.
- Nie ten –warknął cicho. Fredbear poluźnił zacisk i ponownie mogłam swobodnie oddychać.
- Chwila, co? – pomyślałam zaskoczona.
   Animatronik odłożył mnie powoli na podłogę po czym jedno z Fredd’ich wskoczyło mu na ramię.
- Chwila, co? – powtórzyłam swoje myśli na głos.
- Nie... – Animatronik ponownie zaczął się chwiać. – O ciebie mi chodzi... – Położył rękę na czole.
- To w takim razie czemu- Nie dokończyłam. – Czy ty się w porządku czujesz?
   Fredd’ie spojrzało na Fredbear’a i od razu zeskoczyło na łóżko. Sekundę później animatronik ponownie padł, jakby bez życia, na podłogę.
   Cofnęłam się o kilka kroków tak, że stałam przy swoim łóżku.
- Co powinnam zrobić? – pomyślałam. – Co w ogóle miałabym zrobić?
   Usiadłam na łóżku i siedziałam tak przez chwilę obserwując animatronika. Wyglądał jakby spał ale tak nie było. Posykiwał co jakiś czas lekko kuląc się przy tym ale ani na chwilę nie otworzył oczu.
- Co mu się stało? – zastanawiałam się. – Jest w takim stanie, że mam duże wątpliwości czy obecnie w jakikolwiek sposób może zrobić mi krzywdę – pomyślałam i po chwili namysłu wstałam i niespiesznie usiadłam obok pyska Fredbear’a, prawie opierając się plecami o jego lewe ramię.
- Czego? – wycedził cicho przez zęby, wciąż nie otwierając oczu.
- Ile razy jeszcze masz zamiar padać tutaj plackiem?
- To nie zależy ode mnie... – odpowiedział po chwili.
   Animatronik ziewnął eksponując wszystkie zęby. Gdy tylko się poruszył, wzdrygnęłam się myśląc, że Fredbear ma zamiar mnie ugryźć.
- Widzę. Jesteś w okropnym stanie- powiedziałam gdy zamknął paszczę. Po tych słowach animatronik odwrócił ode mnie głowę. Pomyślałam wtedy o jednej rzeczy ale zawahałam się gdy tylko podniosłam rękę.
- Ciągle mam przeczucie, że nie powinnam tego robić i będę później żałować – pomyślałam.
   Położyłam rękę na łbie Fredbear’a. Animatronik nie zareagował. Ostrożnie go pogłaskałam i gdy dalej nie zareagował, zyskałam małą pewność siebie.
- Możesz tu zostać tyle, ile potrzebujesz – powiedziałam głaszcząc jeszcze dwukrotnie zmieniające kolor futro. Przypominało w dotyku kilkukrotnie wyprany polar ale ciągle było trochę milutkie.
    Siedziałam jeszcze przez chwilę na podłodze obserwując stworzenie, które po chwili chyba naprawdę zasnęło. Fredd’ie, które ciągle się biły, zrzuciły w tym czasie poduszkę z mojego łóżka trafiając nią w moje plecy. Wrzuciłam ją z powrotem na łóżko a potem wyjęłam spod niego telefon, który został tam gdy Fredbear mnie zaatakował. Następnie zasłoniłam wszystkie okna szarymi zasłonami. Co prawda światło najwyraźniej nie robiło krzywdy Fredbear’owi ale myśl co by się działo gdyby moi sąsiedzi zauważyli to coś, śpiące tutaj na podłodze sprawiła, że wolałam ograniczyć prawdopodobieństwo dostrzeżenia przez okna czegokolwiek w moim pokoju.
   Ominęłam Fredbear’a i wyszłam z pokoju a za mną oczywiście wszystkie Fredd’ie, nawzajem taranując się, popychając i gryząc. Podążałam przez chwilę za nimi wzrokiem po czym zamknęłam drzwi z powrotem na klucz, który następnie schowałam do kieszeni.
- Tak na wszelki wypadek – pomyślałam. – Wolę mieć jakąś pewność, że gdy Fredbear odzyska siły i jednak postanowi mnie skrzywdzić to będę bezpieczna bo nie wydostanie się z tego pokoju.
   Ruszyłam z powrotem w stronę kuchni. Byłam ciekawa czy mój brat jest jeszcze w jednym kawałku. Przecież zostawiłam go samego z dwoma animatronikami. Miałam jednak przeczucie, że wszystko jest z nim w porządku i wewnętrznie modliłam się żeby to była prawda. Może i nie przepadam jakoś specjalnie za Leo ale to mój brat. Moja rodzina. Miałam obowiązek dbania o niego chociażby już z tego powodu.
   Nagle zadzwonił mój telefon.
- Halo?
- Hej! – Wszędzie rozpoznałabym ten głos.
   Dzwonił Jack. Mój dobry przyjaciel od kiedy tylko pamiętam. Mogłabym wymienić co najmniej 6 przypadków gdy jego dziewczyna najprawdopodobniej planowała mnie zabić ponieważ myślała, że ją ze mną zdradza. Na szczęście chyba jednak dotarło do niej w końcu, że to tylko przyjaźń. Jak dzieci w piaskownicy. Bawią się, może przyjaźnią, kumplują ale nie można przez to stwierdzić od razu, że jak dorosną to będą parą. Przynajmniej ja tak sądzę.
- Takie małe pytanie. Brać ze sobą Rockiego? – kontynuował Jack.
- Chwila ale, że gdzie?
- No byliśmy umówieni. Znaczy ty, ja i Selen.
- O fuck! – Złapałam się za głowę. – Zapomniałam o tym kompletnie!
Jack zaśmiał się w słuchawce.
- I czemu mnie to nie dziwi? – powiedział. – Zgaduje, że również nie pamiętasz o której godzinie mieliśmy u ciebie być. Będziemy koło 14- Spojrzałam na godzinę. Oblałam się zimnym potem gdy zobaczyłam, że jest już 13. Przecież w domu miałam cholerne puszki które robiły co chciały! Nie dałabym rady pozamykać ich wszystkich w pokojach jak Fredbear’a. – Weź zacznij takie rzeczy sobie zapisywać.
- Zapisałam – powiedziałam przeglądając miliony powiadomień na telefonie. Jednym z powiadomień było przypomnienie z kalendarza o przyjściu Jacka i Selen. – Ale nie zauważyłam przypomnienia.
Jack ponownie się zaśmiał.
– To brać Rockiego czy nie?
- Nie, lepiej nie – Próbowałam wymyślić co zrobić żeby moi znajomi nie zobaczyli animatroników. – Wiesz, że moja mama nie chce tu psów. Przynajmniej jeszcze.
- Dalej chcesz ją przekonać na tego owczarka?
- Nie myśl, że tak szybko odpuszczę.
- Weź, trochę cię znam i wątpię żebyś się kiedykolwiek poddała. Dobra ja kończę bo muszę jeszcze Rockiego wziąć na spacer.
- Ok to do zobaczenia.
- Hej – rozłączył się.
   Schowałam telefon z powrotem do kieszeni i szybkim krokiem ruszyłam do kuchni.
- Cholera jasna co ja mam teraz zrobić- Świadomość, że ktoś do mnie przychodzi a po domu chodzą animatroniki sprawiała że miałam bardzo złe przeczucie. – Mogę właściwie zadzwonić do nich i powiedzieć żeby jednak nie przychodzili ale nie chce. Selen wyjeżdża za parę dni i nie będę jej widzieć do końca wakacji a Jack ma kursy i nie będzie miał czasu. To ostatnie dni kiedy możemy się razem spotkać – myślałam. - Jakoś sobie poradzę. Mam nadzieję przynajmniej...
   W kuchni, tak jak przypuszczałam, nikogo nie było. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do łazienki.
   Przemyłam tylko twarz. Chłodna woda pomogła mi trochę się odświeżyć i ożywić. Stałam przed lustrem wycierając twarz ręcznikiem i zastanawiałam się co robić. Przeleciały mi przez głowę okropne scenariusze. Starałam się nie dopuszczać ich do siebie. To były tylko myśli. Nie mogłam przewidzieć co się stanie jeżeli animatroniki i moi przyjaciele się spotkają. Nie byłam jednak takim optymistą jak Jack i na myśl o takiej sytuacji bałam się najgorszego i tylko podświadomie mówiłam sobie, że skoro ani mi ani Leo nie zrobili krzywdy to Selen i Jackowi raczej też nie zrobią. Ale Nightmare...
   W pewnym momencie zauważyłam przez okno siedzącego na płocie mężczyznę.

FNaF Story: Poza logikąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz