15

36 4 0
                                    

Gdy się przebudziłem miejsce obok mnie było puste i zimne.
Wywnioskowałem, że Ethan wstał zrobić śniadanie lub poprostu poszedł do domu nie chcąc mnie budzić.
Sięgnąłem po telefon leżący na szafce i zobczyłem wiadomość od Ethana.
Ethan: tak słodko spałeś, że nie miałem serca cie budzić. Mam nadzieje, że mi to wybaczysz ;)
Zaśmiałem się pod nosem i szybko wysłałem odpowiedź.
Ja: Oj nie wiem czy ci wybacze ;)
Wyszedłem z konserwencji i weszłem na grupe klasową.
Akira: Nie wierze, znowu zmienili termin wycieczki ugh.
Ja: Jakiej wycieczki.
Nick: A ten jak zawsze o niczym nie wie. Mamy wycieczke w maju.
Ja: A którego?
Akira: 15
Ethan: Czyli za trzy tygodnie.
Mia: Brawo umiesz liczyć. Czemu na tej grupie nie odzywa się nikt, oprócz waszej czwórki?
Nick: Nie mam pojęcia.
Ja: Było miło, ale spadam.
Nie czekając na odpowiedzi wyłączyłem telefon i odstawiłem go na bok. Do mojego pokoju wleciał Fafik, pies Hervey'a, który już piąty raz zmienił mu imię.
-No czeeeeeeść- posadziłem psa na łóżku, a ten radośnie polizał mnie po twarzy- zaraz wróce, tylko ide się wykąpać.
Udałem się do łazienki, zmieniając po drodze z mojego pokoju brudne ubrania. Wsadziłem je do pralki i odkręciłem kran.
Przeglądałem się sobie w lustrze i zauważyłem, że połowa mojej szyi jest pokryta malinkami, a na obojczyku widnieje ślad szminki.
Nie pamiętałem całej imprezy więc lekko się zdziwiłem.
Gdy włożyłem dłoń pod wode ta była już ciepła, więc otworzyłem szerzej kabine i weszłem do środka, rozluźniając się pod ciepłą wodą.

-Hej gdzie idziecie?- zapytałem, gdy przez lekko uchylone drzwi zauważyłem zamieszanie.
-Jedziemy do Bena, odzyskać twojego brata- odparł w biegu Hervey.
-Jade z wami- zerwałem się z łóżka i w pośpiechu ubrałem buty.
Wsiadłem z Hervey'em na jeden motor i ruszyliśmy.

Wpadliśmy bez zastanowienia do środka, gdzie zastaliśmy poobijanego Leona, który kleczał pośród napakowanych mężczyzn, którzy po zauważeniu nas już nie śmiali się w głos. Nad Leonem stał nie kto inny, a Ben.
-O przyszliście w samą pore- zaczął z uśmieszkiem Ben, po chwili zauważyłem, że trzyma w ręce pistolet.
-Ben, nie rób głupot!
-Zamknij się! Ty dla mnie jesteś już nikim!- Hervey spuścił głowe lecz nie odsunął się. Widać było, że to go zabolało.
-Czego chcesz?!- zawołałem wychodząc krok na przód.
-Ciebie. Albo ty, albo twój brat.
-Nie...
-Tak. Licze do trzech. Raz...- chciałem coś powiedzieć, ale nie wiedziałem co- dwa...- Leon podniósł zakrwawioną twarz i lekko pogiwał nią patrząc mi w oczy.
-Dobrze, dobrze. Masz mnie, ale odłóż ten pistolet.
-Podjedź- obróciłem się i spojrzałem na Hervey'a, a ten tylko wyciagnął rekę lecz ja wiedziałem, że musze zrobić co słuszne. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę Bena- Dobry chłopiec- pogładził wierchem dłoni mój policzek na co odwrociłem głowe.
-Niestety troszkę ci to zajęło, więc- po wielkiej hali rozbiegł się huk.
Ben pociągnął za spust śmiejąc się, a Leon leżał bezwładnie na ziemi.
Padłem na kolana i doczołgałem się do brata, a po chwili podbiegł Hervey.
Położyłem jego głowe na moich kolanach i praktycznie nic już nie widząc przez łzy, zobaczyłem, że Ben zbliża się z nożem.
Bez namysłu sięgnąłem po pistolet Hervey'a i strzeliłem mu prostu w ramię, przez co padł na ziemie.
Ostrożnie położyłem głowe brata na ziemi i rzuciłem się na niego okładając go gdzie popadnie pięściami.
Gdy jego koledzy chcieli mnje odciągnąć do akcji ruszył gang Hervey'a.
Ben sięgnął noża, po czym wbił mi go w uda.
Przyłożyłem mu pistolet do skroni i wtedy poczułem silne uderzenie w tył głowy.

Life Is Cruel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz