Rozdział 2

569 34 12
                                    

Król Duncan już miał ruszać do ataku, gdy usłyszał dziwny, głośny gwizd. Najdziwniejsze było to, że dochodził on z armii Morgaratha. Władca momentalnie poczuł, jak serce staje mu w piersi z przerażenia. Czyżby dał zapędzić się w pułapkę?! Jak mógł być tak głupi i lekkomyślny?! Już miał szukać jakieś drogi odwrotu, gdy zauważył jakiś ruch w armii wargalów. Popatrzył w stronę Morgaratha i aż otworzył usta ze zdziwienia. Coś wskoczyło na trupio-białego konia, odbiło się od niego i wyskoczyło w górę na jakieś 2 metry. Morgarath osunął się na ziemię, a jego koń nawet nie drgnął. Ułamek sekundy później powietrze przeszył cichy świst, a główny łucznik padł martwy na ziemię. Konie zaczęły się niepokoić i nerwowo przebierać kopytami. Coś spadło z pobliskiego dębu w sam środek armii, powietrze przeszył cichy syk, a następnie chmura czarno-szarego dymu zasłoniła wargalów i żołnierzy. 
- C- co to jest? - Spytał cicho Duncan nie mogąc oderwać oczu od widoku przed nim. 
- Nie wiem, panie. - Powiedział równie cicho Crowley. - Ja niczego nie planowałem... - Dodał od razu. Po chwili coś dużego spadło z dębu i ruszyło w bój. W pierwszym szeregu powstał zamęt, a chaosu dodała kolejna postać, która wskoczyła na konia jednego z żołnierzy i zaczęła wycinać sobie drogę przez innych ludzi i wargalów. Powietrze przepełniło się odorem krwi, wrzaskiem żołnierzy, szczękiem broni i sykiem wypuszczanych pocisków. 

>>-------> 

Will odbił cios maczugi swoją saksą i rzucił się na pobliskiego wargala, który nie wykazywał żadnych chęci do obrony. Zwiadowca pstryknął palcami, a jego towarzysze skupili się na ludziach zostawiając bestie w spokoju. 

>>------->

Kusznik postanowił, że czas oszczędzać amunicję. Zostawił swoją kuszę, łuk i atlatl, i wziął nóż. Wypadł z krzaków i rzucił się na żołnierzy, który już kompletnie ogłupieli. Nie mieli pojęcia, co się dzieje, nie mieli gdzie się wycofać, a do tego nie wiedzieli ilu jest przeciwników. Porzucili cały plan przejmowania Araluenu i jak jeden mąż, rzucili się do ucieczki. Nie przejmowali się swoimi towarzyszami, a lata treningu poszły w las. Instynkt wziął górę, a armia Morgaratha posypała się w drobny pył. Kusznik rzucił się w sam środek plątaniny zbroi, ciał i broni i wyciągnął swoje ostrze. Przeciął gardło jednego żołnierza i rzucił się na drugiego. Kątem oka spostrzegł Willa, który machnął ręką. Chłopak skinął głową i zmienił ułożenie broni, by nie zabijać, lecz ogłuszać.

>>------->

Żołnierze armii aralueńskiej stali w takim szoku, że nikt nie mógł się ruszyć. Wpatrywali się w walkę przed nimi, a zwiadowcy i baronowie z królem na czele modlili się, by wojownicy okazali się przyjaciółmi. Dym już trochę opadł i przerzedził się, więc doskonale widzieli umiejętności obcych. Każdy żołnierz z armii króla wiedział, że cała armia razem wzięta nie może się równać z takim przeciwnikiem. Byli po prostu za słabi. W dodatku przeciwnicy wydawali się doskonale ze sobą zgrani. 
Gilan zauważył, że tylko jeden z nich wydaje polecenia i chciał powiedzieć o tym królowi, Haltowi lub Crowleyowi ale po prostu nie mógł wydobyć z siebie słowa. 
Każdy był pełen podziwu i szacunku dla niesamowitych zdolności, które wywołały taki pogrom. W jednej sekundzie wszystkie konie uciekły lub padły martwe, a żołnierze byli tak przerażeni, że praktycznie nie stawiali oporu.  

>>------->

Will rzucił się w stronę jednego z młodszych żołnierzy i odwrócił się w locie powalając młodzika. Zwiadowca wykorzystał to, że odbił się od przeciwnika i natychmiast stanął na nogi, a żołnierz wpadł na innego człowieka, który oberwał rykoszetem i razem z młodzikiem padł na twardą ziemię splamioną krwią. 
Zwiadowca gwizdnął głośno dając sygnał dla wszystkich: "Kończymy zabawę!". Przez chwilę widział czarne oczy swojego przyjaciela, który nie spuszczając wzroku kiwnął głową i wyciągnął saksę zakończoną ciężką głowicą. 
Podbiegł do jakiegoś żołnierza i skoczył na niego. Odwrócił się równocześnie prostując nogi, a chłop padł jak kłoda. W tym samym czasie lekko podrzucił broń, która zaczęła się obracać. Chłopak złapał za rękojeść i uderzył twardą głowicą prosto w hełm przeciwka, któremu aż zadzwoniło w uszach. 

>>------->

Powietrze przeszyły kolejne syki wypuszczanych strzał i bełtów, każdy z innej strony. Miało się wrażenie, że armię Morgartha atakują co najmniej trzy inne armie. Żołnierze padali jak muchy, jeden po drugim, a czasem i paru na raz. 
Duncan przełknął ślinę. Wiedział, że wojna zaraz dobiegnie końca. A potem... No właśnie... Co potem? Czy tajemniczy wojownicy okażą się przyjaciółmi, czy kolejnymi najeźdźcami? I nie ważne, jak absurdalnie by to nie zabrzmiało, król wiedział, że o ile z armią Morgaratha mogli sobie jakoś poradzić, tak z takim przeciwnikiem na pewno nie dadzą rady... 

>>------->

Will zauważył, że powoli kończą się im żołnierze do pokonywania. Gwizdnął głośno i wysoko, a jego towarzysze jak jeden mąż stanęli w miejscu i wbili wzrok w swojego przywódcę. Wiedzieli, że żołnierze, o ile jeszcze jacyś zostali, są zbyt przerażeni, by atakować. Chłopak w zwiadowczej pelerynie popatrzył po swoich przyjaciołach. Większość z nich miała na sobie szare, prawie czarne peleryny z kapturami. Do tego chusty zasłaniające usta i nos, przeciągnięte pod kapturami przysłaniającymi oczy. Tylko trzej członkowie paczki Willa wyróżniali się znacząco. Will miał strój zwiadowcy ale założył też chustę. Kusznik był ubrany w gruby, szaro-zielony mundur i również posiadał chustę. Poza nimi wyróżniała się jeszcze jedna, mała postać. Ona również miała na sobie mundur podobny do tego należącego do kusznika.
Zwiadowca w końcu spojrzał w stronę armii Duncana. Z rozbawieniem zauważył, że niektórzy żołnierze zadrżeli i odruchowo złapali za broń. "Ej, spokojnie.", pomyślał i machnął ręką, a jego drużyna posłusznie ruszyła za nim.
Kusznik zabrał swoją broń z krzaków i wyprowadził z nich kolejną postać owiniętą w maskujący płaszcz. 

>>------->

Król Duncan z rosnącym przerażeniem i paniką obserwował, jak nieunikniona śmierć powoli zbliża się do jego wojska. Zszokowany zauważył, że tych doskonałych wojowników jest zaledwie kilku, co wywołało w nim taką panikę, szok i podziw zarazem, że zszedł z konia i stanął naprzeciw czarnych peleryn. 

***

Wiem, zabijecie mnie! XD 
Ale hej, przynajmniej jest rozdział, co nie? :D 
Tak na serio, dziękujcie @Joel_Carter, dzięki której macie ten rozdział :>

Do przeczytania,
- HareHeart. 

Zwiadowcy - NiezwyciężeniWhere stories live. Discover now